Witajcie!
Ten weekend był strasznie szalony, dlatego rozdział dopiero dziś. Ale za to długi. Bardzo przepraszam. Mogłam napisać w piątek, ale chodziłam po ogrodzie z radością patrząc na pierwsze oznaki zbliżającej się wiosny. Nigdy nie mogę uwierzyć w ten cud! Po prostu niesamowite!
W dodatku przyszła paczka z koniaczkami, a niedługo urodziny, więc będzie więcej.
Jeszcze a propos rodziału - niestety Charles de Gaulle wywinął mi pewien numer i zmieniłam go na Edouarda Daladiera.
Uprzedzam, że rozdział trochę szalony :). Dedyk - dla Capricorn za komentarze i wsparcie :*.A teraz miłego czytania!
Wybiegając usłyszała jeszcze
wypowiedziane z niedowierzaniem słowa Raczkiewicza, lecz zignorowała je.
Wbiegła na piętro przeskakując po kilka stopni, co zupełnie nie licowało z
powagą zadania, które Sikorski miał jej powierzyć. Gdy później wspominała ten
wybuch gniewu robiło jej się wstyd. Teraz jednak gorączkowo szukała płaszcza, w ferworze walki tłukąc ozdobny wazon. Ona jednak wcale tego
nie zauważyła. Wypadła z pokoju, zbiegła po schodach ścigana okrzykiem
Raczkiewicza proszącego, żeby się opamiętała i wyszła na zewnątrz.
- Pod budynek parlamentu proszę. –
rzekła, wsiadając do taksówki.
- O! To pani! – kierowca okazał
się tym samym Francuzem, który wczoraj przywiózł ją z dworca. – Cudownie znowu się spotkać! Jednak mały ten
świat, choć niby taki wielki. Może teraz będzie pani chętna na wycieczkę?
Pokazałbym pani naszą wieżę, Wersal…- przerwał, widząc niewróżące niczego
dobrego iskierki w oczach Zofii. – Tak, oczywiście.
Po niecałych piętnastu minutach
byli na miejscu. Taksówkarz wysadził Zosię pod samym budynkiem. Tym razem
zaszczyciła chłopaka uśmiechem, który ten wyraźnie uradowany odwzajemnił, po czym skierowała
się w stronę wejścia.
Budynek prezentował się okazale,
choć nie aż tak jak siedziby parlamentów w niektórych europejskich miastach.
Mimo to był naprawdę ładny. Zofia jednak nie zajmowała się podziwianiem
architektury, lecz szybkim i zdecydowanym krokiem podeszła do portierni. Siedziała
tam znudzona Francuzka piłująca długie paznokcie.
-
Przepraszam, czy zastałam premiera Daladier’a? – spytała.
- Posiedzenie właśnie się
skończyło. – odrzekła, nie przerywając robienia manicure. – O ile się gdzieś nie
zagada, powinien zaraz wyjść. Proszę chwilę poczekać.
Chwila przedłużyła się trochę i
stała się godziną. Zofia ochłonęła trochę i zaczęła zastanawiać się, czy na
pewno powinna tak wybuchać. W końcu zarówno Sikorski jak i Raczkiewicz to
wielcy patrioci, którzy na pewno zrobili wszystko, żeby pomóc Polsce. Jednak gdy
spojrzała przez okno na beztroskich, roześmianych paryżan i porównała ich z
zastraszonymi, poszarzałymi mieszkańcami Warszawy i pozostałych polskich miast
stwierdziła, że robi dobrze. Był to najwyższy czas na tego typu decyzje, bo
właśnie nadchodziło kilka osób, wśród których rozpoznała premiera. Wyróżniał
się niskim wzrostem oraz lekko kaczym chodem. Natychmiast podbiegła do niego.
- Witam, moje nazwisko Wolińska,
czy miałby pan dla mnie chwilkę?- zagadnęła.
Polityk obrzucił ją zdziwionym
spojrzeniem. Nerwowo przygładził włosy.
- Pani z gazety?- zapytał.
- Nie, ja w zupełnie w innej
sprawie. Jestem żołnierzem Wojska Polskiego. – odparła dumnie. –Znam prezydenta
Raczkiewicza. – dodała.
- Tak? W takim razie o co chodzi?
- Chciałabym porozmawiać, ale
może nie tutaj? – spojrzała na niego znacząco.
- Och, oczywiście. Proszę za mną.
Minęli portiernię oraz kilkoro
dziennikarzy, których premier zbył lakonicznymi odpowiedziami, po czym znaleźli
się w dużym gabinecie. Daladier wskazał Zofii kanapę, a sam zasiadł na
skórzanym fotelu.
- Więc, jaki mamy problem? –
spytał.
- Pewnie słyszał pan o tym, że
pański kraj zobowiązał się pomóc Polsce w razie zagrożenia. O ile mnie
pamięć nie myli miało to miejsce w
kwietniu tego roku.
- Nie rozumiem, do czego pani
zmierza?
- Chciałabym wiedzieć, gdzie ta
pomoc?
- Pomoc została już dawno
wysłana. – odparł, zapalając papierosa. – Pali pani? Nie? No cóż.
- Pan raczy żartować? – w oczach
dziewczyny błysnęły znane potem na całym świecie niebezpieczne iskierki.
- Skądże. – odpowiedział niezmieszany.
– Zresztą dalej pomagamy – pan Sikorski z panem Raczkiewiczem oraz między
innymi szanowna pani możecie przebywać w Paryżu.
- Jesteśmy państwu szalenie
wdzięczni. – wysyczała. – A co z resztą kraju?
- Przecież wzywaliśmy Niemców do
zaprzestania ataku.
- Czy Hitler dzwonił już do pana
z przeprosinami? – spytała nie mogąc się
powstrzymać.
- Niepotrzebna złośliwość.
Zresztą nie będę posyłał wojska żeby Wam pomóc. My również jesteśmy zagrożeni.
Dlaczego nie poprosicie o pomoc Anglii? Oni też podpisali to porozumienie! A
teraz przepraszam, spieszę się . – zakończył rozmowę.
- Do widzenia. Podczas rozmowy z
Churchillem ostrzegę go, że Francja nie wywiązuje się z obietnic.
- Proszę go ode mnie pozdrowić! –
krzyknął do niej na odchodnym. Nie wiedział o tym, że Wolińscy nigdy nie
rzucają słów na wiatr.
- Gdzieś ty była? – powitało ją
pytanie Raczkiewicza.
- Rozmawiałam z premierem
Francji. – odparła córka jego przyjaciela.
- Na litość boską! Przyjął Cię?
- Oczywiście. – odrzekła z
uśmiechem tryumfu.
- Boję się pomyśleć, coś Ty mu
powiedziała.
- Nic takiego. To ograniczony,
uparty człowiek. Może Churchill okaże się rozsądniejszy.
- Proszę? – prezydentowi zrobiło
się słabo. – Jak to?
- Wybieram się do Londynu.
Przykro mi, że nie zabawię dłużej.
- Boże drogi! Ja cię błagam, nie
rób tego!
- A ja uważam, że to dobry
pomysł. – odwrócili się i zobaczyli za sobą generała Sikorskiego. – Właśnie miałem
podobny pomysł. Może Zofia przemówi im do rozsądku?
- Ale jak to, jak to?- powtarzał
przerażony Raczkiewicz. – Choć w sumie….. mieliśmy przecież wysłać do Londynu
dyplomatę, a Zosia przeszła szkolenie. Nie, nie lepiej nie.
- Proszę się uspokoić, w drodze
na peron porozmawiam z panią. Tylko proszę się pospieszyć, ostatni pociąg
odchodzi za godzinę.
Miłego tygodnia!
M
"w oczach dziewczyny błysnęły znane potem na całym świecie niebezpieczne iskierki" - troszeczkę Cię poniosło, ale czemu nie?
OdpowiedzUsuńZa to uwielbiam Zosię! Jest bezkonkurencyjnie wspaniała, gdy z lekko zadartym nosem uprzejmie oznajmia, iż prezydent Francji jest głupi, ograniczony i niecierpliwie oczekuje telefonu z przeprosinami od Hitlera.
Poza tym Charles de Gaulle rzeczywiście zachował się w sposób niegodny dżentelmena, jak mógł tak późno zabłysnąć na arenie światowej? Tak samo królowa Elżbieta, czemu musiała się urodzić dopiero w 1926!
A następnym razem dodaj w pt - nie wytłumaczysz się nawet przybyciem wiosny! ;)
Bardzo podobają mi się oba opowiadania. Robicie tylko za długie przerwy - nie pamiętam, co było w poprzednich częściach i muszę szukać po blogu poprzednich postów ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Z tą prośbą to do Sophiji (ma już 19 stron O_o), bo ja się nie mogę zmobilizować.
UsuńCapricorn, rzeczywiście muszę coś z tym zrobić... może przeniosę na innego bloga samo opowiadania; póki co nic lepszego nie przychodzi mi do głowy!
UsuńMoże wystarczy, jak na początku kolejnej części będziecie dawać link do poprzedniej? Można kliknąć i przypomnieć sobie (jak ktoś chce), a nie trzeba grzebać po blogu. Bo ja leniwa jestem troszkę ;)
UsuńMalia: "Ziemiomorze" czytałam, całą serię :).I koniecznie przeczytaj Percy'ego :D!W sumie 9 tomów ^^.
OdpowiedzUsuńSophija:Koszulka z dostawą trochę droga, ale wybrałam kuriera i przyszła w drugi dzień po zamówieniu, więc jeśli masz chętkę, to polecam :).
Pozdrawiam
Aredhel
Ciekawie, pozwolę sobie jednak zwrócić uwagę na jeden tyci błąd, który wyłapałam. Piszesz w trzeciej osobie, a w jednej wypowiedzi przeszłaś jakby w tryb pierwszoosobowy. Dokładnie tutaj:
OdpowiedzUsuń"- Pod budynek parlamentu proszę. – RZEKŁAM, wsiadając do taksówki." (Wyróżniłam wielkimi literami.).
Poza tym ok, czekam na kolejną część. :)
U mnie n/n.
Pozdrawiam,
Karo ;)
[fantome.bloog.pl]
Dzięki. Ja głównie piszę w narracji 1-osobowej, ale tu byłoby to trudne.
Usuń