Francuski poszedł tak dobrze, że nie sądziłam aż do tamtego tygodnia, iż kiedykolwiek będę w stanie tak napisać jakąkolwiek olimpiadę! Jestem przecież zwykłą, szarą uczennicą próbującą godzić przyjemne (plastyka i pisanie) z pożytecznym (to wszystko inne) - nie rozpisuję się, bo mój harmonogram na przyszły tydzień to totalne szaleństwo! :D
Amarillo (ten trzpiot, który jest w tak wielu miejscach, a nigdy nie tam gdzie powinien) wlazł niedawno na moje orchidee. Co zrobiłam? Zamiast zastosować jakąś efektowną metodę wychowawczą urządziłam mu sesję zdjęciową!
Dość tego dobrego, teraz pora na rozdzialik ;)
Leon
Im bardziej pochód zbliżał się do granicy,
tym bardziej zmieniało się otoczenie. Stopniał śnieg, a ponieważ w tej części
królestwa nie było żadnych dróg, gdyż karawany niezwykle rzadko podróżowały w
te strony, więc patrol przedzierał się przez falujące morza traw.
W powietrzu unosiła się woń nadchodzącej
wiosny, a rycerze powoli zdejmowali z siebie wełniane płaszcze. Wszędzie
słychać było trel ptaków, gdzieniegdzie przemknął przed rycerzami cień sarny
lub królika. Dwóch rycerzy drzemało w siodłach, a reszta kiwała się sennie.
- Jak pięknie jest w tych stronach.
Chciałbym założyć tu gród, do którego zjeżdżaliby się lordowie goszczący na
najświetniejszych dworach siedmiu królestw! Wydawałbym bankiety, a moje wioski
ciągnęłyby się aż do granicy! Zima musi być tutaj łagodna, a zwierzyny jak
widać jest pod dostatkiem. Żyłbym tu jak w raju! - rozmarzył się sir Myron.
Sir Ciril spojrzał na niego spode łba.
- Głupcze! - zachrypiał strasznym głosem -
Myślisz, że twierdza Cytyni nie była świetnie ufortyfikowanym i bronionym przez
znamienitych rycerzy grodem? A jednak i to nie wystarczyło przeciw wrogiej
armii! Teraz wieziemy ze sobą córkę lorda Eddrada, więc przyśpiesz tą swoją
szkapę.
- Kim jest ta ranna dziewczyna, że muszę
katować mojego wierzchowca, popędzając go, gdy ledwie trzyma się na nogach?
Jedną z świetnych panienek, których w Camelot masz, ile zapragniesz, a ta na
pewno nie wygląda na najbardziej urodziwą.
Sir Ciril zacinął mocno cugle konia, a
jego twarz spłonęła czerwienią, ale pohamował się.
- Zamilcz, nie chcę opóźniać patrolu pojedynkiem.
- Zapłoniłeś się jak panienka. Kim był
niby ten lord? Kogo obchodzi jego córka, która po śmierci ojca i spaleniu
majątku nic nie jest warta?
Leon jadący z przodu wyprostował się i
powiedział oficjalnym tonem.
- Lord Eddrad był w swoim czasie najbliższym
przyjacielem i doradcą króla Uthera oraz drugim, po królu, mieczem państwa oraz
byłym dowódcą rycerzy Camelot, więc proszę Cię przyjacielu o więcej szacunku,
szczególnie, że mówisz o zmarłym bohaterze poległym podczas walki o swoją
ojczyznę.
Sir Myron nic nie odpowiedział, tylko
rzucił coś pod nosem, a sir Cyryl zrównał konia z Leonem, trzymającym w
ramionach Anne.
- Musimy zatamować upływ krwi. Inaczej ona
nie dojedzie do granicy. - w jego głosie była niespotykana u nieugiętego
rycerza tkliwość - Nie możemy pozwolić jej umrzeć, to córka mojego pana i
dobroczyńcy.
- Za chwilę zatrzymamy się na krótki
postój; konie są już znużone drogą. Pod wieczór będziemy na granicy.
- A co potem? Stoją przed nami Lodowe
góry.
Bruzda między oczami rycerza wydawała się
jeszcze głębsza niż przed chwilą.
- Może przypadkiem trafimy na jakiegoś
uzdrowiciela? I tak nie możemy z mieczami wejść w głąb tego kraju.
- Dlaczego? - zapytał nagle obudzony
rycerz.
- Nie mam zamiaru wydawać się na pastwę
ludu południa bez mojego miecza w ręku. - krzyknął sir Myron.
Leon nie wytrzymał i wstrzymał konia. Stał
teraz z ogniem w oczach naprzeciw sir Myrona, a jego ręka nieświadomie
powędrowała w stronę miecza przypiętego do pasa. Przewyższał towarzysza o
głowę.
- Powtórz, co powiedziałeś sir.
Rycerz rozglądnął się niepewnie po
towarzyszach, ale nie zamierzał splamić honoru, więc powtórzył.
- Nie mam zamiaru wydawać się na pastwę
ludu południa bez mojego miecza w ręku.
- Dobrze. Więc zawróć. Nie karzę ci ze mną
jechać, sir Myronie i tym samym pozwalam zostawić tu swój tytuł i honor, możesz
wracać do domu. Jeśli jednak postanowisz zostać nie mam zamiaru słuchać twojego
narzekania i podburzania innych.
- Nie jesteś nawet rycerzem, chłopcze!
Leon wyglądał, jakby został spoliczkowany.
Tym razem jego oczy wyrażały tylko zimną wściekłość.
- Za to synem i wnukiem rycerzy, który
dobrze wie, jak posługuje się mieczem.
Cedził słowa, mówił cicho, nie podnosząc
głosu. Następnie obrócił się wyprostowany i ruszył w przeciwną stronę. Nagle
stało się coś nieoczekiwanego. Sir Myron przyklęknął na jedno kolano.
- Nie byłem pewien, czy słusznie
wybraliśmy cię na przywódcę. Teraz już wiem, że na to zasługiwałeś. Będę
zaszczycony jadąc za tobą chociażby na pewną śmierć. Prowadź i bierz
odpowiedzialność za swoje decyzje, przyszły rycerzu królestwa.
Zatrzymali się na krótki posiłek złożony z
czerstwego chleba. Dokuczał im mróz i przejmujący wiatr, dlatego jedli jak
najprędzej. Cyryl nic nie jadł, tylko skreślił węglem drzewnym kilka słów na
jasnej korze i przyczepił kawałek drzewa do nóżki gołębia. Pozostali rycerze
przypatrywali mu się ze zniecierpliwieniem. Rycerz pogłaskał ptaka po głowie.
- Leć do Camelot i zawiadom króla o
nieszczęściu, jakie dotknęło Cytyni. Oby twoja droga była prosta, niech wieści
niesione przez ciebie dotrą prędko do królewskich uszu, bo inaczej możemy się
bać o południowe strony królestwa. - wyszeptał cicho.
Potem wypuścił ptaka i przez moment
patrzył jak niezgrabny cień o szarych skrzydłach unosi się do góry, brnąc
dobrze wyuczoną drogą w stronę stolicy. Obrócił się twarzą do towarzyszy.
- Wypełniliśmy nasz obowiązek, teraz
ruszajmy w drogę!
Ich konie pogalopowały w stronę nieznanych
krain.
Merlin
Siedział na łóżku ze skrzyżowanymi nogami
podziwiając setki dachów małych domków, wybudowanych u stóp wielkiego grodu.
Przez moment wsłuchiwał się obojętnie w ciszę. Później oparł się o ścianę i
załamał ręce.
- Nie wierzę! Nie wierzę! - powtórzył, aby
upewnić się co do prawdziwości swoich słów.
Nagle usłyszał skrzypienie drzwi i do
pokoju wsunęła się Gwen, zostawiając za sobą otwarte drzwi. Jej ognisto rude
włosy ożywiły ponury pokój, a promienny uśmiech rozjaśnił mroki wnętrza.
- Jak minął dzień? - spytała pogodnie.
- Boję się o Artura.
Roześmiała się szczerze, siadając na
taborecie naprzeciw niego.
- Co on znowu wymyślił?
Merlin niechętnie powrócił myślami do
wspomnienia, w którym królewicz wpadł jak opętany do swej komnaty wziął z
biurka stertę notatek i wrzucił je do kominka, a potem patrzył jak płoną. Nigdy
nie zapomni tej barczystej, ciemnej postaci na tle ognia, pożerającego wiedzę.
- Najprawdopodobniej oszalał. Spalił
wszystkie notatki.
Ku swojemu zdumieniu dostrzegł w
intensywnie zielonych oczach Gwen błysk akceptacji. Dziewczyna odetchnęła z
ulgą.
- Bałam się, że to coś poważnego. Artur
postąpił słusznie.
- Gwen, Camelot potrzebuje silnego władcy,
a nie króla - tyrana - nieuka! - wybuchł gniewnie.
- Camelot nie potrzebuje też na tronie
naukowca. Jak myślisz, do czego będzie mu potrzebna... na przykład historia?
Spróbował zachować spokój, choć
przychodziło mu to z trudem.
- Aby poznać dzieje minionych pokoleń i
nie powtórzyć ich błędów.
Przechyliła zadziornie główkę.
- A rachunki?
- Musi wyliczyć, ile złota może wypłynąć
ze skarbca, na ochronę granic, budowę zamków i traktów!!
Zamrugała oczami.
- To może wyjaśnisz mi na co królowi
przyda się botanika?
Merlin zaniósł się śmiechem, a potem
spojrzał w wielkie, pałające ciekawością, zielone oczy.
- Nie mam pojęcia! Może, aby znaleźć dla
wybranki serca najpiękniejsze kwiaty świata?
- A astronomia? - zapytała z szerokim
uśmiechem.
Merlin udawał śmiertelnie poważnego.
- Aby przekonać prostaczków, że można
wyczytać w gwiazdach słuszność jego decyzji.
Śmiali się przez chwilę. Pierwsza
spoważniała Ginewra
- Żałuję, ale muszę już iść. Morgana na
pewno na mnie czeka.
- Do zobaczenia Gwen!
Uśmiechnęli się do siebie i dziewczyna
wyszła z pokoju równie bezszelestnie, jak weszła. Merlin myślał przez chwilę,
po czym wyjął spod obluzowanej deski w podłodze starą księgę - prezent od
Gajusza.
Tak oto u boku najbardziej zajadliwego
przeciwnika czarów, mag - samouk zgłębiał tajniki zakazanej sztuki.
To do napisania!
Sophija
PS. Biorę udział w Candy u Mai!!
PS2. W środę olimpiada z polskiego... życzę powodzenia wszystkim moim towarzyszom niedoli!
Fajne zdjęcia. Zapraszam do mnie :)
OdpowiedzUsuńPinkne zdjęcia !!!! :*
OdpowiedzUsuńOpowiadanie (?) też !!! :)
A ja w wt konkurs z angielskiego, etap szkolny (kfalifikacje do wojewódzkiego) ;) nie wyrabiam może nie z nauką co z czytaniem - zamiast czytać lektury i lektury dodatkowe to ja to co przyjemne ;)
OdpowiedzUsuńZacne zdj :)
Pozdrawiam
Śliczny ten źrebulek.
OdpowiedzUsuńGratuluję dobrze napisanej olimpiady z francuskiego. :3
Pozdrawiam :)
O masakra... własnie mi przypomniałaś o dwóch olimpiadach na które sie zapisałam... o jaaa.... totalnie mi wyleciało z główki :P
OdpowiedzUsuńGratuluję francuza i powodzenia na polskim.
Opowiadanie jak zwykle zacne :) Zdjęcia również.
Gratulacje dobrze napisanej olimpiady :D
OdpowiedzUsuńŚliczne fotki są słodkie ^_^
Pozdrawiam i zapraszam na n/n
figurkischleich.blogspot.com
Maluch prezentuje się przeuroczo w towarzystwie delikatnych orchidei... Świetnie podkreślają jego urodę i taką zwiewność :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Tak rzeczywiście ślicznie prezentuje się w towarzystwie orchidei :)
OdpowiedzUsuńI życzę powodzenia w olmpiadzie z polskiego.
Pozdrawiam
*olimpiadzie
UsuńA mówiłaś, że francuski to język, którego nikt jeszcze nie ogarnął :P.
OdpowiedzUsuńTrzpiotowa maść ładnie się komponuje z orchideami ^^.
Takie zimno, a Ty piszesz o topniejącym śniegu ;/ Miej litość dla ludzi!! Orchidea zawsze dobrą dioramą :) Lord Eddrad :P "Nie karzę ci ze mną jechać" - ZOSIA BÓJ SIĘ BOGA!!! On mu dał karę??
OdpowiedzUsuńOpócz tego zacnie. Zdzwonimy się
Topniejący śnieg to zwiastun wiosny. Pogodnie patrzę w przyszłość :D
UsuńBoję, się boję, choć mniej niż nauczycielki francuskiego :P
I nie udawaj, że nie wiesz o co mi chodziło ;)
Koniecznie!!
Maluszek naprawdę ślicznie prezentuje się z Orchideami :) Powodzenia na olimpiadzie, pozdrawiam :3
OdpowiedzUsuńZapraszam na n/n : http://schleich-stajnia.blogspot.com/
fajny pomysł na zdjęcia! :) Powodzenia na olimpiadzie! :D
OdpowiedzUsuń