Strony

31 grudnia 2015

Myrtle, my sweetie!

Cześć wszystkim!

Święta, święta i ... po świętach. Czy tylko mi wydaje się, że jak mam wolne to w ogóle brak mi wolnego czasu?? To niesamowite zjawisko chyba nigdy nie zostanie wyjaśnione :P
Z tego też powodu moje mocne postanowienie pisania przed Świętami skończyło się jak widzicie. No ale cóż - mimo wszystko mam nadzieję, że Wasze Boże Narodzenie  było udane i wesołe , a Aniołek/Gwiazdka/Mikołaj/Gwiazdor był hojny. Jestem strasznie ciekawa, co dostaliście?

6 grudnia 2015

Chwila na pisanie - zaległe recenzje

Dobry wieczór!

I znowu dawnośmy się nie czytali! Swoją drogą  - jak ten czas pędzi! Ja nadal jestem na etapie "dopiero był początek roku" :P A tymczasem już Święty Mikołaj za progiem :D A właściwie to już nawet  ten próg przestąpił - mój nieduży prezent "ode mnie dla mnie" ( takie są najlepsze!) zjawił się w nowym domu  już środę (bliżej o nim innym razem ;)).

8 listopada 2015

Znak życia :)

Witajcie!

Tu Malia. Powracająca prawie dwumiesięcznej przerwie, ale jednak ta sama. Może niektórzy stwierdzili już, że skończyłam z blogowaniem. Otóż nie całkiem.

Nie będę Wam  szczegółowo wymieniać powodów mojej nieobecności. Nauki i pracy oczywiście mam sporo, ale byłam na to mentalnie przygotowana - w końcu to ostatnia, najważniejsza klasa.
Aczkolwiek trzeba przyznać, że o ile od kilku dobrych lat byłam naprawdę mocno zajęta, to teraz mam trudności z dociągnięciem do piątku.

20 września 2015

Rozdział XVI i kilka innych spraw

Witajcie!

Od czego by tu zacząć...
Jak już wcześniej pisałam obawiam się, że w tym roku szkolnym nie będzie już tak regularnych postów. Dlaczego? Po pierwsze nauka i przeróżne obowiązki, które rozmnożyły się w sposób nadspodziewanie szybki. Po drugie... No właśnie. Patrząc na siebie sprzed roku czy dwóch i teraz zauważam pewne różnice w wyborze priorytetów. Po prostu doszłam do wniosku, że czasami wolę porobić coś innego niż pisanie notek. Ale nie martwcie się, póki co nie zamierzam Was opuszczać - blogowanie sprawia mi zbyt wielką przyjemność! ;)

3 września 2015

Krótka rzecz o powrotach...

Cześć!

Wrzesień... Miesiąc przez niektórych znienawidzony, przez niektórych lubiany, a przez  jeszcze innych przyjmowany ze stoickim spokojem...
Osobiście jak zwykle jestem przerażona liczbą rzeczy które miałam zrobić, a oczywiście mi się nie udało ( jak na przykład uzupełnienie zakładek na DTS czy rozwiązanie testów z chemii :P). Niemniej wypoczynek uważam za udany - oderwałam się od szarej  codzienności i zapomniałam o problemach(mam nadzieję, że Wy również ;). Ale niestety - od chwili powrotu do domu wszystko wróciło (BTW, Aredhel dostałaś maila?). Plus jako, że właśnie rozpoczęłam ostatnią, najważniejszą klasę tempo pracy już staje się oszołamiające (z tego też powodu post jest ciut spóźniony i muszę ostrzec, że takie rzeczy będą chyba zdarzać się coraz częściej) i wymaga bestialskiego porannego wstawania, do którego niestety muszę z powrotem się przyzwyczaić :/. Jak to mówią - powrót po urlopie zawsze najtrudniejszy.Trzymam więc kciuki za wszystkich powracających!

20 sierpnia 2015

Este es el Padré! (+ wycieczka w Polskę i esej dla chętnych)

Cześć wszystkim!

Uprzedzam, że dziś zapowiada się niezmiernie długi, bo aż trzyczęściowy post.  Wszystko dlatego, że w wakacje tak dużo się dzieje! Po pierwsze - jak co roku o tej porze odbyłam podróż "w Polskę". W tym roku padło na Podkarpacie.

13 sierpnia 2015

Bonnie, Clyde i nie tylko

Dzień dobry!

Jak to się dzieje, że wakacyjny czas tak szybko biegnie?
Pewnie wszystko dlatego, że mam teraz tyle przeróżnych zajęć! Naprawdę nie wiem, jak ktokolwiek może narzekać na nudę - jest tak wiele ciekawych książek i filmów, a letnie miesiące to jedyny czas kiedy mogę sobie pozwolić na nieograniczone czytanie i oglądanie. Coraz lepiej idzie mi też strzelanie z łuku ( ostatnio mało brakowało, a byłoby po kurze sąsiadów :P). Nałożyłam już kilka  pierwszych warstw pasteli na classica, nad którym aktualnie pracuję - zobaczymy, co dalej z tego wyniknie. Poza tym ciągle przyjeżdżają do mnie paczki z nowymi lokatorami stadniny, więc spodziewajcie się opisów ;) Oprócz tego sporo czasu przeznaczam również na pisanie (zresztą za chwilę będziecie mogli się o tym przekonać) i składanie nowych filmików. Innymi słowy - wszelkie odkładane przez ostatnie dziesięć miesięcy prace idą pełną parą!

5 sierpnia 2015

Kilka słów o ewolucji (oraz WYNIKI CANDY i następne banery)

Hej wszystkim!

Wakacje w pełni, ale szkoła już daje o sobie znać. Kilka dni temu ogłoszono tematy olimpiad i konkursów przedmiotowych, co niestety nie uszło uwadze moich nauczycieli, którzy już zaczęli słać maile, że " to w ich przedmiocie mam największe szanse". Cóż, doświadczona pięcioma latami udziałów w podobnych przedsięwzięciach będę musiała zadecydować, co wybrać w tym najważniejszym, ostatnim roku. A podejmowanie decyzji to coś, czego najbardziej nie lubię.

29 lipca 2015

Alexis (oraz górskie klimaty)

Dzień dobry!

Lato w pełni - ostatnie upały pewnie dały Wam w kość, prawda? O dziwo, mnie, osobie niezwykle "ciepłolubnej" również. A wszystko dzięki mojej Mamie (pozdrawiam, żywiąc jednakże cichą nadzieję, że tego nie czytasz :*), która od wielu już lat stara się przekonać mnie, że góry są lepsze od morza. A ja uparcie pozostaję nie przekonana! Co nie znaczy, że nie lubię górskich wędrówek ;)

21 lipca 2015

Rozdział XV, LA, Candy, podróże, etc...

Cześć wszystkim!

Pewnie zastanawialiście się, co też mi się stało? :) Złamałam swoją żelazną zasadę cotygodniowego dodawania postów... Bardzo przepraszam, ale niestety takie są uroki wakacji. Ostatnio żyję całkowicie i kompletnie "na walizkach" - w domu nie bywam dłużej niż 24 godziny.

Jakiś czas temu wróciłam z Trójmiasta ( może nie będę się rozpisywać na temat zabytków, bo w tym roku dość mało zwiedzałam - w końcu byłam tam już dziesiąty raz z rzędu):

5 lipca 2015

Shouka oraz CANDY Z OKAZJI DRUGICH URODZIN BLOGA!

Dzień dobry!

Ostrzegam, że dzisiejsza notka będzie dość niezorganizowana. Może zacznijmy od najważniejszego?


(zdjęcia na banerze mojego autorstwa)

Tak jest, Deterrasomni tydzień temu stuknęły dwa lata (czas leci...)! Tak samo jak w zeszłym roku postanowiłam  uczcić to rozdawajką, na którą serdecznie wszystkich zapraszam!

Zasady są następujące:
1. Należy skopiować powyższy baner i wkleić na swoją stronę/bloga  wraz z linkiem do tego posta. 
2. Napisać pod tą notką, że bierze się udział i wrzucić w komentarz link do miejsca, gdzie wkleiło się baner.

Zgłaszać można się do dnia 31.07 (włącznie).  Zwycięzca zostanie wyłoniony drogą losowania w pierwszych dniach sierpnia. Nagrodą będzie figurka (prawdopodobnie limitowany Schleich) i tradycyjnie niespodzianka związana z waleniami ^^


 Co do wakacji - osobiście jak zwykle robię się jeszcze bardziej leniwa i antyspołeczna. Ale w sumie stwierdzam, że takie dwa miesiące, podczas których kompletnie ucinam wszelkie kontakty ze światem rzeczywistym i całkowicie oddaję się książkom (aktualnie, oprócz kilku innych pozycji, kończę "Zbrodnię i karę" i muszę powiedzieć, że jestem zafascynowana Dostojewskim!). A w przerwach między czytaniem, pływaniem, oglądaniem skoków na Eurosporcie i spaniem robię to, co lubię najbardziej:



( na drugim zdjęciu oczywiście również figurka  - nie ma to jak wodoodporny aparat ;)

A propo orek właśnie - dziś przygotowałam dla Was kilka ciekawostek o następnej z mieszkanek Seaworld California - Shouce!



Podstawowe informacje:
Płeć - samica
Rodzice - Sharkane*, Kim II*
Data urodzenia - 25 lutego 1993
Miejsce urodzenia - Marineland Antibes (najpiękniejsze miejsce na świecie - przyp.red. :P)
Miejsce przebywania - Seaworld California
Znaczenie imienia - "jedyne piękno" w języku plemienia Inuktitut



Narodziny Shouki zapisały się w historii jako pierwszy udany odchów w Europie. Wychowywana  była w kochającej rodzinie, otoczona opieką matki, troskliwego ojca oraz drugiej z dorosłych samic, niedawno zmarłej Freyi*. W 1996 roku urodził się jej półbrat Valentin, a w kolejnych latach w parku pojawiły się następne cielaki Sharkane* - samiczka Wikie i samczyk Inouk. Dzięki temu Shouka zyskała nowych towarzyszy zabaw. Jej szczęście nie trwało jednak długo. W 2002 roku przeniesiono ją do amerykańskiego Six Flags Discovery Kingdom. Zarząd jej nowego domu chciał sprowadzić dla niej argentyńskiego samca Kshamenka z Mundo Marino, ale rząd Argentyny nie wyraził na to zgody. Samica została więc w dość dużym basenie w towarzystwie jedynie delfinów butlonosych ( jej najlepszym przyjacielem stał się 20-letni Merlin), z którymi dobrze się dogadywała. Wszystko zmieniło się w 2011, kiedy to zaczęła przejawiać agresję w stosunku do swoich współlokatorów, co zaowocowało ich odseparowaniem. Samotna, sfrustrowana orka zaatakowała wtedy trenera. W końcu całą  tą  sytuacją  zajął się stan Kalifornia (według tamtejszego prawa orki, jako zwierzęta bardzo społeczne, nie mogą być trzymane w samotności). W 2012 roku, po 10 latach życia bez innych przedstawicieli swojego gatunku, przybyła do San Diego. Obecnie pozostaje w dobrych stosunkach z każdym z członków tamtejszego wielkiego stada i nie wykazuje już agresji. W nowym domu rozkwitła, okazując się przyjacielską i energiczną pupilką trenerów. Znana ze swoich fantastycznych, niezwykle wysokich skoków. Seaworld ma nadzieję na uzyskanie od niej potomstwa w najbliższych latach.


Shouka to piękna, dorodna samica. Ma bardzo symetryczne plamki oczne, a jej płetwa grzbietowa jest lekko przechylona w prawo. Górna szczęka jest tej samej długości co dolna. Przyjaźni się z Kalią, spędza dużo czasu z Keetem.


zdjęcia - orcahome
info - orcinus.pl, orcapod.wikia, sandiegofreepress.org

Lecę na plażę!
Powodzenia w Candy :)
M

30 czerwca 2015

снегирь

Hej wszystkim!

I jak tam Wasze wakacje? Jesteście jeszcze w domu? Bo ja, po dosyć trudnym ze względów emocjonalnych zakończeniu roku ( nie wnikajmy proszę w szczegóły) zawitałam już wraz z częścią kolekcji nad nasz umiarkowanie gorący Bałtyk. W oczekiwaniu na wymarzone upały powstało już kilka sesji zdjęciowych. Moim ulubionym modelem jest obecnie druga  z ARek, która przybyła do mnie w zeszły piątek prosto z Holandii. Oto wałaszek o podwójnym imieniu - Snegir (снегирь) zwany Balagurem (tudzież Balagur zwany Snegirem :P)!


To pierwszy kłusak orłowski w mojej kolekcji. Model ten został  wyrzeźbiony i pomalowany przez Anię Dobrowolską-Oczko. Edycja limitowana do 60 kopii, skala 1:20.


Tak naprawdę dopiero widząc wyszlifowaną żywicę dostrzegłam pełnię różnic między tym materiałem a plastikiem. Rzeźba Snegira ma olbrzymią jak na Little Bits liczbę detali i wszelkich szczególików. Strzałki i kasztany są dokładnie zaznaczone na wszystkich nogach. Bardzo podoba mi się również naturalnie ułożona, delikatnie rozwiana grzywa. Zarówno ona, jak i ogon zostały wykonane z niezwykłą precyzją. Świetne są także ruchliwe, urocze uszka. Ania bardzo dobrze ukazała wielką liczbę żyłek, zmarszczek i rysunek mięśni czyli wszystko co tak uwielbiam :). Szczególnie fajnie wyglądają nogi, okolice stawu łokciowego, głowa.... Tak naprawdę nie ma niedopracowanej części ciała - zadbano nawet o schematyczne zwykle puzdro ;)


Osobiście uważam, że malowanie to temat na zupełnie osobną notkę ( a nawet cykl peanów :P), ale postaram się streścić. Maść była wzorowana na jednym z najsłynniejszych orłowów - Balagurze, siwym z depigmentacją mistrzu ujeżdżenia. Ana stworzyła prawdziwe dzieło sztuki! Od przepięknych, paskowanych kopytek przez ubogie w pigment miejsca i cieniowanie aż do wisienki na torcie - głowy z niesamowitymi, żywymi oczami i włoskami w uszach - siwek jest wprost doskonały. Rzadko mi się to zdarza, ale naprawdę nie wiem jak to wszystko opisać! Po prostu chylę czoła przed talentem malarki!


Podsumowując - jestem naprawdę pod wrażeniem możliwości Ani. Snegir reprezentuje zdecydowanie wyższy poziom niż większość moich modeli - zarówno pod względem rzeźby jak i malowania. Na zdjęciach wychodzi bardzo realistycznie, co jest jednym z głównych kryteriów pod jakim oceniam figurki. Jest po prostu piękny. I patrząc na niego mogę z czystym sumieniem powiedzieć - czasami warto troszkę przystopować z gumiakami oraz Breyerami  i kupić ARkę od dobrego artysty. Bo Ana jest zdecydowanie dobrą artystką i sądzę, że to nie koniec naszej współpracy. Tymczasem łapcie zdjęcia :)







Do napisania!
M

24 czerwca 2015

One shot, spotkanie modelowe i kilka innych spraw....

Hej!

Dziś mamy duuużo spraw do załatwienia. Po pierwsze - w zeszłą sobotę miałam niezwykłą przyjemność spotkać się z Metalfish i NAF, znane Wam zapewne z forum Modele Koni. Dziewczyny przywiozły ze sobą kilka naprawdę świetnych modeli, którym z przyjemnością przyjrzałam się na żywo ( w ogóle wspólnie zorganizowane jedzenie  również było bardzo zacne!) i przede wszystkim przywiozły siebie - dwie pozytywnie zakręcone osóbki. Wreszcie mogłam  z kimś porozmawiać  jak "modelarz z modelarzem". Wielkie dzięki za to spotkanie ( ci co nie byli niech żałują ;)! Mam nadzieję, że uda nam się je kiedyś powtórzyć ;)


Niestety, w tą samą sobotę otrzymałam również bardzo przykrą wiadomość, z której dalej nie mogę się otrząsnąć. Odeszła przewodniczka stada z Marineland Antibes - Freya. Była jedną z moich ulubionych orek - stanowcza, czasami trudna ale pełna piękna i wdzięku. Miała 32 lata i od pewnego czasu chorowała. Tak dobrze pamiętam ją z zeszłorocznej wizyty w Antibes! Miałam nadzieję, że jeszcze kiedyś ją zobaczę. Niestety, nie zdążyłam...


źródło - orcahome.de

Z ogłoszeń - czy zdajecie sobie sprawę, że to ostatni post w tym roku szkolnym? Mój wakacyjny grafik jest napięty do granic możliwości - i niestety raczej nie przewiduje dobrego dostępu do internetu :/ Cóż - zobaczę jak to zorganizuję. Druga sprawa - szykujcie się na jakiś konkurs ^^  A po trzecie - muszę się Wam przyznać, że ostatnio szaleję modelowo-zakupowo. Efekty tego wariactwa zobaczycie już wkrótce ;)

Aha - mam ważne pytanie. Jak może niektórzy wiedzą obecnie pasjami piszę eseje ( tak przynajmniej twierdzi moja polonistka :P). Bylibyście ewentualnie zainteresowani ??
Z chęcią uraczyłabym Was również swego rodzaju fanfikami związanymi z prozą Fitzgeralda oraz Dostojewskiego ( szczególnie Zbrodnią i karą) :) Tylko nie wiem, czy wszyscy czytali oryginały. 

Póki co mam dla Was następnego one shota. Nie wiem, czy będzie Wam się podobał bo wyszedł taki trochę w stylu Kafki, no i mogłam go jeszcze dopracować :P Niemniej miłego czytania! ( zawiera śmierć i trochę drastycznych scen)

Poranek był ciepły. Jasne, zalane światłem niebo grubą linią odcinało się od pasiastych dachów płóciennych namiotów The John Robinson Circus.
Obok jednego z nich stało właśnie pięciu potężnie zbudowanych, czarnoskórych mężczyzn.  Nonszalancko oparci o stojące obok słupki w milczącej zadumie żuli źdźbła trawy, beztrosko gwiżdżąc jakąś wymyśloną naprędce melodię. Swój senny wzrok zatrzymali na szóstym z towarzyszy – młodym, chudym chłopaku, kulącym się na ziemi. Nastolatek próbował wbić gwóźdź w twardą glebę. Niestety, wydawało się że jego wysiłki nie zdadzą się na wiele, co niesłychanie bawiło resztę kompanii.
Nagle coś przerwało sielski spokój budzącego się dnia. Robotnicy podnieśli głowy, zainteresowani zgrzytem skórzanych butów na żwirowej ścieżce. To, co ujrzeli zdziwiło ich na tyle, że zdecydowali się przerwać monotonne gwizdanie.
Widok faktycznie nie był zwyczajny. Ku leniwej grupce zbliżała się zwarta brygada pięciu białych policjantów. Ich odznaki lśniły w blasku wschodzącego słońca – tak samo jak ich świeżo wypastowane obuwie. Na twarzach tych młodych bogów malował się wyraz determinacji i pewności siebie.
- Komisariat w Duluth. – wypluł z siebie najstarszy z nich, prawdopodobnie najwyższy rangą. – Clayton, Jackson, McGhie - pójdziecie z nami. – dodał.
- A to dłaczego? – wyseplenił najstarszy z cyrkowców.
- Jesteście oskarżeni, mamy nakaz aresztowania. – odparł z pełnym złośliwej satysfakcji uśmiechem młodszy z oficerów. – Szybciej, nie ma się co ociągać!

Poprowadzono ich szarymi ulicami do bólu zwyczajnego miasta. Niezwykle zwykli ludzie wyglądali z okien, posyłając im dziwne spojrzenia. Nawet stojące w bramach konie wydawały im się teraz drwiącymi z nich szkapinami.
- Co się stało? Co zrobiliśmy? Panie władzo, o co chodzi? – padały pytania oskarżonych.
Ale nikt nie raczył udzielić odpowiedzi.

Po piętnastominutowej przechadzce dotarli do siedziby miejscowej policji. Budynek ten niestety nie miał nic wspólnego z czystością ubioru funkcjonariuszy. Cele, do których zaprowadzono aresztowanych były brudne, śmierdzące i do tego źle zabezpieczone. Mimo tego ostatniego faktu żaden z więźniów nie starał się wyjść z zamknięcia, jakby przejście przez miasto pozbawiło ich ochoty do walki z niedorzecznością dzisiejszych zdarzeń. Usiedli więc na swych siennikach i oddali się rozmyślaniom, czasami jednak próbując nawiązać jakiś kontakt z policjantami.

Dzień zmierzał już ku końcowi, a aresztanci nadal nie wiedzieli jaki wyrok odsiadują. Zrezygnowani, zaniechali pytań i postanowili spokojnie poczekać na rozwój wypadków.
Wtem usłyszeli jakiś hałas na ulicy. Zaciekawieni podeszli do krat.
- Co się dzieje? Wszystko w porządku? – zapytał najmłodszy z osadzonych, Jackson.
Zamiast odpowiedzi usłyszeli nieprzyjemny huk tłuczonej szyby. Krzyki zgromadzonych na zewnątrz ludzi wzmagały się.
Nagle umysł Jacksona zaczął pracować na najwyższych obrotach.
- Panie Władzo, nie chcecie chyba powiedzieć, że… Ale chyba nas nie wydacie? Cele są zamknięte, prawda?
Jego pytania zagłuszył trzask pękających drzwi oraz ryk wdzierającego się do środka tłumu jednakowych farmerów – białych, barczystych i bezlitosnych.
Jeden z oficerów próbował im coś tłumaczyć, żywo przy tym gestykulując. Został jednak natychmiast brutalnie odepchnięty na bok, co skutecznie zniechęciło go do jakiejkolwiek rozmowy.
Tymczasem tłum skierował się do pierwszych trzech cel. Kraty nie stanowiły żadnego problemu dla wideł i motyk. Już po kilku sekundach McGhie, Clayton i Jackson zostali wywleczeni na zewnątrz budynku. Pchnięto ich pod ścianę.
- Oto zbrodniarze! Ci trzej napadli niewinną dziewczynkę! Ci trzej obdarli jej duszyczkę z niewinności!- wykrzykiwał charyzmatyczny blondyn w średnim wieku, najwyraźniej przywódca tłumu. – I co my z tym zrobimy? – wskazał palcem na domniemanych kryminalistów.
- Ukarzemy! – ryknęła tłuszcza. – Śmierć za śmierć!
W powietrzu zaczęły śmigać cegły, deski i kamienie. Po czarnoskórych wyciągnięto chciwe ręce.
- Ależ my jesteśmy niewinni, proszę, dajcie nam spokój! – tłumaczył Jackson. Jego błagania skwitowano tylko mocnym kopniakiem  w twarz. Stracił przytomność.
Obudzono go następnym uderzeniem, tym razem w tym głowy. Czuł ściekającą mu po twarzy krew. Charcząc coś o niewinności podniósł głowę o kilka centymetrów. To co zobaczył ocuciło go do reszty.
Oszalali ludzie właśnie kończyli zakładali pętlę na szyję wierzgającego i potwornie krzyczącego Claytona. Najwyraźniej miał on podzielić los McGhiego, który aktualnie spoglądał na miasto  niewidzącymi oczami z wysokości latarni.
Wtem Elmer Jackson poczuł, że coś ociera się o jego szyję. Wiedziony zwierzęcym strachem począł wić się jak gorączce. To jednak tylko pogorszyło sprawę…

Do napisania :) 
M

15 czerwca 2015

O kaszalotach słów kilka...

Hej!

Cóż mogę Wam napisać? Przepraszam. Przepraszam, że ostatnio nie mogę w ogóle się zmobilizować, że rzadko zaglądam na Wasze blogi, że nie odpisuję na maile, że spóźniam się z postami, mimo, że o tej porze roku mam więcej czasu dla siebie. Po prostu nie wiem co mam robić. Tak się strasznie boję... Tak naprawdę to już nie wiem co się dzieje, jestem psychicznie zdruzgotana. Przepraszam jeszcze oczywiście za ten wstęp (pod żadnym pozorem się mną nie przejmujcie!), ale musiałam to z siebie wyrzucić.

Wracając na ziemię - dziś notka całkowicie "ssakowo-morska", bo na wstępie chciałabym Wam jeszcze przedstawić najnowszego mieszkańca mojego stoliczka nocnego (proszę teraz obrócić głowy, bo Malia nie załapała jak obracać zdjęcia w blogerze):


Chyba pierwszy pluszowy manat z jakim się spotkałam. Dodam, że razem z nim przybyła do mnie jeszcze klacz z Collecty i puchaty źrebak Schleich, któremu po prostu nie mogłam się oprzeć!
Aha - druga ARka ( tym razem w skali Little Bits) już w drodze  <3

Tymczasem przejdźmy do tematu. Dziś chciałabym Wam opowiedzieć o dość szeroko znanym, ale moim zdaniem niedocenianym waleniu. 


Kaszalot to największy z zębowców (podrząd do którego należą również m.in. orki i delfiny butlonose) o bardzo charakterystycznym wyglądzie. Jego duża, prostokątna głowa, małe płetwy piersiowe i brak płetwy grzbietowej (to co się nią wydaje to swego rodzaju garb związany z budową kręgosłupa) nie pozwalają go pomylić z żadnym innym gatunkiem. Osobiście zawsze fascynowała mnie ich śmieszna, jakby nieproporcjonalna żuchwa z której każdy ząb ma "swój" otwór w górnej szczęce oraz urocze białe brzuszki. Ich skóra nie jest gładka - zupełnie inaczej niż np. u delfinów ( u butlonosów gładkość tą  sprawdzałam osobiście dwa razy ;). Czaszka jest asymetryczna aby pomagać w echolokacji (ten sposób porozumiewania się niezwykle rozwinął się u przedstawicieli tego gatunku).  Właśnie w celu komunikacji za pomocą ultradźwięków w ich głowie znajduje się organ wypełniony spermacetem - substancją wykorzystywaną kiedyś do wyrobu m.in. świeczek, leków i kredek. Są również posiadaczami największych mózgów na Ziemi. Mierzą zwykle do 20 metrów. 


Zamieszkują praktycznie wszystkie oceany. Żyją w małych społecznościach złożonych z samic i "nastolatków" ( dorosłe samce trzymają się na uboczu), nie szukając kontaktu z innymi grupami. Często tworzą się też "stada kawalerskie". Długość życia to około 70 lat. Samce często krwawo walczą o samice, jednak nie tworzą z nimi trwałych związków. Młodymi opiekują się i chronią  przed atakami orek wszystkie samice z rodziny, a proces usamodzielniania trwa nierzadko kilkanaście lat. Ich przysmakiem są kałamarnice olbrzymie, w poszukiwaniu których są w stanie zanurkować na głębokość ponad 1100 metrów! Potwale (inna nazwa) raczej nie zwracają uwagi na innych mieszkańców mórz. Znany jest jednak przypadek "adopcji" niepełnosprawnego butlonosa.


Kaszaloty od wielu wieków były jednymi z najczęstszych ofiar wielorybników. Poławiane dla tłuszczu, spermacetu, zębów z których marynarze robili ozdoby oraz ambry (substancja tworząca się w ich przewodzie pokarmowym, używana w przemyśle perfurmeryjnym). Początkowo zabijane były tylko przez niektóre plemiona (dla których kultur takie polowania nadal są bardzo ważne), ale już od XVIII wieku rozpoczęła się ich masowa rzeź, zakończona dopiero w 1982 roku. Z racji swych olbrzymich rozmiarów nie zawsze poddawały się bez walki. W 1820 wielki samiec zatopiły statek wielorybniczy Essex. Wydarzenie to, mocno podkolorowane, było inspiracją dla powstania książki Moby Dick ( której osobiście znieść nie mogę). 


Zdjęcia - klikklikklikklik


Mam nadzieję, że się podobało (obecnie nie stać mnie na nic lepszego) ^^
Trzymajcie się :)
M

6 czerwca 2015

Niepokorna (oraz Candy ciąg dalszy)

Cześć wszystkim :)

Na wstępie muszę się troszeczkę nad sobą poużalać. No bo jak to jest - ptaszki śpiewają, słoneczko świeci, wszyscy chodzą na modelowe sesje, a ja? A ja leżę w łóżku i jestem taka wściekła!! Prawdopodobnie podtrułam się wodą na Orliku. NIGDY nie pijcie brudnej kranówki, dobrze Wam radzę :P

Dobrze, ponarzekałam, mogę pisać dalej. Aczkolwiek dziś też raczej krótko, bo mimo choroby (musi mi przejść do poniedziałku) jestem mega zapracowana. W przyszłym tygodniu mam tyle ważnych rzeczy, między innymi sławetny projekt gimnazjalny, który trochę czarno widzę, więc trzymajcie kciuki! Muszę też pomyśleć, co zrobić z blogiem w wakacje (brak internetu). Kto wie, może Sophijka zgodzi się na chwilowe zastępstwo?

Tymczasem ogłaszam, że biorę udział w jeszcze dwóch rozdawajkach (sama również planuję Candy na drugie urodziny bloga ^^).

Pierwsza z nich odbywa się na blogu Kopytna Pasja...


... a druga na Galopem przez życie.


Również zapraszam do udziału ;)

Przechodząc do tematu głównego - dziś zamierzam zasypać Was zdjęciami jednej z moich ukochanych klaczy, ale również posiadaczki jednego z najgorszych charakterków wśród moich breyerów. Oto nieokiełznana Isadora Cruce!


(sesja prosto z Cannes, a także z mojego ogrodu - w końcu taka gwiazda potrzebuje godnych plenerów ;) 


Od razu chciałabym jeszcze raz bardzo podziękować Dorotheah, która umożliwiła mi zakup dwóch wymarzonych, lecz wycofanych klaczy - Brit i Izki właśnie. Jakby jeszcze tego było mało, dostałam od niej dwa przepiękne kantary sznurkowe - ale o tym kiedy indziej.

Przechodząc do figurki - Isadora to klacz na moldzie Nokota autorstwa Kathleen Moody, produkowana w latach 2010-2011. 
Jest to portret prawdziwej mieszkanki Rezerwatu Wilbur Cruce w USA.


Rzeźba moim zdaniem przedstawia się naprawdę nieźle. Kasztany oraz strzałki są oczywiście na swoich miejscach. Strasznie podoba mi się również bardzo wyraźny i szczegółowy w każdej części ciała ciała rysunek mięśni (mistrzowskie są pod tym względem nogi), duża liczba wszelkich zmarszczek (szczególnie na szyi i w okolicach słabizn). Ta klacz to dosłownie skłębiona, gotowa do skoku kula mięśni!  Głowa jest naprawdę przepiękna (choć asymetryczna), w typie mustanga, z zaznaczonymi żyłkami.W  świetnie ułożonej grzywie, ogonie, na szczotach, a nawet w ruchliwych uszach zaznaczono praktycznie każdy włosek. Ale prawdziwy majstersztyk to kopyta, ze zniszczoną koronką oraz pęknięciami - tak charakterystyczne dla dzikich koni! Jednym słowem, liczba detali wprost zapiera dech w piersiach - niejedna ARka odpada w przedbiegach! Co prawda do ogólnych proporcji i anatomii po dłuższym namyśle można mieć delikatne zastrzeżenia, ale w sumie zalet te wady nikną.


Malowanie ma swoje gorsze i lepsze strony. Srokata maść co prawda maskuje niedociągnięcia anatomiczne i w sumie jest bardzo ciekawa, ale niektóre detale nie zostały należycie wyeksponowane. Mi jednak najbardziej podoba się właśnie ten wariant kolorystyczny Nokoty. Wykonanie, trzeba przyznać, naprawdę zacne - świetne cieniowanie (szczególnie grzywa, ogon i okolice pręgi grzbietowej), niesamowicie realistyczne (IMHO lepsze niż u Cześka) oczy. Jedynie żółte kopyta do mnie nie przemawiają.


I przede wszystkim - ruch i ekspresja! Poza, ach ta poza! Isadora to istna bomba energii - spójrzcie tylko na ten dziko rozwiany włos (każdy kosmyk w inną stronę), kopiące nogi, dynamizm głowy, napięte mięśnie... Nic tylko patrzeć i robić tysiące zdjęć! Bo trzeba przyznać tej diablicy, że strasznie fotogeniczna! W dodatku można z nią robić przeróżne rzeczy :



Podsumowując - Isa to chyba mój ulubiony Breyer w kolekcji. Jest zdecydowanie warta każdej wydanej złotówki ( a nawet więcej). Mam nadzieję, że niedługo znowu stanie się moldem regularnym, bo to must-have każdego kolekcjonera. Jedyny problem to zamieszanie jakie powoduje w stadninie - zarówno wśród koni, które często kopie i gryzie, jak również wśród ludzi, którym niezwykle trudno zmusić ją do współpracy. Ale myślę, że niedługo się dogadamy :)


Miłego weekendu (nie chorujcie, bo nie warto!)
Trzymajcie się :)
M

1 czerwca 2015

Rozdział XIV & Candy

Hej!

Dziś znów króciutko, bo gonią mnie terminy. Te wredne stworzenia naprawdę lubią się nade mną znęcać. Dobrze, że jeszcze tylko niecały miesiąc i pożegnam się z tymi dręczycielami ;) Niestety, obawiam się, że zostaną one zastąpione równie nieprzyjemnym w nadmiarze towarzyszem - samotnością. Ale póki co nie mam czasu na martwienie się na zapas.

Z wyżej wymienionego powodu dziś w ramach wstępu tylko informacja o Candy na http://blubeberry.blogspot.com/  w którym oczywiście  biorę udział.... 
(Was również zapraszam ;)


... oraz życzenia wesołego i miłego Dnia Dziecka (tak, prawie o nim zapomniałam :P)! Mam nadzieję, że dostaliście świetne prezenty ;)

Tymczasem szybciutko przechodzę do rozdziału. Miłego czytania :)

Ostatni fragment - http://deterrasomnia.blogspot.com/2015/04/rozdzia-xiii.html  (radzę przejrzeć, bo ostatnio urwałam w głupim momencie)


Zza kotary w rogu pokoju wyszedł ciemny cień, który po chwili okazał się stosunkowo drobnym mężczyzną. Większość młodych dziewcząt widząc wysuwającego się niespodziewanie z kąta pokoju obcego człowieka pewnie wydałoby z siebie pisk lub inny dźwięk wyrażający zdumienie. Jednak Zosia, która jeszcze kilka dni temu byłaby czymś taki co najmniej zdumiona obecnie czuła tylko złość na samą siebie. Jak ona, żołnierz po szkoleniach, mogła go nie zauważyć!

- Przepraszam, że przysłuchiwałem się waszej rozmowie – rzekł, kłaniając się dziewczynie i przyjaźnie klepiąc Adama po ramieniu.
- Trzeba przyznać, że ktoś taki jak pani bardzo by się przydał. – kontynuował, jednocześnie przejeżdżając dłonią przez swoje lekko przerzedzone już włosy. – Właściwie wszystko już zaplanowaliśmy. Potrzebna była tylko pani zgoda. Choć…- uśmiechnął się lekko – od razu wiedziałem, że ją dostaniemy.
- Chcę od razu zacząć pracę.  – odparła Wolińska, przenikając swoim poważnym spojrzeniem ciemne oczy rozmówcy, co zawsze robiła prowadząc trudną dla siebie rozmowę. Siedzący obok Adam z pewnym zaskoczeniem uzmysłowił sobie, że obok niego nie siedzi już ta sama urocza, ale niefrasobliwa przedwojenna Zosieńka.
- Musi pani od razu zacząć pracę. – poprawił ją przybysz. – Zostanie pani przyjęta w trybie natychmiastowym, jako że przesłano nam pani referencje z Londynu, a to, że przyszła pani właśnie tutaj jest najlepszym potwierdzeniem tożsamości. Proszę wstać i powtarzać za mną. – rzekł, wkładając na głowę wyciągniętą nie wiedzieć skąd wojskową czapkę. Adam włożył w jej dłonie wysłużony, żelazny krzyż.

-W obliczu Boga Wszechmogącego… - rozlegały się słowa przysięgi, wypowiadane dwoma mocnymi głosami- …i Najświętszej Maryi Panny, Królowej Korony Polskiej… kładę swe ręce na ten Święty Krzyż, znak Męki i Zbawienia,…. i przysięgam być wiernym Ojczyźnie mej, Rzeczypospolitej Polskiej,… stać nieugięcie na straży Jej honoru i o wyzwolenie Jej z niewoli walczyć ze wszystkich sił …– aż do ofiary życia mego.
Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej i rozkazom Naczelnego Wodza… oraz wyznaczonemu przezeń Dowódcy będę bezwzględnie posłuszny…, a tajemnicy niezłomnie dochowam, cokolwiek by mnie spotkać miało.
Tak mi dopomóż Bóg.

-Przyjmuję Cię w szeregi Armii Polskiej, walczącej z wrogiem w konspiracji o wyzwolenie Ojczyzny. Twym obowiązkiem będzie walczyć z bronią w ręku. Zwycięstwo będzie twoją nagrodą.
Zdrada karana jest śmiercią. – usłyszała odpowiedź. Te kilka zdań miało w przyszłości zadecydować o całym jej życiu.

Po skończeniu ślubowania gospodarz udał się do kuchni, rzekomo w celu zrobienia herbaty. Tymczasem bezimienny dotąd wojskowy przedstawił się jako Stanisław Tatar, pułkownik zarządzający jednym z oddziałów Związku Walki Zbrojnej. Tak bowiem nazywały się obecnie struktury Polskiego Państwa Podziemnego.
- Wolałbym jednak gdybyś mówiła do mnie „Erazm”. – powiedział, zgrabnie gubiąc gdzieś tytuł „pani”, co zresztą bardzo odpowiadało Wolińskiej. Wreszcie poczuła, że ludzie z którymi rozmawia naprawdę robią coś innego niż picie herbaty i zastanawianie się.
- Czy Londyn przekazywał wszystkie informacje? – zapytała.
- Oczywiście, staramy się być w stałej łączności. Niestety, wszystko jest filtrowane przez Anglików. Dlatego byłbym wdzięczny gdybyś mi jeszcze raz powiedziała – tak na wszelki wypadek. – uśmiechnął się przyjaźnie, jednocześnie otwierając grubą teczkę z papierami, która również pojawiła się znikąd.

Spojrzała na niego uważnie. Niepojętość ostatnich wydarzeń kazała jej wykazać odrobinę niepewności. To działo się tak szybko! Naprawdę nie wiedziała już co o tym wszystkim myśleć.
Nagle jej wzrok spoczął na metalowym orzełku przyczepionym do czapki. Nie zastanawiając się już dłużej znowu rozpoczęła swoją, co raz dłuższą i ciekawszą, opowieść.

Gdy skończyła herbata była już prawie zimna, a mrok za oknem ciemny jak nigdy przedtem.

Jeśli macie jakieś sugestie, skargi, opinie, propozycje odnośnie powyższego "tworu" i dalszych losów Zosi Wolińskiej - będę wdzięczna za zgłoszenie w komentarzu. W końcu to Wy jesteście czytelnikami i chętnie wysłucham Waszego zdania :)

Trzymajcie się!
M

25 maja 2015

Wielkie piękno

Witajcie!

(ostrzegam przed czytaniem wstępu)

TO znowu przyszło. Usiadło mi na ramieniu i patrzy na mnie swymi czarnymi, głębokimi oczami (bo przecież z pewnością takie ma, wiem to). Gdy wstaję, wstaje razem ze mną, a potem podąża za mną aż do wieczora. Cichy obserwator każdego mego kroku. Później siada na brzegu łóżka i nie daje zasnąć, budzi mnie  w nocy. Niby się nie wtrąca, ale czuję TEGO obecność.

Nie lubię wywnętrzniać się w internetach, ale tym razem już nie mogę. TO znowu mnie dopadło. TO czyli obniżenie koncentracji, przemęczenie, unikanie kontaktów z kimkolwiek, spanie po 14 godzin, leżenie, słuchanie Niny Simone i patrzenie w sufit, ponure analizowanie książek Fitzgeralda, wpatrywanie się w deszcz i obsesyjne czyszczenie noży. I lęk przed społeczeństwem. Kiedyś byłam do tego przyzwyczajona, bo zdarzało TO wszystko się cyklicznie. Ostatnio jednak zrobiło mi przerwę, aby uderzyć ze zdwojona siłą w najmniej odpowiednim momencie. W czasie gdy powinnam biegać jak nakręcona próbując zebrać do kupy semestr ja nie mogę skupić się na najprostszych rzeczach. Trudno. Jak zawsze przyjdzie lepsza pogoda, prawda? Szkoda tylko, że niektórzy się mną przejęli. Miło, ale niepotrzebnie. Tak z innej beczki, ciekawe zjawisko - komuś tak na tobie zależy, że nie chce być z tobą, żeby cię nie zranić. Aredhel - jak znajdę czas to wszystko Ci opowiem :).

(koniec wstępu)

Tytuł dzisiejszego posta nie ma nic wspólnego z filmem Sorrentino (obrazem trudnym, ale dobrym). Ta fraza wydaje mi się po prostu kwintesencją atmosfery jaką roztacza wokół siebie następny z mieszkańców Seaworld California - Ulises.


Podstawowe informacje:

Płeć : samiec
Rodzice : ?
Data urodzenia : ok. 1977
Miejsce urodzenia : Islandia
Miejsce przebywania : Seaworld San Diego
Znaczenie imienia - "gniewny" po łacinie


Jak widać po metryczce, Ulises urodził się na wolności. Został odłowiony w listopadzie 1980 wraz z samicami Bjossą* i Viggą* oraz samcem Finną*. (Wszystkie te orki są najprawdopodobniej spokrewnione z Keiko*, gwiazdą filmu Uwolnić Orkę). Uli został sprzedany jako pierwszy i tak spędził następne dwa lata w małym basenie w Rioleon Safari w Hiszpanii. Potem młody samiec został sprzedany do Aquarama Barcelona, gdzie występował z delfinami butlonosymi. Z początku wszystko dobrze się układało, jednak w miarę upływu czasu relacje między lokatorami stawały się coraz gorsze, a w grę wchodziła agresja. Basen powoli stawał się  zbyt mały dla dorastającego samczyka, który z powodu braku przestrzeni zaczął cierpieć na depresję. W końcu, po 13 latach takiego życia Uly znalazł się w Kalifornii. Tamtejszy park został poproszony przez Aquaramę o chwilowe "przetrzymanie" orki. Ulises miał powrócić do Europy zaraz po remoncie zbiornika w Barcelonie. Jednak projektu nigdy nie zrealizowano, a Ulises do dziś mieszka w Ameryce, co zresztą bardzo mu odpowiada. Właściciele parku liczyli na młode po tym samcu. Okazuje się jednak, że z powodu złych warunków jakich doświadczył w młodości Big Dog (jedno z wielu przezwisk Ulisesa) ma bardzo niską jakość nasienia. Mimo tego udało mu się dwa razy zostać ojcem (syn Moana, po francuskiej samicy Wikie i córka Amaya, po Kalii pochodzącej, tak jak on, z Kalifornii) dzięki metodzie sztucznej inseminacji.


Ulises żyje w dobrych stosunkach z wszystkimi orkami oprócz Corky, wobec której zachowuje się agresywnie. Najczęściej występuje z Orkid, z którą łączy go głęboka relacja, a także z samcami. Mimo swoich pokaźnych rozmiarów jest w stanie wykonywać bardzo efektowne, wysokie skoki. Często używany w części pokazów polegającej na chlapaniu ;). Jako że jest bardzo łagodny dla trenerów wykonywano z nim prace w wodzie, które jednak szybko przerwano z powodu jego zachowań seksualnych.


Z racji jego wielkości i charakterystycznego kształtu płetwy grzbietowej trudno pomylić go z  jakimkolwiek innym osobnikiem.Jego prawa plamka oczna przypomina plamki Corky II, lewa ma dwa podobne, lecz mniejsze wycięcia.


Zdjęcia z niezastąpionego orcahome.de :)

Przepraszam za dziwaczność tego posta :P
Miłego tygodnia - nie dajcie się zimnu ani nauczycielom!
M

P.S. Wszyscy mieli rację - kucyk z poprzedniej notki to Sweetie Bell (choć faktycznie imię Sweetie Derp lepiej do niej pasuje :P).

18 maja 2015

Barwny Schleichów korowód

Dzień dobry!

Dzisiejszy post jak zwykle pisany będzie w wielkim biegu. Niestety, w zeszłym tygodniu przytrafiło mi się paskudne przeziębienie ( jednak jedzenie całego dużego pudełka lodów naraz nie było takim dobrym pomysłem :P), przez co mam teraz potwornie dużo zaległości.  Cztery projekty grupowe na ten miesiąc... Cóż, damy radę! 

W sprawach organizacyjno-modelowych - nazwijcie mnie szaloną, ale najprawdopodobniej w przyszłym tygodniu zamawiam kolejną ARkę! Tym razem w skali 1:20 (jak CollectA). Chyba połknęłam żywicznego bakcyla :D...

Jeszcze w ramach wstępu - jakaś (nierozsądna) osoba pytała o moje prace plastyczne. Ogłaszam więc, że pod tym względem jestem "w lekkim stopniu upośledzona" i zbyt leniwa żeby to zmienić. Czasami jednak, zmuszona przez nauczyciela plastyki sięgam po ołówek. Ostatnio musiałam wykonać projekt linorytu (zez jest jak najbardziej zamierzony, ponieważ kuc patrzy na biedronkę na nosie):


Zgadnie ktoś który to poniacz?

Czas mnie goni, przechodzę więc do tematu głównego. Dziś wreszcie długo odkładane opisy Schleichów. Część to wycofańce upolowane na Allegro, reszta to modele stosunkowo nowe. 


Klacz trakeńska (Laura). Produkowana od 2014 roku. Moim zdaniem jeden z gorszych modeli tej firmy. Anatomia leży i kwiczy - szyja jak u żyrafy, wielka (ale fajna) głowa i ogólna dysharmonia. Nadaje się na drastic customa. Plusami są jednak ładna grzywa i bardzo porządne malowanie.
 Klacz arabska (Ajsza). Produkowana od 2014 roku. Zamysł - pokazanie araba w ruchu - dobry. Wykonanie raczej słabe. Niestety budowa klaczki pozostawia wiele do życzenia ( popatrzcie na ustawienie nóg i głowa oraz niebotycznie szeroką klatkę piersiową). Ale malowanie OK, świetne podkówki.

 Klacz fryzyjska (Fenna). Produkowana od 2014 roku. Mimo dziwnej grzywy (wygląda jak przylepiony makaron :P) i kokardek podoba mi się. Budowa jest całkiem w porządku. Ma piękne kopyta i szczoty! Sierść została wyrzeźbiona w dość specyficzny sposób - mikroskopijne rowki.

 Klacz fiordzka (Ingrid). Produkowana od 2014 roku. Muszę przyznać, że  lubię to misiowate i bardzo urocze stworzonko! Oczywiście, klacz nie jest pozbawiona wad anatomicznych (krótkie nogi, nienaturalna szyja, kopyta jak po ochwacie), a "plamy" na jej nogach wyglądają dziwacznie. Mimo wszystko sympatyczna kobyłka!

 Wałach lipicański (Amadeus). Wycofany w 2001 roku. Model  posiada wszystkie cechy, które lubię w starych Schleichach - lekko kaprawe oczka, naprawdę porządną rzeźbę głowy, rewelacyjny ogon i ciekawskie uszy. Tylko malowanie jest takie jakie jest, ale w sumie mogę mu to wybaczyć.

 Wałach zimnokrwisty ( Little Richard). Wycofany w 2005 roku. Na tego pana polowałam dosyć długo. Z daleka widać że nie jest to koń arabski! Uwielbiam takie zimnioki! Co ciekawe, koń ma też wiele detali, jak na przykład drobne żyłki na chrapach i w okolicach brzucha. Ogon również na wysokim poziomie! Szkoda, że malowanie mocno średnie...

 Wałach kuca islandzkiego (Olaf). Wycofany w 2007 roku. Całkiem fajna rzeźba, kucyk ma bardzo miłe wejrzenie i ma sobie coś takiego, że wygląda bardzo realistyczne. A raczej wyglądałby, gdyby nie skopane malowanie (zarówno kolorki jak i niedokładne wykonanie). Podoba mi się sposób w jaki wykonano grzywę i ogon.

Jak widzicie arabka i trakenka  dostały za swoje :P. Oczywiście, nie przekreślam ich całkowicie, bo są o dziwo dość fotogeniczne i "poszczególne części ciała" są w sumie nawet dobre.

Tymczasem uciekam do moich projektów :P
Trzymajcie się!
M