Strony

26 października 2014

Zwyczajne nie znaczy nieciekawe!

Dzień dobry!

Jak tam mijają Wam jesienne (a może już zimowe, patrząc na temperaturę) dni? Bo u mnie bardzo pracowicie! W zeszłym tygodniu miałam 2 olimpiady, 5 sprawdzianów i 8 Kartkówek Z Całego Działu (bo nie mogło być więcej sprawdzianów, więc należało zrobić 40- minutowe kartkówki -,-). No i oczywiście dwie olimpiady (i tylko jedna kompletnie zawalona!).
Przyszły tydzień zapowiada się podobnie (co prawda konkurs tylko jeden, ale za to bardzo mi na nim zależy). Będzie ciężko, ale... niespecjalnie mnie to martwi. W sumie jestem zadowolona, gdy padam z nóg. Przynajmniej nie mam czasu na rozmyślanie, które w moim przypadku często kończy się tragicznie :P
Oprócz nauki troszkę bardzo pozmieniało się w moim życiu osobistym. Nie mówię, że  na lepsze, ale przynajmniej wszystko stało się jaśniejsze.
Szkoda tylko, że jest tak zimno i trzeba wstawać potwornie wcześnie, ale cóż - nie można mieć wszystkiego :)

Jeszcze w ramach informacji - właśnie wysłałam paczkę do Dark Pegasus'a. W środku są 3 breyery traditional do przemalowania (kupione tydzień wcześniej).

Wstępik kończę akcentem książkowym, czyli moimi najnowszymi pozycjami dotyczącymi waleni, uzyskanymi dzięki ogromnej pomocy Pani Ze Szkolnej Stołówki (dziękuję!!). Czegoś takiego szukałam od dłuższego czas - w środku są naprawdę świetnie zrobione krótkie opisy większości gatunków.

Razem z nimi dostałam także zeszyty o rekinach i pingwinach, równie ciekawe i pomocne. 

Kończąc koniec wstępu wstawiam banerki z Candy.

Candy u Mai 
( http://stadninaschleich.blogspot.com/2014/10/pierwsze-urodziny-bloga.html)


Candy u Magdaleny Wróblewskiej
(http://theblackhorse5.blogspot.com/2014/10/candy.html)


OK, przejdźmy do tematu. Dziś zdecydowałam się napisać notkę o gatunku, który wszyscy znamy i kochamy, a mianowicie o delfinach butlonosych.


Oprócz standardowych informacji zamierzam podać Wam kilka ciekawostek, ponieważ te świetnie poznane ssaki mają wiele wspaniałych cech.

Butlonos (Tursiops truncatus, jedna z kilku nazw łacińskich, jakie znam :D) jest jednym z najszerzej rozprzestrzenionych gatunków delfinów na świecie, a także najlepiej poznanym przez człowieka. To jedne z większych delfinowatych - osiągają ok. 3-4 metry długości. Żyją 30 - 40 lat, ale najstarsza samica w niewoli, Nellie* (odeszła w tym roku) miała 61 wiosen. Tworzą grupy, liczące od 10 do 25 osobników. Mają dość długi dziób (wydłużony "pysk"), którego mogą używać np. do obrony przed rekinami (uderzają nim w brzuch ryby). Młode rodzi się po rocznej ciąży, opiekuje się nim całe stado.

Są bodajże najpopularniejszymi waleniami w delfinariach, pracują także w wojsku (m.in. w US Navy) oraz stosunkowo najczęściej bywają używane w delfinoterapii. Dlaczego? Cóż, są bardzo przyjazne, bardzo inteligentne i mają świetne predyspozycje fizyczne. Mogą pływać z prędkością 40 km/h, co czyni je jednymi z szybszych ssaków morskich, nurkować na 300 metrów i wstrzymywać oddech na 15 minut. Świetnie posługują się również echolokacją.

Wyróżniamy trzy gatunków butlonosów, które różnią się m.in. ubarwieniem. Przykładowo:

T. truncatus truncatus

T.truncatus gilli

Podgatunki te mogą się krzyżować

Ogólnie rzecz biorąc butlonosy (zwłaszcza w niewoli) często tworzą krzyżówki z innymi delfinami:

Bullet, hybryda delfina zwyczajnego i butlonosa

Kekaimalu, wholpin, krzyżówka z orką karłowatą

Patches, prawdopodobnie hybryda z Risso.

Istnieją również osobniki albinotyczne. Żyła także znana samica Lily Champagne, która była... żółta?


Jak widzicie, zwierzęta te są bardzo wdzięcznymi obiektami obserwacji i badań, a także gatunkiem, który żyjąc na wolności najczęściej zadaje się z człowiekiem. Jest wiele przykładów przyjaźni dzikich delfinów z ludźmi. Informacje o nich pochodzą już ze starożytności. 

Osobiście mam do nich wielki sentyment - obok białuch i orek są jednym z nielicznych waleni, które widziałam na żywo. Udało mi się to aż 4 razy, a dwukrotnie dane mi było z nimi pływać. To naprawdę niesamowite przeżycie - gdy delfin patrzy ci w oczy, to tak jakby widział całą twoją duszę! Nigdy nie zapomnę dotyku ich skóry - jest taka...napięta i aksamitna, bardzo gładka, ale nie obślizgła.

(To nie ja, tylko trener z Antibes!!! :))

Żródła:
Informacje - moje rozliczne książki
Zdjęcia - moje archiwum, klik,klikklikklikklik


Mam nadzieję, że notka się podobała ;)
Muszę zmykać - mam jeszcze kilka(naście) rzeczy do zrobienia.
Miłego tygodnia!
M
P.S. Pracuję nad filmikiem o Trurze. Czekacie z niecierpliwością?

18 października 2014

Olbrzymy

Czyli o mieszkańcach błękitnego bezmiaru oceanu. 


Witajcie!
Akurat kilka dni przed olimpiadą z francuskiego przyszła mi do głowy bardzo optymistyczna myśl, a mianowicie, że "życie jest skomplikowane, ale francuski jest bardziej skomplikowany"... Dodatkowo pilnie próbuję ogarnąć brydża ("w 50. lat Ci się uda" - po tym stwierdzeniu Malii wręcz powiało optymizmem :P).

Dzisiaj będzie o największym ziemskim stworzeniu... o płetwalu błękitnym. Uprzedzam i błagam - nie mylcie czasownika "chodziło" z "żyło", jak to zwykło czynić wielu bezmyślnych ludzi, bo nie raz już słyszałam, że płetwal błękitny jest największą CHODZĄCĄ po ziemi istotą :P.

Płetwale błękitne żywią się planktonem (codziennie porcyjka ważąca 4 tony) - a ważną nawet do 170 ton i mierzą przy tym ok. 30 metrów!

Jak dla mnie niesamowity jest fakt, że jego "śpiew" (naukowo: wydawane przez niego dźwięki) inne płetwale potrafią usłyszeć sponad 800 km!!!
Samice są większe od samców - niestety nie znalazłam dobrego zdjęcia z porównaniem wymiarów, więc musicie uwierzyć mi na słowo!


Ich populacja jest zagrożona wyginięciem. Życie nie jest bajką, ani snem i nawet najwięksi mieszkańcy naszego globu muszą walczyć o przeżycie. Sytuacja nie jest krytyczna (w Czerwonej Księdze Gatunków Zagrożonych jako EN - przewiduje się wysokie prawdopodobieństwa w najbliższym czasie).

Zakochałam się w tym zdjęciu <3
Jest na nim wszystko, co być powinno: góry, wale, morze i chmury

Bicie jego ogromnego serca można usłyszeć z odległości nawet 4 kilometrów. :D

Chyba najkrótsza z notek w historii - cóż, efekt uboczny "sezonu na olimpiady" i zakładką "terminarz" na librusie!
Pozdrawiam gorąco!
Sophija

PS. Szukam pilnie transportu do Wrocławia, gdzie dokładnie za tydzień pojawią się manaty! Pomocy!
Wstawiam manata; uśmiechnijcie się ;)

11 października 2014

Nadrabiam zaległości :)

Witajcie!

Pogoda piękna, słonko świeci, a ja - chora :/ Ale oprócz kolosalnych szkolnych zaległości ( wychodzi na to, że będę musiała napisać 7 sprawdzianów  w trzy dni!) udało mi się odrobić trochę straty, że się tak wyrażę - kulturalnych.

Jak za dawnych dobrych czasów czytałam po tysiąc stron dziennie i ku mojej radości oprócz lektur i literatury na olimpiadę udało mi się jeszcze przemycić kilka swoich pozycji, w tym Wielkiego Gatsby'ego. Jeśli komuś spodobał się "Buszujący w zbożu" to myślę, że jego także pokochacie! Widziałam też jego najnowszą ekranizację - również polecam, aczkolwiek moim zdaniem muzyka troszkę nie pasuje. Natomiast głównym atut filmu to postać Jordan Baker - nie mogłam oderwać od niej oczu!! I to nie przez urodę! (Taka drobna dygresja - moim zdaniem Jordan jest bardzo podobna do breyera Zenyatta. Sophija - przygotuj się na następną figurkową superprodukcję!! ;*)

Myślę, że uzupełnianie filmowych braków to moje ulubione zajęcie (zaraz po znikaniu w książkach oczywiście :). W minionym tygodniu zobaczyłam naprawdę wiele filmów z lat 20, 30 i 40! Jestem całkowicie oszalała na punkcie Freda Astaire! Potem wzięłam się za muzykę z tamtych lat. Długo by opowiadać! Podsumowując odnowiłam i pogłębiłam swoje wariactwo w tym temacie, do czego serdecznie Was zachęcam!! Na dobry początek wstawiam mojego Freda ( od 3:30 zaczynają tańczyć):

Źródło - klik

No i, co dla Was najważniejsze znalazłam wreszcie czas na zrobienie małych porządków w zakładce moja kolekcja. Wywaliłam część pustych stron (potem się nimi zajmę), dodałam kilka opisów Schleich (zostało mi do zrobienia jeszcze ok. 5 koni) oraz pozmieniałam część "wołających o pomstę do nieba" zdjęć na lepsze. Jest tam jeszcze kilka tragicznych ujęć, ale póki co nie mam lepszych :/
Niemniej zapraszam!

Dobra, kończę to moje nawiedzone gadanie i przechodzę do konkretów, czyli do opisu moich nowych (nowych jak nowych, bo na swoją kolej musiały czekać od stycznia, ale co tam!) gummipferde. Część jeszcze z paczki grudniowej, reszta ze stycznia.

Klacz trakeńska Bullyland ( Umbra).
Następny średni konik z tej firmy, prezent. Rzeźba jest jaka jest, szczególnie głowa mnie przeraża.Malowanie w porządku. Za to faktura sierści w sumie fajna - taka "włochata"


Ogier trakeński Bullyland (Hans).
Lepszy od poprzedniczki pod względem rzeźby. Bardzo przypomina mi klacz hanowerską Schleich, co zdarza się często gdy patrzę na Bulki. Niestety,  farba na nim nie jest zbyt trwała. Posiada kasztany. Malowanie    ujdzie.

 Model specjalny (limitowany) Bullyland  Don Johnson, rzeźbiony Isabell Werths.   I to widać - wyróżnia się z przeciętnych figurek firmy. Jest przepiękny! Przedstawiono go podczas wykonywania piruetu w galopie.On tańczy!  Jeden z najlepszych koni w tej skali jakie posiadam!
                                                   
 (poniżej certyfikat jego autentyczności)



Klacz palomino Safari Ltd. (Daisy). Jest mniej "kanciasta" niż większość safarzaków. Na plus idą oczywiście kręcona grzywa i i ogon :) Malowanie w porządku, oprócz upiornie widocznego numeru seryjnego i dziwnej, jakby "odstającej" odmiany na      głowie. Typowa przedstawicielka swej firmy.


Źrebię palomino Safari Ltd. ( Dante). Uroczy, słodki źrebak, niepozbawiony jednak "kanciastej" rzeźby. Moim zdaniem ma zbyt długie nogi, nawet jak na młodego konia. No i ten numer seryjny... :/ Ale i tak jest śliczny!

Ogier dartmoor Collecta  ( Elvis), wersja gniada. Tu pani McDermott pokazała, na co naprawdę ją stać! Rzeźba jest wspaniała pod każdym względem (szczególnie rozwiana grzywa). Tylko malowanie pozostawia trochę do życzenia (brzuch jest    czerwonawy), aczkolwiek ładnie wygląda siwiejąca sierść wokół  chrap.

 Ogier andaluzyjski Mojo Fun  (Animal Planet)(Pablo), wersja siwa. Figurka wyrzeźbiona przez naszą rodaczkę, Annę Dobrowolską-Oczko. Jeden z jej starszych modeli, ale w sumie całkiem dobry. Niestety firma zepsuła wszystko malowaniem -  cieniowanie jest wprost okropne!

Ciąg dalszy nastąpi :)

Miłego weekendu! Wykorzystajcie ostatnie słoneczne chwile!
M

4 października 2014

Tajemnice

 Witajcie!
Dziś rozdział tylko z punktu widzenia jednej postaci... po prostu wiele czasu poświęcam wątkom z mojego własnego życia, a mniej tym z Camelot. Może to dobrze, może źle; mimo wszystko dochodzę do wniosku, że druga klasa gimnazjum to piękny czas, chyba nigdy nie byłam tak zagoniona, zmęczona i równie szczęśliwa jednocześnie!

Paczy się tymi słodkimi ślepkami... och! i ach!
(westchnienia pełne uwielbienia)

"Od siebie" na razie malutko i tajemniczo, ale mam stworzyć DUŻY (całoroczny) projekt i udało mi się zgłosić na pasjonujący mnie temat ze wspaniałą grupą znajomych, więc "będzie się działo" :D.

"Żeby ujrzeć coś wyraźniej, wystarczy często zmiana punktu widzenia"
                                              - A.Saint - Exupery

Artur
Zadał decydujący cios i przeciwnik upadł na ziemię. Królewicz dyszał ciężko i ręce miał lepkie od potu, ale czuł rozpierającą go dumę. Nie przegrał tego dnia, ani jednego pojedynku. Uwielbiał szał bitewny, który go ogarniał za każdym razem, gdy brał do ręki swój miecz. Rozejrzał się i z rezygnacją dostrzegł maestra zdążającego ku niemu. Czekała go lekcja historii, której tak nienawidził. Kątem oka dostrzegł Gwen podbiegającego do Merlina. Ogarnął go nieuzasadniony smutek. Był księciem, następcą tronu, najprzystojniejszym spośród rycerzy, a prześliczna służka nie zwracała na niego najmniejszej uwagi.
Będą cię dostrzegać królowe. Pochlebczo i uspakajająco wyszeptał głos w jego głowie, a on nie miał odwagi mu się sprzeciwić.
- Panie - powiedział starzec kłaniając mu się niezbyt nisko - zapraszam do biblioteki, musisz poćwiczyć trochę historię Camelot.
- Będę za chwilę. - odpowiedział grzecznym tonem i wrzasnął przez pół placu ćwiczeń - MERLINIE!
Chłopak natychmiast pojawił się u jego boku i odszedłszy na bok zaczął niezgrabnie zdejmować z niego zbroję. Gwen stała z boku, kryjąc uśmiech.
- Panie, lady Morgana przekazuje, że absolutnie nie da ci swoich barw na turniej, ponieważ przeznaczyła je już dla kogoś innego.
Następca tronu zaklął w duchu. Jak miał się nie zbłaźnić na turnieju, jeśli żadna z dam nie zechce dać mu swego koloru? Gwen dostrzegła złość, która przemknęła mu po twarzy. Zmarszczyła czoło i szepnęła:
- Panie, jeśli naprawdę, nie przyjmie cię żadna dama, w co szczerze wątpię, damy ci wyimaginowane kolory.
- A co jeśli wygram turniej? Dam nieistniejącej damie wieniec, aby się cieszyła?
Merlin przymrużył oczy.
- Będziemy się przejmować, gdy wygrasz, Panie.
- Sugerujesz, że nie mam szans?
Jego oczy zabłysły niebezpiecznie.
- Oczywiście, że nie, Panie. - szybko wtrąciła Gwen - Wtedy... - szybko próbowała wymyślić jakiś zgrabny przekręt - Każda kobieta będzie pragnęła być wyróżnioną wieńcem. Chyba żadna dama nie okaże się wówczas tak dumna, aby ci odmówić.
- Może masz rację, Gwen. Dziękuję ci.
Zadowolony z planu, którego wymyślenie natychmiast przypisał swej niezwykłej inteligencji ruszył w stronę biblioteki.
W komnacie bibliotekarza unosił się swoisty zapach atramentu, farb pozyskiwanych z roślin o intensywnym zabarwieniu oraz starych, nadgryzionych zębem czasu kart. Pokoik znajdował się we wschodnim skrzydle zamku, toteż po południu, w godzinach przeznaczonych na naukę królewicza, do wnętrza wślizgiwały się pojedyncze wiązki światła pozłacając delikatne nitki niezliczonych pajęczyn, które bystre oko mogło odnaleźć w każdej wnęce komnaty mąk i nauki.
Bibliotekarz uniósł wzrok znad opasłej księgi wzbogacanej tysiącami drobnych ilustracji, tak bogatych w szczegóły, że można było wpatrywać się w nie godzinami i nie dostrzec najważniejszego przedmiotu.
- Witaj Arturze.
Spokojny, głęboki głos połączony ze złowrogim spojrzeniem lodowatych, błękitnych oczu zmroził królewicza.
- Przepraszam za spóźnienie.
Królewicz rozparł się w wygodnym fotelu, ale dotknięty spojrzeniem lodowych oczy natychmiast się wyprostował.
- Gdzie twoje notatki z ostatniej lekcji, panie?
Niestarannie nabazgrane na cienkim pergaminie słowa najprawdopodobniej leżały teraz na jego biurku, o ile przypadkowo nie wylądowały w ogniu. Chwila milczenia zastąpiła nauczycielowi odpowiedź.
- Rozumiem. A jak się mają rachunki?
Marnie. Matematyka szłaby mu doskonale, gdyby nie przykry fakt, iż w działaniu był zawsze jeden - inny niż wychodził następcy tronu. Lepiej było już nic nie mówić. Lodowe oczy sprawiły, że zrobiło mu się zimno.
- Jak ci idą ćwiczenia z astronomii, botaniki, alchemii i łaciny?
Spuścił głowę i nagle prosty układ kamiennych płytek pokrywających podłogę wydał mu się najbardziej interesującą rzeczą na świecie.
- Arturze, jak chcesz być dobrym władcą?
- Umiem walczyć. - wyrwało mu się, ale błękitne oczy patrzyły nań surowo.
- Dobrze, opowiedz mi taktykę bitewną... Mithiańczyków w bitwie na szkarłatnych polach w 3. roku po Wielkiej Czystce.
- Wszyscy mężczyźni, wysocy, muskularni i wspaniale wyszkoleni stali z dala od nieprzyjaciela i razili go salwami strzał. Obrońcy krainy Camelot nie byli w stanie podejść nawet na sto metrów do oddziałów wroga. Sytuacja wydawała się opłakana. Przez pierwszą godzinę zginęło wielu ludzi. Na szczęście młody mężczyzna, świeżo co pasowany na rycerza odnalazł w wąwozie ścieżkę i od tyłu podszedł nieprzyjaciół. Mithiancycy nie spodziewali się takiego chwytu i byli pewni, że to przychodzą ich rodacy, którzy wolniej przeprawili się przez rzekę. Zostali wycięci w pień. Było to jedno z największych zwycięstw Camelot.
Potok słów płynący z jego ust porwał wszystkie wcześniejsze wątpliwości, co do inteligencji młodzieńca. Starzec pokiwał głową w zamyśleniu.
- Niezbadane są wyroki losu, Panie. śmiem twierdzić, że rzadko spotyka się tak wybitnego wojownika i stratega, jakim jesteś ty, ale bogowie spłatali nam swój perfidny żart czyniąc cię następcą trony, niezdolnym do nauczenia się jakiegokolwiek języka, czy rachunków.
Królewicza zabolały te słowa, ale nie dał nic po sobie poznać. Wpatrzył się w małego pajączka pracowicie przędzącego nić. Wstał,
- Czy mogę już odejść?
Bibliotekarz przez moment coś rozważał, a później wolno wstał i podszedł do drzwi. Sprawdził, czy są zamknięte i oparł się o stos ksiąg piętrzących się na biurku. Arturowi nigdy nie wydawał się tak stary, jak w tym momencie. Wiek przyciskał go do ziemi, a w oczach miał odmalowaną troskę.
- Zostań.
- Dobrze się czujesz, Panie? Mógłbym wezwać medyka...
- To nie choroba, chłopcze. Ten kto się narodził, kiedyś musi umrzeć. Ja żyję już bardzo długo, a na tym świecie trzyma mnie jedynie poczucie obowiązku. Czy pamiętasz dzieje Siedmiu Królestw przed panowaniem twojego ojca?
Coś zaświtało Arturowi w pamięci. Nie chciał znów zawieść swojego nauczyciela.
- To były czasy, kiedy wszędzie pełno było niszczycielskiej siły, przez prostaczków zwanej magią. Po wszystkich krajach buszowały wówczas straszne istoty takie jak smoki i madragory, a czarownice i druidzi rzucali na dobrych ludzi zaklęcia. Na szczęście mój ojciec przybył do największego miasta na wszystkich tych ziemiach i wygrał turniej, zdobywając władzę po wymarłej dynastii otrzymując tron.
- A później wybił wszystkie magiczne istoty, prześladował ludzi posiadających ten niezwykły talent. Wywołał wojnę z innymi samozwańczymi królami, z których większość przegrała. W pojedynku zranił króla znad południowego brzegu - króla Rybaka. Nieszczęsnego władcę zmorzyła później choroba, nie był w stanie powstać z łoża, a ziemie jego państwa stały się nieurodzajne,
- Ku chwale, wolności, sprawiedliwości i dobrobytu Camelot.
Starzec pokręcił głową i długo milczał, patrząc ze smutkiem na wychowanka. Tego Artur za żadne skarby świata nie był w stanie pojąć. Nareszcie czegoś się nauczył! Bibliotekarz powinien promienieć dumą, a w jego błękitnych oczach było widać jedynie żal. Po chwili zaczął przyciszonym głosem.
- Wstyd mi. Musiałem cię tego nauczyć, to był warunek twojego ojca. To same brednie i kłamstwa. Wymarz je raz na zawsze ze swojej pamięci. Opowiem ci, jak było naprawdę.
Królewicz zakręcił się niespokojnie w fotelu.
- Co na to powie król?
- Jeśli się dowie? Skróci mnie o głowę.
- W takim razie lepiej, żebyś mnie tego nie uczył. Nie chcę, abyś się dla mnie narażał.
- Panie są takie rzeczy dla których warto i żyć, i umierać. Na pewno należą do nich wychowanie mądrego i sprawiedliwego króla.
Mądrego? O tym Artur mógł tylko pomarzyć. Sprawiedliwość? Przecież na świecie nie było jej ani trochę!
Bibliotekarz sprawiał wrażenie, jakby czytał mu w myślach.
- A nadzieja? Jeśli nie wierzysz w lepszy świat, niż ten, w którym przyszło nam żyć lepiej od razu opuść ten pokój.
Został. Nawet się nie poruszył.
- To jak było naprawdę?
- Najpierw idź do pokoju po notatki i oddaj je ogniowi. Od jutra zaczniemy prawdziwą naukę.
W jego głosie było wyczuwalne podniecenie. Królewicz skłonił się nisko.
- Jak sobie tego życzysz, Panie.
Powiedział i wyszedł z komnaty.

Na końcu banerek od Capricorn!


Pozdrawiam wszystkich gorąco!
Do napisania!
Sophija