Przepraszam wszystkich, że tak późno wzięłam się za notkę, ale oczywiście w święta mam najmniej czasu, a musiałam jeszcze oglądnąć Hobbita i nagadać się z Malią i zrobić setki, a może nawet tysiące innych rzeczy. Notatka będzie długa - wszystko przez pierwszy rozdział (informuję, że połowa osób chciała pierwszy temat, a reszta o drugi, więc w końcu zdecydowałam się napisać o Camelot), niestety musiałam rozdzielić to opowiadanie na dwie części; było zbyt długie, więc przedstawiam wszystkim pierwszą część pierwszego rozdziału. Druga ukarze się za 4 tydz, a jeszcze przed pisaniną zaprezentuję origami modułowe nad którym męczyłam się cały poniedziałek :/
A teraz pora na moje fantazje; uprzedzam, że wolę nie liczyć powtórzeń, choć może najgorzej to nie jest... dedykacje będę pisać pod koniec, o ile opowieść będzie warta kontynuacji!
Rodział
I
Droga
może być długa albo krótka, kręta albo prosta, ale każda droga dokądś nas
prowadzi. Tylko nie zawsze tam, gdzie chcemy dojść.
I
Słońce chyliło się ku zachodowi, niebo przyoblekło się w niezwykłe barwy począwszy od pąsowego, a skończywszy na złotym. Ostatnie promienie oświetlały zamek wykuty z białego marmuru, którego blaski połyskiwały w świetle.
Słońce chyliło się ku zachodowi, niebo przyoblekło się w niezwykłe barwy począwszy od pąsowego, a skończywszy na złotym. Ostatnie promienie oświetlały zamek wykuty z białego marmuru, którego blaski połyskiwały w świetle.
Spróchniała
gałązka chrupnęła pod nogami wysokiego chłopca, który zmierzał drogą w stronę
Camelot. Ptaki krążyły nad jego głową, a niekiedy, gdy zbłądził wskazywały mu
właściwą ścieżkę.
Chłopiec
niepewnie przekroczył most zwodzony i podszedł do strażników stojących na
krużgankach tuż przy bocznym wejściu.
-
Przepraszam, gdzie mógłbym znaleźć Gajusza? - zapytał grzecznie
-
Prosto, potem schodami w dół, jedyne drzwi w wąskim korytarzu - odpowiedział
jeden.
Drugi
odprowadził go współczującym wzrokiem. Gajusz był powszechnie znanym medykiem,
który na starość został mianowany lekarzem samego króla Uthera. Niewielu
wiedziało, że był także jego najbliższym doradcą. W każdym razie zasłynął tym,
że jeszcze nigdy nie odmówił pomocy potrzebującemu, chociaż nie zawsze zdążał z
pomocą, nieraz było już po prostu za późno. Czego mógł chcieć ten młody chłopak
od medyka królewskiego?
Gajusz
nie usłyszał pukania do drzwi, ani nie dostrzegł momentu, w którym się
uchyliły, pchnięte przez gościa. Nie zwrócił nawet najmniejszej uwagi na
postać, która weszła do jego małego apartamentu. Stał na antresoli wsparty o
barierkę zaczytany w książce.
-
Hm.. - ktoś odchrząknął znacząco - Dzień dobry! - odważył się powiedzieć
chłopiec.
Starzec
zdumiony podniósł głowę, poruszył się gwałtownie. Barierka złamała się z
głuchym trzaskiem, a Gajusz stracił równowagę. Potem wszystko wydarzyło się
nagle. Oczy chłopaka rozbłysły; zatańczyły w nich czerwone iskierki i medyk
zatrzymał się w powietrzu. Ruch ręki młokosa wystarczył, aby przesunąć łóżko spod
ściany i mężczyzna wylądował na miękkiej pościeli. Jednak Gajusz zerwał się
energicznie, jakby miał co najmniej trzydzieści lat mniej, nie doskwierał mu
reumatyzm, a do pasa nie sięgała zupełnie biała broda. Sześćdziesięcioletni
mężczyzna miał ogień w oczach.
- Co
ty zrobiłeś? - krzyknął
Szybko
podszedł do drzwi i zamknął je jednym pchnięciem.
-
Chłopcze, co ty sobie wyobrażasz? Magia jest w Camelot nielegalna, kto Cię jej
uczy?
-
Nikt mnie nie uczył magii.
-
Kłamiesz w żywe oczy.
-
Nie śmiałbym. To, co powiedziałem jest prawdą. Nikt nie uczył mnie magii -
powiedział z naciskiem
-
Byłbym wdzięczny, gdybyś nie robił ze mnie starego, niedołężnego starca. Kim
jesteś? Po co tu przyszedłeś?
-
Nazywam się Merlin. - odpowiedział wysoki chłopiec.
Gajusz
przyjrzał mu się uważnie.
-
Syn Hunith?
- Tak.
- O!
- ucieszył się Gajusz - Nie jesteś tym, za kogo się podajesz. Merlin, syn
Hunith miał być w środę.
Merlin
spojrzał dziwnym wzrokiem na medyka.
-
Dzisiaj jest środa. Mam list od matki.
Gajusz
był mocno stropiony i miał nie najmądrzejszą minę.
-
Pokażę Ci twój pokój. Później muszę pilnie wyjść.
-
Czy ja będę musiał coś zrobić dziś wieczorem?
-
Jesteś już chyba obywatelem Camelot, jeśli wstępujesz pod moją opiekę, więc
wieczorem powinieneś stawić się na dziedzińcu, jak wszyscy mieszkańcy miasta.
Odbędzie się tam egzekucja.
Merlinowi
zaschło w gardle. Camelot raczył go przywitać miłym incydentem, jakim było
pozbawienie życia jednego z obywateli. Naprawdę dobry początek.
II
Tłumy
zgromadziły się wokół podestu, na który wyprowadzono skazańca. Ludzie unieśli
głowy w kierunku balkonu, rzeźbionego w mityczne stwory, na którym stał król
Uther Pendragon przybrany w czerwony płaszcz z wyszytym złotym smokiem - symbol
Camelot. U boku króla, lecz kilka kroków za nim, pozostając w cieniu majestatu
władcy stał Gajusz oraz królewicz - Artur.
W
jednym z okien można było dostrzec Lady Morganę, wychowanicę króla, która przy
egzekucjach nigdy nie pojawiała się przy jego boku, pokazując, że nie zgadza
się z wyrokiem.
Wszyscy
zgromadzeni wpatrywali się w twarz króla, może licząc, że ujrzą na niej
przebaczenie dla młodego zbrodniarza. Jednak mogli dojrzeć na niej jedynie
zawziętość i nienawiść cechujące tyranów.
-
Zgromadziliśmy się tutaj na egzekucji Tomasa Collinsa. Ów młody człowiek został
skazany na śmierć za przestępstwo, którego się dopuścił - napięcie na
dziedzińcu było wyczuwalne, każdy chciał usłyszeć za jaki czyn wydano tak
surowy wyrok - stosował magię!
Dokończył
donośnym głosem król. Dał znak ręką. Wynajęty kat podszedł do młodzieńca.
Chłopak został zmuszony do położenia głowy na pniu, lecz zdążył rzucić
nienawistne spojrzenie królowi. Jeden zamach mieczem przeciął nić jego życia.
Kilka dam szlochało cicho, żadna nie patrzyła w stronę, gdzie zgodnie z prawem
popełniono zbrodnię.
Merlin
czuł jak drżą mu ręce. Chłopak, który zginął mógł być jego rówieśnikiem.
Tymczasem Uther rozpoczął przemowę:
-
Radujmy się moi poddani! Mija już dwadzieścia lat odkąd uwięziliśmy ostatniego
żywego smoka. Z tej okazji ogłaszam festyn!
Ludzie
uśmiechali się słysząc ostatnie słowa. Nagle jakaś niska kobieta wystąpiła
przed tłum. Miała zniszczoną twarz i siwe włosy. Jej głos był cienki i słaby.
-
Utherze, morderco niewinnych dzieci! To nie wina tego chłopca, że urodził się
magiem. - jej głos się załamał - Zabrałeś mi jedynego syna!
Merlin
chłonął każde jej słowo. Spojrzał na króla i dojrzał w jego oczach ból oraz
nieukrywany żal. Uther słuchał, nie kazał jej pojmać, możliwe, że rozumiał
rozpacz starszej kobiety.
Jej
głos urósł w siłę, brzmiał donośnie na całym dziedzińcu.
-
Przyrzekam Ci, że zanim skończy się ten festyn będziesz cierpiał tak jak ja!
Tego
władca Camelot nie mógł przepuścić płazem, kobieta groziła zabójstwem członka
rodziny królewskiej. Uniósł powoli rękę.
-
Brać ją! - powiedział spokojnie.
Jednak
kobieta rozpłynęła się w chłodnym wieczornym powietrzu.
III
Wieczorem
Merlin stanął przy oknie. Nad nim rozpościerało się rozgwieżdżone niebo, u stóp
leżał mu cały Camelot upstrzony światłami, zapalonymi niemal w każdej chacie.
To od dziś był jego dom.
Gajusz
zmiął list w palcach i spojrzał na drzwi, za którymi znajdował się pokój
Merlina. "To zdolny chłopak. Ma w sobie coś niesamowitego. Trzeba nauczyć
go obowiązkowości, to będzie dla mnie wyzwanie. Jest dobrym chłopakiem" -
pomyślał ciepło, przypominając sobie jak Merlin po raz pierwszy przy nim użył
magii - "Będzie nad nim wiele pracy" - westchnął.
Merlin
położył się do łóżka, ale długo nie mógł zasnąć. Gdzieś w głębi swojej głowy
słyszał potężny głos wołający go po imieniu.
IV
Gajusz
potrząsnął Merlinem. Chłopak natychmiast otworzył oczy i omiótł pokój półprzytomnym
spojrzeniem. Świtało.
-
Merlinie, czas wstawać! - wesołym głosem oznajmił Gajusz.
Chłopak
szybko dostał listę, co, gdzie i komu musi dostarczyć. Kiedy już wywiązał się
ze swoich obowiązków zaczął włóczyć się po zamku. Przechodząc przez dziedziniec
usłyszał śmiechy. Obrócił się w stronę, z której dochodziły. Grupka chłopców
stała za najmocniej zbudowanym wyrostkiem - "samcem alfa", który
ciskał nożami w tarczę toczoną przez, śmiertelnie przerażonego, chłopca.
Merlin
bez chwili zastanowienia podszedł do nich. Barczysty chłopak właśnie krzyczał
na towarzysza.
-
Coś Ci się nie podoba? - wrzasnął na niższego chłopaka.
-
Tak - odpowiedział Merlin.
- O;
znalazł się rycerz, obrońca uciśnionych. Dawaj.
Wskazał
swe obnażone mięśnie. Merlin skrzywił się, ale nie miał już wyjścia. Zadał
cios. Chłopak chwycił go za nadgarstek i wykręcił mu rękę, jakby był małym
kociakiem. Merlin jęknął.
-
Może mnie pokonałeś, ale mimo to nie możesz się rządzić.
-
Mogę - szepnął mu do ucha jadowitym głosem.
- To
kim jesteś? Królem? - próbował żartować Merlin, jednocześnie czując, że długo
nie będzie mógł sprawnie ruszać ręką.
-
Nie, jego synem, Arturem.
Zanim
Merlin zdołał nabrać powietrza w płuca, już straże wzięły go pod ręce. Wówczas
młody czarodziej zauważył, że piękna, złotowłosa pokojówka Morgany od pewnego
czasu przypatrywała się tej scenie i poczuł się beznadziejnie. Kilka chwil później został wtrącony
do lochu.
A na koniec, co tu dużo mówić; proszę o rady, mogą (dosł.) zmienić bieg tej historii (do pewnych granic, oczywiście ;)). Od tej pory dodawane fragmenty będę dodawać też w "Naszej twórczości"-"Sophija"-"Opowieści z Camelot", gdzie uzupełnię również słowniczek, jakby ktoś zapomniał niektóre imiona (będzie ich dość sporo).
PS. Życzę wszystkim sylwestra spokojnego/ szalonego - wedle upodobań oraz spełnienia marzeń. Do zobaczenia w przyszłym roku!
A na koniec, co tu dużo mówić; proszę o rady, mogą (dosł.) zmienić bieg tej historii (do pewnych granic, oczywiście ;)). Od tej pory dodawane fragmenty będę dodawać też w "Naszej twórczości"-"Sophija"-"Opowieści z Camelot", gdzie uzupełnię również słowniczek, jakby ktoś zapomniał niektóre imiona (będzie ich dość sporo).
PS. Życzę wszystkim sylwestra spokojnego/ szalonego - wedle upodobań oraz spełnienia marzeń. Do zobaczenia w przyszłym roku!