Witajcie!
Spróbuję się streszczać, bo znowu dodaję porcję średniowiecznego Camelot ze szczyptą magii (kiedy pojawi się lady Ann będzie już garść czarów, ale musicie trochę poczekać - jak przystało na wykwintną damę zjawi się wówczas, gdy będzie wyczekiwana, a obecnie muszę przybliżyć innych bohaterów..). Osobiście chodzę teraz naładowana pozytywną energią (2 półrocze - przyzwyczaiłam się do wymagań nowego gimnazjum, mam stertę książek do przeczytania, oceny zadawalające oraz perspektywę zimowych ferii (miałam napisać lutowych, ale przed oczami mam budowę lutownicy, więc zrezygnowałam)).
Dodam w przyszłości jakieś pracę plastyczną, ale póki co nie miałam czasu nic wybrać - do wakacji powinnam się wyrobić :), teraz moja pisanina - rymy, które układałam dość dawno, ale były tak schowane na blogu (oraz głęboko w szufladzie), że ciężko było je odnaleźć.
Vernilione
Kwiat, symbol pokoju
zakwita w leśnym spokoju,
lub na rękach uczciwej osoby,
gdy ta przywoła słowa elfickiej mowy.
W lasach na pastelowej zieleni
wyłania się kielich pełen czerwieni
z niego tryskają ognia ogniki
w powietrzu słychać śpiew cichy.
Głos wibruje brzmieje,
a ognień nie parzy, lecz grzeje.
Będzie kwitł pod jasnymi gwiazdami
w raju Astrafii zwanym ogrodami
aż do nieskończoności;
po kres wieczności.
Candoris
Instrument władcy dzikich ludzi
ukochany
Pięknie zdobiony, delikatny,
zaczarowany
Gdy człowiek weźmie go do ręki,
a w powietrzu zabrzmią czyste
dźwięki.
Jasne barwy przywdziewają kwiaty
zwiędłe
z drzew wychodzą dusze w nich zaklęte
Na łąkach trawy falują jak oceany
i ledwie widać bale niezbadane
Wirują barwne suknie niewidzialnych
panien
Jasne nutki w dźwięków gamie
Srebrzysty księżyc oświetla listki na
drzewie
Wiele uczuć ujętych w candarisu
śpiewie
Ale nikt tego nie zobaczy, nie
usłyszy,
Bo ta magia odbywa się w ciszy.
Jezioro Albion
Bezmiaru wód nie widać końca
na jeziorze ułożone są promienie
słońca
Niedaleko doliny, gdzie echa grają
piękna melodię i wnet ją powtarzają.
Magia przenika powietrze,
a słowa wirują na wietrze.
Nad brzegami walczyli królowie,
rycerze,
a przyjaciele patrzyli aż woda ciała
zabierze
poległych, chodzę tędy, wody dotykam
ręką
i widzę damę zamyśloną, piękną,
co za dotrzymanie słowa została
zraniona,
lecz nie w bólu kona,
bo jej dobra dusza widzi victorię,
choć nie wie, że innym wojskom
przypisano glorię.
A krople deszczu z moimi pomieszane
łzami
nad nieszczęsnej dziewczyny losami
i już nie wiem, czy to wymyśliłam,
czy na powierzchni wody zobaczyłam.
Ostatnie bardzo realne w moim przypadku...
Do Sunny Glow - jeszcze będę próbowała się poprawiać, chociaż wiem, że marnie mi idzie..
Życzę wszystkim miłego szukania powtórzeń! - osoby podejmujące wyzwanie mogą mieć pełne ręce roboty, jeśli się zagapiłam ;).
V
"Merlinie!
Merlinie! Merlinie" - głos w głowie chłopaka przybierał na sile. Czuł
wezwanie i chciał za nim podążyć, ale drzwi były zamknięte na kłódkę.
Nagle
coś skrzypnęło. Do ciasnego pomieszczenia wszedł Gajusz. Miał na twarzy
odmalowane niezadowolenie.
-
Merlinie, twoja matka powierzyła mi opiekę nad tobą, a ty już pierwszego dnia
lądujesz w więzieniu. Masz wielkie szczęście, że król jest pochłonięty
przygotowaniami do przyjazdu znanej śpiewaczki; Lady Helen of Lunae i nie ma
czasu na takie błahostki jak twoja sprawa!
-
Dzięki, Gajuszu.
-
Lepiej nie rób mi takich rzeczy na przyszłość.
VI
Lady
Helen uśmiechnęła się uwodzicielsko do rycerza, który kłaniał się jej z ogromnym
szacunkiem i uwielbieniem w oczach.
-
Sir Leonie, dziękuję, że przybyłeś aby mnie eskortować aż do samego Camelot. Na
pewno będę czuła się bezpieczna w towarzystwie twoim i szlachetnych rycerzy.
-
Właśnie tego pragnął król, bo nie grożą Ci pani specjalne niebezpieczeństwa w
drodze. Nie ma w Camelot grasantów... - dostrzegł, że rozmowa zaczyna nudzić
damę - Lady Helen, skąd pochodzisz? Twój głos jest legendarny, opowiada się o
nim w Pięciu Królestwach, ale prawie nikt nie wie, gdzie wychowała się jego
piękna właścicielka.
-
Pochlebiasz mi rycerzu. Pochodzę z rodu królewskiego królestwa Meredor; maja
babcia była najmłodszą siostrą ojca obecnego króla miłościwie panującego w
Meredor.
- A
wiesz pani, że nad Camelot świecą inne gwiazdy niż nad twoją ojczyzną?
Podniosła
oczy na rozgwieżdżony nieboskłon. Właśnie takie rozmowy uwielbiała, a Leon jak
najbardziej sprostał jej oczekiwaniom. "Jest szarmancki... Oby w Camelot
było wielu do niego podobnych" - pomyślała.
-
Rzeczywiście, nie sądziłam, że rycerze patrzą w gwiazdy.
-
Rzadko to robimy, Pani; byłoby zbrodnią obserwować gwiazdy, gdy stoją przed
nimi boginie.
Uśmiechnęła
się. Polubiła go, ale była już zmęczona długą drogą.
-
Dziękuję Panie rycerzu, ale jestem już zmęczona całym dniem spędzonym w siodle.
Pójdę odpocząć.
-
Śpij spokojnie moja pani. Będę czuwać nad tobą wraz z moimi rycerzami.
Znikła
w misternie haftowanym namiocie, gdzie już wcześniej rozłożono jej posłanie,
ozdobną toaletkę z eleganckim lusterkiem, którą dostała od Cenreda - władcy
jednego z Pięciu Krain oraz kufry.
Lady
Helen westchnęła. Cieszyła się następnym dniem, który miała spędzić podróżując
wraz z rycerzami do Camelot.
Leon,
który posiadał niezwykle czuły słuch, usłyszał szelest. Sprawdził, czy jego
miecz bezgłośnie wysuwa się z pochwy i wolnym krokiem ruszył w stronę namiotu.
Nic się nie poruszyło. Zdziwiło go to; rzadko się mylił. Tylko dla pewności
zapytał stłumionym szeptem, nie chcąc naruszać prywatności damy.
-
Lady Helen?
- O
co chodzi? - odpowiedziała natychmiast.
-
Jest Ci wygodnie? - wymyślił na miejscu.
-
Bardzo. Dziękuję za troskę, Leonie.
"Myśli
o mnie. Nie może przestać" - pomyślała panienka rada, że jak jej się
wydawało, zrobiła wrażenie na rycerzu.
Siedziała
przed lusterkiem. Nagle dostrzegła jakąś, zniszczoną, rękę wysuwającą się z
cienia. Chciała krzyczeć, ale już miała zatkane usta. Stała nad nią siwowłosa
staruszka. Lady Helen czuła, że dygocze. Nagle oczy kobiety zalśniły na
czerwonawy kolor. Panienka zemdlała.
W
namiocie stały dwie damy o identycznej posturze, dłoniach, oczach, włosach -
dwie Lady Helen.
Jedna
z nich przejrzała się w lustrze, tylko ono nie kłamało, bo Lady Helen
dostrzegła w odbiciu staruszkę o zniszczonej twarzy i oszronionych starością
włosach.
VII
Znowu
głos "Merlinie! Merlinie!" rozbrzmiał w jego głowie. Im niżej
schodził do podziemi Camelot tym głos rósł w siłę. Chłopak trzymał w ręce
pochodnię, która oświetlała obślizgłe ściany.
Szybko
zbiegł po schodach. Był już blisko źródła głosu; dostrzegł koniec korytarza.
Zatrzymał się na półce skalnej, pod sobą miał przepaść. W dół prowadziły mocno
zużyte schody. Znajdował się w jednej z ogromnych grot, które rozpościerały się
pod zamkiem.
Właśnie
wtedy ktoś szarpnął za łańcuch. Przed Merlinem zza ostrych skał wyłoniła się
ogromna, złota istota. Jej skrzydła poruszyły ciężkie powietrze, tak, że
zadrgało światło pochodni. Złociste łuski lśniły w ciemności. Przed Merlinem
pojawił się smok, od którego jaśniała moc i potęga.
-
Witaj młody czarodzieju. Wzywałem Cię - słowa wypowiedziane donośnym głosem
odbiły się od ścian i wróciły ich tysięczne echa.
- Po
co mnie wezwałeś? Czy ktoś tak mały jak ja, może Ci być potrzebny?
Smok
parsknął rozbawiony, uwalniając z nozdrzy rozżarzone pyłki. Merlin poczuł, że
robi mu się gorąco.
-
Już wiesz, że Uther nas nienawidzi. Wytępiłby całą magię, ale na szczęście nie
leży to w jego możliwościach. Uwięził mnie najstarszego i najpotężniejszego
ze smoków - nie krył swojego rozgoryczenia.
-
Jesteś ostatni z twojej rasy?
-
Zapewne tak, lecz tego nie wie nikt. Uważam, że warto zająć się tobą, nie mną.
-
Dlaczego? - na twarzy Merlina odmalowało się szczere zdumienie.
-
Merlinie, Uther jest tylko jednym z władców Camelot. Po jego śmierci na tron
wstąpi Artur.
Merlin
przypomniał sobie barczystego chłopaka wyżywającego się na słabszych.
- Za
czasów Artura szczęście zamieszka w Pięciu Krainach. On zjednoczy je w pokoju,
Camelot będzie potężny i piękny, a jego król mądry i sprawiedliwy. Wtedy magia
ma szansę odrodzić się na tych ziemiach.
-
Artur? - zapytał krzywiąc się Merlin.
-
Czy czegoś nie zrozumiałeś? Pytasz jakbyś był słabo rozgarnięty, a oboje wiemy,
że tak nie jest.
- Co
przeznaczenie Artura ma wspólnego ze mną?
-
Wszystko i nic. Ciebie każdy naród zwie inaczej - ludzie Merlinem, druidzi
Emrysem, a elfy... to nieistotne. Jednak według wszystkich przepowiedni wasze losy od zawsze
są ze sobą splecione. Ty posiądziesz moc większą niż twoi poprzednicy, czy
następcy. Musisz nauczyć Artura, że magia może służyć do czynów złych i dobrych
oraz utrzymać naszego króla przy życiu - to właśnie jest twoje przeznaczenie.
-
Dlaczego ja? Czemu muszę usługiwać temu... idiocie?
-
Merlinie! - smok starł się przywołać go do porządku.
-
Nie, po prostu nie spełnię mojego przeznaczenia.
-
Merlinie, nikt nie ucieknie przed swoim przeznaczeniem.
-
Dlaczego tobie tak na tym zależy? Jakie było twoje imię i twoje
przeznaczenie?
-
Dobrze, dowiesz się. Jestem Kigharrah. Zależy mi, abyś wypełnił swoje zadanie,
ponieważ Artur, gdy uzna magię będzie zmuszony mnie uwolnić, a nie chcę do
końca swego życia siedzieć w grocie. Ja byłem potężny, a teraz zostałem
więźniem przykutym do skały pałacu! - szarpnął za łańcuch, widząc co się dzieje.
Merlin
wyszedł korytarzem. Smok widział jego cień. Kigharrah wołał go po imieniu,
zionął za nim ogniem, ale chłopak nie wracał. Był rozczarowany, że tak potężne,
na pierwszy rzut oka wręcz nieskazitelne stworzenie, przeznaczenie ludzi układa
pod swoje pragnienia.
Iskry
sypały się z, w większości zwęglonej już, pochodni. Merlin uniósł rękę i
szepnął kilka słów, jego oczy zalśniły; z rozżarzonych węgielków powstała w
zimnym powietrzu postać ognistego smoka, nie większa niż dłoń. Uśmiechnął się.
Kochał swój talent i nie wyobrażał sobie bez niego życia.
VIII
Gajusz
potrząsnął Merlinem.
- Merlinie,
czas wstawać!
Chłopak
przetarł rękawem oczy. Niewiele spał tej nocy, więc był bardzo zmęczony. Usiadł
przy stole i półprzytomnym wzrokiem wodził po pokoju. Dopiero teraz zaczął
dostrzegać fiolki wypełnione różnokolorowymi płynami, starty książek
porozrzucane po całym pokoju i przeróżne zioła dokładnie ułożone na podłodze.
Ogółem rzecz biorąc w pokoju panował artystyczny nieład.
-
Merlinie, jestem już na tyle stary, że postanowiłem przekazać komuś moją wiedzę
moją wiedzę w dziedzinie ziołolecznictwa i medycyny. Miałeś takiego pecha, że
trafiłeś pod moje skrzydła, gdy rozglądałem się za uczniem.
Chłopak
skrzywił się widocznie. Gajusz kontynuował swój wykład. Nagle potrącił szklankę.
Merlin nie wiedząc, co robi sięgnął po swoją magię i szklanka oraz wypełniająca
ją woda zatrzymały się w locie. Uczeń i nauczyciel wymienili spojrzenia.
Szklanka upadła na ziemię tłukąc się na drobne kawałki.
-
Merlinie, musisz panować nad swoimi talentami - zatroskanym głosem rzekł Gajusz
- Za coś takiego w Camelot karzą śmiercią. Złożyłem przysięgi, że nie będę
uczyć magii i nie chcę ich łamać, ale możesz mnie do tego zmusić swoimi
wyczynami.
Gajusz
wziął z półki opasły tom i położył przed Merlinem. Chłopak niemal z nabożnym
szacunkiem, delikatnie starł kurz z okładki.
- Co
o niej sądzisz? - zapytał z dumą Gajusz.
-
Jest piękna - otworzył książkę, stronnice były wypełnione starannie
wykaligrafowanymi literami i dokładnymi obrazkami, opowiadała o magii
Merlin
zarumienił się lekko ze wstydu i podniósł oczy na Gajusza.
-
Gajuszu, ja znam litery, ale nie potrafię czytać...
-
Jeśli nikt Cię tego nie uczył, to żaden wstyd. - zdecydowanym tonem oznajmił
Gajusz - Nauczę Cię czytać, pisać, poznasz tajniki medycyny, zielarstwa, a ty
sam będziesz się uczył magii.
-
Dziękuję Ci, Gajuszu.
Wymienili
spojrzenia. Powoli zaczynała ich wiązać nić przyjaźni. Byli sobie bardzo
potrzebni. Uczeń ubarwiał dni nauczyciela, a mistrz wskazywał drogę młodemu
czarodziejowi.
IX
W sali
tronowej ustawiono wielki stół zastawiony piękną porcelaną i wykwintnymi
daniami. Zapalono świeczniki i służba oczekiwała na pojawienie się rodziny
królewskiej. Oczywiście pierwszy zjawił się król, a po chwili zasiadł obok
niego Artur. Damy pozwoliły na siebie trochę dłużej poczekać. Lady Morgana i
lady Helen weszły z uśmiechami na ustach, ubrane w niezwykle szykowne suknie.
Utherowi,
gdy je zobaczył natychmiast wygładziły się rysy.
-
Lady Helen, jak minęła podróż?
-
Wspaniale - powiedziała siadając obok króla - Masz panie niezwykle uprzejmych
rycerzy.
-
Miło mi to słyszeć. Arturze, dobrze radziłem, aby posłać sir Leona.
-
Jest wspaniałym rycerzem oraz moim najbardziej zaufanym człowiekiem, ojcze.
-
Damy za nim szaleją - Morgana udała, że wzdycha.
-
Coś chciałaś nam powiedzieć, Morgano? - zaśmiał się Uther.
-
Tak, Artur powinien brać z niego przykład.
Królewicz,
przełykający w tym momencie pieczyste miał niezwykle głupią minę, tak że
lady Helen nie mogła ukryć uśmiechu.
-
Leon bywa taki szarmancki... - dodała rzucając w bok przeciągłe spojrzenie.
-
Odpuście już Arturowi - udając surowość mówił Uther.
Artur
był świetnym szermierzem, potrafił budzić szacunek rozmówcy, ale nie potrafił
walczyć z ciętymi językami dam dworu.
-
Lady Helen, kiedy raczysz nam zaśpiewać? - zmienił temat Artur.
-
Urządzam jutro ucztę, na którą zaprosiłem wszystkich możnowładców z okolic
Camelot. Czy uświetniłabyś ten bal swoim anielskim głosem? - zapytał Uther i
obrócił się do syna z miną mówiącą wyraźnie "Tak trzeba rozmawiać".
-
Będę zaszczycona Panie.
Odpowiedziała
wesoło i teatralnie skinęła główką
Ciąg dalszy nastąpi...
Wszystkich serdecznie pozdrawiam! Wspaniałego tygodnia!
Sophija