Witajcie!
Muszę się wyżalić w kilku słowach - jak wypiszę uleci ze mnie złość, a to jest zamierzony cel. Otóż tak; nie było mnie 2 dni przed feriami, potem 2 tygodnie ferii, a następnie znów mnie nie było (tym razem 4 dni i znów choroba). Pierwszy raz przyszłam do szkoły dziś, tj. piątek i okazało się, że NIE mam okresu ochronnego, a oczywiście nie odpuścili nam kartkówek. Po prostu mam wrażenie, że to nie jest sprawiedliwe (szczególnie jak nie było mnie na ostatnich 3 lekcjach, a nie zawsze jest łatwo dostać notatki)! Już dobrze, przechodzę do tematu notatki, choć wcześniej dodam taki tam szkic (miała to być Biała Róża; Aelirenn z Wiedźmina, ale w końcu im więcej zaczęłam na nią zerkać, to przypomina mi Lymphane - zapamiętajcie to imię pojawi się w opowiadaniu za miesiąc :); obie postacie dość tragiczne, więc bardzo je lubię).
Dzisiaj znów dodaję kolejną porcję mojej baśniowej krainy, którą mam zwyczaj odwiedzać każdego wieczoru (choć nie zawszę dostaję permisję na wstęp; nieraz bywam po prostu zbyt śpiąca, a czasem myślę o rzeczach za bardzo przyziemnych, aby się tam dostać <szkoła>).
Rozdział I - zakończenie (IX-XIII)
IX
Muszę się wyżalić w kilku słowach - jak wypiszę uleci ze mnie złość, a to jest zamierzony cel. Otóż tak; nie było mnie 2 dni przed feriami, potem 2 tygodnie ferii, a następnie znów mnie nie było (tym razem 4 dni i znów choroba). Pierwszy raz przyszłam do szkoły dziś, tj. piątek i okazało się, że NIE mam okresu ochronnego, a oczywiście nie odpuścili nam kartkówek. Po prostu mam wrażenie, że to nie jest sprawiedliwe (szczególnie jak nie było mnie na ostatnich 3 lekcjach, a nie zawsze jest łatwo dostać notatki)! Już dobrze, przechodzę do tematu notatki, choć wcześniej dodam taki tam szkic (miała to być Biała Róża; Aelirenn z Wiedźmina, ale w końcu im więcej zaczęłam na nią zerkać, to przypomina mi Lymphane - zapamiętajcie to imię pojawi się w opowiadaniu za miesiąc :); obie postacie dość tragiczne, więc bardzo je lubię).
Dzisiaj znów dodaję kolejną porcję mojej baśniowej krainy, którą mam zwyczaj odwiedzać każdego wieczoru (choć nie zawszę dostaję permisję na wstęp; nieraz bywam po prostu zbyt śpiąca, a czasem myślę o rzeczach za bardzo przyziemnych, aby się tam dostać <szkoła>).
Rozdział I - zakończenie (IX-XIII)
IX
Merlin
zapukał do drzwi apartamentu Lady Helen. Miał nadzieję, że nikogo nie będzie w
środku. Wówczas mógłby wejść cicho, zostawić fiolkę z lekami na stoliku i
przejrzeć jej papiery. Wiedział, co by go czekało, gdyby został przyłapany, ale
wierzył we własne umiejętności bezszelestnego poruszania się (i zdecydowanie je
przeceniał).
Usłyszał
cichy, delikatny głos
-
Proszę!
Wszedł.
Lady Helen spojrzała na niego wyczekująco. Jej wzrok jasno prosił go, aby jak
najszybciej wyszedł z pokoju i upomniał, że nie powinien teraz przeszkadzać
znanej śpiewaczce w przygotowaniach do ważnego występu
- Od
nadwornego medyka, przynoszę leki na wzmocnienie głosu. - powiedział pewnie
-
Oczywiście, połóż na stole. - Merlin zrozumiał niemy rozkaz "A później
wyjdź, proszę jak najszybciej i nie waż się głośno zamknąć drzwi".
Chłopak
rzucił okiem na komódkę i coś w nim drgnęło z przerażenia. Do tej pory nigdy
nie spotkał się bezpośrednio z magią innych. Teraz po raz pierwszy wyczuł
przedmioty od których emanowała ogromna siła i moc. Opanował się jednak.
Spełnił polecenie i szybkim krokiem wyszedł z komnaty. W jego głowie kłębiły
się tysiące myśli. Wiedział, co powinien zrobić, ale jednocześnie zdał sobie
sprawę, że nie zdąży... natychmiast podjął decyzję. Będzie musiał improwizować
na występie, w przeciwieństwie do lady Helen. Czarnooka dama miała już
dokładnie ułożony scenariusz na ten (niezmiernie przyjemny) wieczór.
X
W
dużej sali poczęli gromadzić się goście. Komnatę wypełniły delikatne dźwięki
cytr i lutni. Minstrele po mistrzowsku grali na swych instrumentach. Rycerze
zabawiali najbardziej urodziwe z dam rozmową.
Merlin
podszedł do Ginewry, która układała misy na stole. Dziewczyna obróciła się
gwałtownie.
- O!
Witaj Melinie! - powiedziała wesoło. - Nie spodziewałam się Ciebie tutaj
zobaczyć!
-
Jestem wychowankiem Gajusza - wyjaśnił.
-
Miło mi to słyszeć, mam nadzieję, że będziesz do niego podobny - potrząsnęła
złocistymi lokami, a jej szare oczy śmiały się do świata.
-
To, co zrobiłeś było bardzo odważne! Żeby tak przeciwstawić się Arturowi! To
syn króla i na dodatek jest bardzo silny.
-
Nie zachowałem się mądrze.
Roześmiała się.
Roześmiała się.
- Z
tym muszę się zgodzić. Zapewne jeszcze masz sińce?
Skrzywił
się.
-
Zgadłaś.
-
Wiesz Melinie, wolę pochopnych i heroicznych służących, niż głupich i
zadufanych w sobie panów.
Spojrzał
na nią zaskoczony.
- Jestem
bardzo wdzięczny, rzadko ktoś pochwala moje postępowanie, Jak masz na imię? Rozmawiałem
z tobą kilka razy, a jeszcze Cię o to nie spytałem...
-
Nie bierz moich słów do serca są czysto - teoretyczne. Nazywam się Ginewra.
Muszę się zająć tym wszystkim - wskazała stoły - Miło się rozmawiało Merlinie!
- A
może Ci pomogę?
Znowu
się uśmiechnęła.
-
Naprawdę nie trzeba.
Król
wszedł do sali i wszyscy umilkli. Za nim kroczyła lady Morgana, której nie
spuszczali z oczu rycerze, gdyż była niezwykle piękna; miała długie, falowane,
czarne włosy, ostre brwi podmalowane węgielkiem i jasne oczy, które raz były
błękitne, a gdy wpadła w furię przybierały fiołkową barwę. Obok niej szedł
Artur. Damy zerkały w jego stronę z ukosa; był uważany za nadzwyczaj
urodziwego.
Wszyscy
zasiedli do stołów. Król powiódł wzrokiem po zaproszonych gościach i rozpoczął
przemowę.
-
Witam wszystkich wielmożnych gości, jestem rad, że przybyliście na tą ucztę.
Muszę oznajmić wszystkim, że za chwilę przybędzie do nas sama lady Helen i
uświetni biesiadę swym śpiewem. Tymczasem jedzcie, pijcie, tańczcie i cieszcie
się! Wznieśmy pierwszy toast za naszą śpiewaczkę! Wina!
Goście powstali z uśmiechami na twarzach.
- Za
lady Helen!
Wszyscy
wypili do dna.
- Za
szlachetnych gości!
Krzyknął
król, a rycerzom i szlachcicom toast ów nadzwyczaj przypadł do gustu, więc
rozochoceni ciągnęli dalej.
- Za
dobrego króla Uthera!
- Za
jego syna - księcia Artura!
- Za
lady Morganę!
Ciągnęliby
tak w nieskończoność, gdyby nie lady Helen, która pojawiła się w drzwiach.
Wszystko ucichło, a ona z ogromną gracją przeszła przez salę i dygnęła
wdzięcznie.
Brwi
miała delikatnie podmalowane węgielkiem, ciemnobrązowe włosy opadały jej do
pasa, a niemal czarne oczy ciskały na boki strzeliste spojrzenia. Miała na
sobie karmazynową suknię pokrytą złotymi, misternym haftami, podkreślającą jej
wiotką talię.
Minstrele
ucichli, a Lady Helen otworzyła usta. Dźwięczny, wysoki głos wypełnił
pomieszczenie. Wszyscy zamarli, wpatrując się w nią, a ona śpiewała tak
wspaniale, że damy płakały, a mężczyźni zastygli w bezruchu. Wydawała się
piękna do czasu, gdy słowa przepełniła nienawiść i chęć zemsty, a ludzie
zaczęli kiwać się sennie. Teraz Merlin już wiedział jaką moc miał jej śpiew. On
już nie bawił, nie wzruszał, a usypiał. To była magia.
Chłopak w ostatniej chwili zatkał sobie uszy, aby widzieć, jak sam król kładzie głowę na stole, równie bezbronny jak dziecko. Wszyscy dworzanie, rycerze, szlachta angielska, a nawet Gajusz mieli zamknięte oczy i błogi wyraz twarzy.
Domniemana Lady Helen szła w stronę głównego stołu, w jej oczach była nienawiść, patrzyła na królewskiego syna. W dłoni ściskała sztylet. Merlin zerknął na salę. Musiał coś zrobić. Nie mógł dopuścić, aby tak wykorzystano magię. Zacisnął mocno pięści.
W jego oczach zatańczyły czerwone ogniki i piękny żyrandol spadł wprost na damę przygważdżając ją do podłogi. Senna aura, którą roztaczała znikła. Ludzie otwierali oczy. Na posadzce leżała starsza kobieta. Ona jednak jeszcze nie zrezygnowała z zemsty. Rzuciła sztylet. Merlinowi zaszumiało w uszach, czas zwolnił. Miał wrażenie, że nikt poza nim nie widzi niebezpieczeństwa. Już był obok Artura, pociągnął królewicza na ziemię, a sztylet wbił się w krzesło, tam gdzie przed chwilą stał następca tronu.
Chłopak w ostatniej chwili zatkał sobie uszy, aby widzieć, jak sam król kładzie głowę na stole, równie bezbronny jak dziecko. Wszyscy dworzanie, rycerze, szlachta angielska, a nawet Gajusz mieli zamknięte oczy i błogi wyraz twarzy.
Domniemana Lady Helen szła w stronę głównego stołu, w jej oczach była nienawiść, patrzyła na królewskiego syna. W dłoni ściskała sztylet. Merlin zerknął na salę. Musiał coś zrobić. Nie mógł dopuścić, aby tak wykorzystano magię. Zacisnął mocno pięści.
W jego oczach zatańczyły czerwone ogniki i piękny żyrandol spadł wprost na damę przygważdżając ją do podłogi. Senna aura, którą roztaczała znikła. Ludzie otwierali oczy. Na posadzce leżała starsza kobieta. Ona jednak jeszcze nie zrezygnowała z zemsty. Rzuciła sztylet. Merlinowi zaszumiało w uszach, czas zwolnił. Miał wrażenie, że nikt poza nim nie widzi niebezpieczeństwa. Już był obok Artura, pociągnął królewicza na ziemię, a sztylet wbił się w krzesło, tam gdzie przed chwilą stał następca tronu.
Uther
patrzył na Merlina jakby nie rozumiejąc, co się stało; oprzytomniał dość
szybko. Wziął za jedną rękę syna, za drugą ucznia medyka.
-
Oto ten chłopiec dowiódł nam niezwykłej odwagi ratując życie następcy tronu. W
nagrodę dołączy do domowników królewskich - po czym dodał ciszej zwracając się
do Merlina - Od dziś zostajesz osobistym sługą Artura!
Wszyscy
klaskali, a obu młodych mężczyzn miało nieszczególne miny. Jeden wymownie
patrzył w prawo, drugi - w lewo.
XI
Artur
krzyczał na cały głos.
-
MERLINIE!
Chłopak
zajadający smakowite śniadanie westchnął i podniósł się z rezygnacją.
-
Idź, Merlinie. To woła Cię twoje przeznaczenie - powiedział Gajusz patrząc na
ucznia spód grubego szkła.
-
Czemu przeznaczenie nie może poczekać? Właśnie jadłem śniadanie!
XII
Sir
Leon, Artur i Uther stali nad mapą.
-
Trzeba nastraszyć druidów. Jak widać ostatnio zbyt rzadko tępiłem magów i już
chcieli zabić mojego syna. - odezwał się król
- Ja
się tym zajmę ojcze - oznajmił Artur.
-
Należy również odszukać prawdziwej lady Helen of Lunae - wtrącił Leon.
-
Tak, inne krainy nie mogą szemrać, że na terenach Camelot zaginęła znana
śpiewaczka. - zgodził się królewicz.
-
Poszukam jej z rycerzami - zadeklarował Leon.
XIII
Merlin
stał na półce skalnej. W ręce ściskał pochodnię. Naprzeciw niego stał złoty
smok
-
Widzisz młody czarodzieju; zawsze znajdzie Cię twe przeznaczenie. Dodatkowo odkryliśmy zastosowanie dla twojej magii. Musisz się bardzo pilnować, bo wydaje mi się, że w najbliższym czasie zdarzy się coś niezwykłego, a mnie nie mylą
moje przeczucia.
Koniec rozdziału I, a teraz żeby podsycić ciekawość dodam coś o rozdziale II, a mianowicie spoiler w postaci pierwszego podrozdziału...
I
I
Mrok osnuł jaskinię. Jej ściany były poszarpane, stalagmity
przybierały kształty fantastycznych istot, zagradzając drogę. Pajęczyny
rozpostarte na wilgotnych stalagnatach sprawiały ponure wrażenie.
Kobieta jednak szła bez wahania, znając każde zagłębienie
granitowej skały. Jej drogę oświetlała jasna kula światła, unosząca się w
lodowatym powietrzu. Wędrowniczka dotarła do potężnej groty, pośrodku której
znajdowało się jezioro o czarnych wodach. Pochyliła się nad nim. Jej oczy
jaśniały nieziemskim światłem, gdy wypowiadała słowa w starożytnej mowie.
Powierzchnia wody poruszyła się ukazując dobrze
ufortyfikowany na skale zamek - Camelot. Czarownica uśmiechnęła się cierpko.
- Za upokorzenie, którego doznałam, za mękę, wszystkie twe
zbrodnie i przelaną krew niewinnych ludzi znających magię. - szepnęła cichym,
złowrogim głosem.
Wyjęła spośród fałd sukni sztylet i ostrzem dotknęła wody.
- Oto twe osiągnięcia Utherze, teraz pora aby zapłacił za
nie twój lud.
Szept przerodził się w krzyk, na powierzchni wody zamigotały
wszystkie barwy, woda spiętrzyła się, a później wszystko zamarło. Czarownica
widziała jedynie swoje odbicie, niską kobietę o cudnych, groźnie błyszczących
oczach i czarnych włosach.
Jej głos zabrzmiał w całej jaskini i wszystkich tunelach
tysiącami ech.
Pozdrawiam wszystkich i życzę pięknego weekendu!
Sophija
PS. Imiona, nazwy, itp, których nie kojarzycie z ostatnich działów możecie znaleźć tutaj http://deterrasomnia.blogspot.com/p/blog-page_26.html; lub Nasza twórczość - Sophija!
Sophija
PS. Imiona, nazwy, itp, których nie kojarzycie z ostatnich działów możecie znaleźć tutaj http://deterrasomnia.blogspot.com/p/blog-page_26.html; lub Nasza twórczość - Sophija!