Witajcie!
Dziś bez większych wstępów, bo post i tak będzie długi. Powiem tylko, że już niedługo zawitają do mnie dwa kuce firmy breyer - Pink Magnum i Chili. Ale więcej o tym w poście o modelach. Co do mojej chandry, to z kolei doszłam do wniosku , że ludzie są ogólnie źli, ale jakoś trzeba z tym żyć. Ale nie będę nudzić Was tym - przechodzę do rzeczy! Starałam się pisać jak najbardziej zgodnie z prawdziwą historią. Niektóre występujące to postacie są prawdziwe, lecz nie wszystkiego. Zofia Wolińska jest całkowicie zmyślona. Powieść ma na celu pokazanie tamtych mrocznych czasów ze strony uczestników wojny. Dedykuję ją wszystkim bohaterom znanym lub zapomnianym którzy walczyli za Ojczyznę. Natomiast ten rozdział dedykuję Sophijce - za to, że jest.
Pociąg dojechał spóźniony.
Natychmiast po otwarciu drzwi wysypał się z niego tłum ludzi, który od razu
zmieszał się z oczekującymi na peronie. Przez krzyki witających się bliskich,
przebił się niecierpiący sprzeciwu głos megafonistki, oznajmiając „ Stacja
Gare de Lyon, Paryż. Drzwi zamkną się za minutę”.
Gdy już prawie wszyscy wyszli z
wagonów, w drzwiach pojawiła się młoda, drobna dziewczyna. Zdecydowanym ruchem
wyszarpnęła walizkę. Brązowym spojrzeniem omiotła peron. Z zadowoleniem kiwnęła
głową, potrząsając czekoladowym lokami. Najwyraźniej pompatyczny wystrój dworca
przypadł jej do gustu. „Paryż to jednak Paryż” pomyślała. Przeciągły gwizd
lokomotywy wyrwał ją z zamyślenia. Ruszyła więc przez dworzec pewnym,
zdecydowanym krokiem, jakby chodziła tu już od urodzenia. Tymczasem dopiero
pierwszy raz była w francuskiej stolicy.
Idąc, poczuła dotkliwy ból w prawej nodze. Widząc małą, czerwoną plamkę
na pończoszce, skrzywiła się nieznacznie. „Cholera. – pomyślała. Otwarło się.” Obciągnęła
białą sukienkę w kropki z paskiem (ostatni krzyk mody), po czym wyszła na
ulicę. Poszukała wzrokiem czarnego Renaulta. Jeszcze go nie było. Rzuciła okiem na zegar umieszczony na wieży.
„ 22:10. Spóźnia się”. Zanim jednak zdążyła wyzwać niepunktualnego kierowcę od
palantów, samochód podjechał. Wysiadł z
niego młody Francuz w eleganckim garniturze. Odszukawszy ją, szybko podbiegł.
- Mademoiselle Zofia Wolińska? –
spytał.
- Tak. – odpowiedziała,
niepocieszona brakiem przeprosin. – Pan się spóźnił.
- Tak? – zapytał zdziwiony, patrząc
na zegarek. – O, faktycznie. – rzekł, niezbity z tropu. – Pan Raczkiewicz czeka
na panią. Mogę prosić walizkę?
Dziewczyna bez słowa podała mu
bagaże i pozwoliła się zaprowadzić do samochodu. Szofer sprawnie odpalił i
odjechali.
Paryż nocą wyglądał wspaniale.
Latarnie świeciły mocnym, ciepłym światłem. Mimo trwającej wojny, nic się tu
nie zmieniało. Dookoła jeździły luksusowe samochody, a sklepy były pełne.
Eleganckie paryżanki i schludni paryżanie chodzili po bulwarze nad Sekwaną,
śmiejąc się i rozmawiając. Przejechali również koło sławnej wieży Eiffla, która
zrobiła na Zofii duże wrażenie. Szofer, widząc to opowiedział pokrótce jej
historię. Przejażdżka jednak zaraz się skończyła, ponieważ hotel znajdował się
tuż obok zabytku. Francuz szybko wysiadł i pomagając jej wysiąść zaproponował :
- Może miałaby pani ochotę na
małą przejażdżkę?
- Nie dziękuję, jestem strasznie
zmęczona. – odpowiedziała ona, lecz nie całkiem szczerze.
Tak naprawdę miała bardzo pilną sprawę do
załatwienia. I choć szofer był bardzo miły
i rozmowny, chciała zostać sama. Odebrała walizkę z rąk chłopaka i żegnając się
z nim odeszła do hotelu. Był to wielki gmach zaprojektowany w stylu
renesansowym, jednak widać było, że został niedawno odnowiony. Nie
zastanawiając się dłużej weszła. Widocznie oczekiwano jej, bo podszedł do niej
ktoś z obsługi uśmiechając się i
odbierając walizkę.
- Zofia Wolińska? W imieniu całej
naszej obsługi witam w Paryżu. Mamy nadzieję, że będzie się pani dobrze u nas
czuła. Mogę prosić o walizkę? Pani pokój znajduje się na górze, zaprowadzę
panią.
Skinęła głową. Chciała jeszcze
coś powiedzieć, ale jej przewodnik już szedł po schodach, nie miała więc wyboru
– musiała podążyć za nim.
Została więc odprowadzona do apartamentu,
wielkiego pomieszczenia z łazienką, umeblowanego w stylu rokoko. Powiedziano jej, gdzie ma się zgłosić po
śniadanie i pożyczono dobrej nocy, po czym zostawiono ją samą. Rozpakowała więc
swoje rzeczy, przemyła nogę, umyła się, zjadła kolację, która już na nią czekała
i usiadła na łóżku. Zapatrzyła się w majaczącą w oddali Wieżę. Była
bardzo zmęczona, lecz musiała jeszcze coś zrobić. Spojrzała na zegarek. Była
północ. Stwierdziła, że jeszcze nie jest tak późno. Z trudem zwalczyła senność,
wstała i wyszła na poszukiwania generała. Tak zrobiłby pewnie jej ojciec.
Zapukała do sąsiednich drzwi,
lecz zamiast Raczkiewicza była tam tylko pokojowa.
- O co chodzi? – rzekła
Francuzka, wściekła, że została wyznaczona na nocną zmianę.
- Szukam generała Sikorskiego.
Nie ma go…
- Nie ma i nie będzie w najbliższym
czasie! Proszę mi nie przeszkadzać. – ucięła po czym wyprosiła dziewczynę.
Zofia słusznie stwierdziła,że nie ma się co kłócić. Tak usprawiedliwiona spokojnie zasnęła.
Wstała dopiero o dziesiątej. Była
na siebie wściekła, bo zamierzała być na
nogach już o szóstej, aby złapać Raczkiewicza przed pracą. Z drugiej
strony pierwszy raz od pamiętnego początku września porządnie się wyspała.
Szybko się ubrała, jednocześnie starannie dobierając dodatki. We włosy wpięła
starą spinkę. Wtedy po raz kolejny pomyślała, jak bardzo brakuje jej babci. Wojna
zabrała wszystko… Ktoś inny dawno by się
załamał, lecz nie Zofia. Wiedziała, ze jej rodzice dali jej zadanie i teraz z
góry patrzą na jej nieporadne działania Stwierdziła więc, że należy wziąć się w
garść i skończyła upinać włosy i szybko zeszła na dół.
Właśnie zbliżała się do recepcji,
gdy ujrzała dobrze znaną sylwetkę. To był Raczkiewicz! On także ją ujrzał i
uśmiechnął się, a wtedy ona podeszła do niego.
- Zofia Wolińska melduje się na
rozkaz. – odezwała się ze śmiechem.
- Witaj Zosiu! – odrzekł i
kończąc część oficjalną ucałował ją serdecznie. Jak dobrze widzieć cię całą i
zdrową! Jak minęła podróż ?
- Zaraz wszystko opowiem, ale mogłabym
najpierw zjeść śniadanie? Jestem trochę głodna. – wtrąciła delikatnie.
- Ależ tak, oczywiście! Może zechciałabyś zjeść w moim gabinecie. Mam
gościa, który bardzo chciałby Cię poznać.
Zgodziła się chętnie, bo była
bardzo ciekawa któż to miałby ochotę się z nią spotkać. Po zamówieniu śniadania
skierowali się do gabinetu, który znajdował się na ostatnim piętrze. Był to
duży, owalny pokój obity orzechową boazerią z ciemnymi meblami. Na jednym z krzeseł siedział średniego wzrostu
mężczyzna z wąsem w wojskowej marynarce. Lecz nawet bez tego wojskowego znaku
widać był z daleka, że jest żołnierzem. Ukłonił się lekko.
- A to jest właśnie generał
Władysław Sikorski. Bardzo chciał cię poznać. – przedstawił go Raczkiewicz. –
Generale, to jest właśnie starszy szwoleżer Zofia Wolińska, córka Stanisława Wolińskiego, którego pewnie pan zna.
- Miło mi panią poznać. – Sikorski
pocałował ją w rękę. – Mam dla pani pewną propozycję …
Nie zdążył jednak dokończyć, bo
otwarły się drzwi i wniesiono śniadanie, składające się między innymi z
pysznej, chrupiącej, czysto paryskiej bagietki. Zofia przeprosiła więc i zajęła się jedzeniem.
Podczas posiłku porozmawiała chwilę z generałem na temat wojskowości i w ten
sposób doszli do opowiadania o jej pierwszej bitwie. Na prośbę Sikorskiego
przywołała bolesne wspomnienia i zaczęła opowiadać.
Mam nadzieję,że nie było takie złe. Proszę o SZCZERE komentarze, będę wdzięczna za uwagi.
Dobranoc!
M