Właśnie wróciłam ze wsi, więc post dość późno, choć u mnie to raczej normalne. Jak pewnie zauważyliście zrobiło się ciepło co niewymownie mnie cieszy, bo a) można jeść lody b) większość lekcji odbywa się na zewnątrz. Czuć zbliżający się koniec roku szkolnego. Zero czasu dla siebie, ciągle tylko sprawdziany całoroczne! Jednak jeszcze tylko miesiąc i......
Jestem potwornie zapracowana Zarówno w szkole jak i w domu ciągle ktoś brzęczy mi nad uchem, mówiąc, że jeszcze to lub tamto zostało do zrobienia. Z tego powodu dostałam lekkiego rozstroju nerwowego, więc lepiej nie wchodźcie mi w drogę :P! Wczoraj, gdy Mama poprosiła mnie o skopanie grządek nie wytrzymała, wrzasnęłam, porwałam "Tam, gdzie spadają anioły", wybiegłam z domu, przelazłam przez płot i pognałam dalej. Na szczęście nikt mnie nie szukał, ponieważ jeździmy w te okolice już 13 lat. Zatrzymałam się dopiero na łące pewnej starszej pani. Jak zwykle siedziała pod jabłonią. Zapytałam, czy mogę się przysiąść i otrzymałam zgodę. Nie rozmawiałyśmy dużo.Przeczekałam tam dwie godziny, czytając i rozmyślając. I jest mi lepiej.
Kończę ględzenie, przechodzę do konkretów.
Biorę udział w Candy u Dorotheah.
Biorę udział w konkursie na schleich.czo.pl
Link do ostatniego rozdziału.
Pociąg dojechał spóźniony. Natychmiast po otwarciu drzwi wysypał się z
niego tłum ludzi, przy okazji zgniatając Zofię i jej bagaże. „Deja vu?” –
pomyślała, próbując przecisnąć się wśród rozwrzeszczanego tłumu. Przez krzyki
witających się bliskich, przebił się nie cierpiący sprzeciwu głos megafonistki,
oznajmiając „ Stacja Paddington, Londyn. Drzwi zamkną się za minutę”.
Dopiero wtedy panna Wolińska
uświadomiła sobie, skąd wzięło się przeświadczenie, że to wszystko już się
kiedyś zdarzyło. Praktycznie tak samo wyglądał jej przyjazd do Paryża. Trzy dni
temu jednak przyszłość jawiła się jej może nie w tęczowych, lecz zdecydowanie
jaśniejszych barwach. Teraz była niewyspana i wymięta. W dodatku właśnie
uświadomiła sobie, że tym razem nie czeka na nia rezolutny taksówkarz. Musi
radzić sobie sama. Niewesoła powlokła się więc na pobliską stację metra, przy
okazji moknąc w strugach deszczu i ubliżając w myślach wszystkim
odpowiedzialnym za jej obecne położenie.
Udało jej się znaleźć hotel w
śródmieściu, całkiem blisko Buckinghamu. Nie był on tak luksusowy ja k ten, w
którym nocowała we Francji, lecz zapomniała o poproszeniu Raczkiewicza o
pożyczenie kilku funtów. Musiała wydać sporą część pieniędzy, które
zbierała na ponton. To był jednak przedwojenny plan, obecnie mało ważny.
Po zjedzeniu całkiem niezłej
kolacji, zaczęła zastanawiać się, co ona właściwie powie Pierwszemu Lordowi
Admiralicji. Przecież już jutro miała się z nim spotkać! Sikorski mówił, że
Churchill powinien być w pałacu królewskim na rozmowie z Jerzym IV. Mimo iż nie
był nawet premierem (choć wszystko wskazywało na to, że prędzej czy później nim
zostanie) miewał spotkania z samym monarchą. W dodatku to zapiekły wróg
Rzeszy, więc negocjacje z nim dawały nadzieję na lepsze rezultaty niż rozmowy z
premierem Chamberlainem. To jednak nie rozwiązywało sprawy. Zosia jednakże nie
należała do osób, którym dobrze idzie układanie przemów. Nawet gdy wcześniej
przygotowywała argumenty, w czasie gorącej dyskusji natychmiast o nich
zapominała. Była osobą o ognistym temperamencie i najlepiej czuła się
improwizując, do czego miała zresztą duży talent.
Z tego też powodu porzuciła swoje
rozmyślania, przygotowała sukienkę na następny dzień, po czym poszła spać.
Tym razem jakimś cudem udało jej
się nie zaspać. Po śniadaniu poszła się przejść. Była w Londynie już kilka razy
i lubiła go prawie tak bardzo jak Warszawę. Ze smutkiem pomyślała, że być może
niedługo zostanie zniszczony. Z tym większym zapałem chłonęła jego widoki.
Dwie wolne godziny szybko minęły
i zanim się obejrzała było już południe. Pognała więc co sił w stronę
Buckinghamu. Po okazaniu stosownych dokumentów nie miała większych
problemów z dostaniem się do środka. Wysoki, ciemnowłosy strażnik zaprowadził
ją do stosownego korytarza, usadził na eleganckiej, pluszowej kanapce w stylu
rokoko i kazał czekać.
Po dwóch godzinach zaczęła
żałować, że nie wzięła książki. W tej chwili znała już na pamięć każdy detal
sufitu. Zaczęła właśnie oglądać podłogę, gdy usłyszała kroki. Drgnęła i poczęła
nasłuchiwać. W pierwszej chwili myślała, że to Churchill wreszcie zaszczycił ją
swoją obecnością, lecz po kilku sekundach wykluczyła tą możliwość. To szedł
ktoś mały i lekki, a jak powszechnie wiadomo Winstonowi do tego dość daleko.
Wkrótce ujrzała wychodzącą zza zakrętu dziewczynkę. Miała najwyżej trzynaście
lat. Twarz okalały kasztanowe włosy. Szła czytając jakąś książkę.
Kątem oka musiała zauważyć Zofię. Oderwała się od lektury i spojrzała na nią ciekawie.
- Dzień dobry pani! Czy można
wiedzieć kim pani jest i co tu robi? – zapytała.
- Witaj! Jestem Zofia Wolińska,
żołnierz wojska polskiego, a obecnie wysłannik rządu Rzeczpospolitej. – odparła
oficjalnie.
- Ach! Ja nazywam się Elżbieta
Windsor. Pewnie czeka pani na Mr. Churchilla albo na tatę. To jeszcze trochę
potrwa. Czy mogłaby pani się trochę posunąć? To moja ulubiona sofa.
Zosia spełniła jej życzenie.
- A więc pochodzi pani z Polski?
Zawsze chciałam tam pojechać, jednak dotychczas nie było okazji i chyba w
najbliższym czasie nie będzie. Opowie mi pani jak tam jest?
Zofia zaczęła opisywać jej polską
przyrodę, miasta, krajobrazy i samych Polaków. W gruncie rzeczy była zadowolona
z niespodziewanego pojawienia się małej słuchaczki. Księżniczka oparła głowę na
dłoniach i słuchała uważnie, od czasu do czasu zadając pytania. W końcu rozmowa zeszła na zwierzęta Elżbiety i tym razem Wolińska wysłuchała opowieści o
wyczynach podopiecznych Windsorów, przy okazji wtrącając kilka zdań o swoich
psach. Miłą rozmowę przerwało niespodziewane wkroczenie pulchnej damy w szarej
sukni.
- Szukam cię od godziny
księżniczko! Proszę natychmiast iść ze mną! Zadania rachunkowe same się nie
rozwiążą! – rzekła, siłą ściągając dziewczynkę w kanapy i wlokąc ją za sobą.
Młoda następczyni tronu uśmiechnęła
się smętnie i pomachała Zosii na pożegnanie. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech.
Gdy zniknęły, usłyszała
zbliżające się głosy. Wstała, aby powitać króla i Pierwszego Lorda Admiralicji.
Super rozdział ^^ Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńZapraszam tutaj ---> http://schleichewci.blogspot.com/
Nie, nie warto pędzić. Tak samo jak nie opłaca się stać w miejscu, ale ja nic na to nie poradzę, że biegnę bez przerwy :P - przepraszam, jeśli to było pytanie retoryczne :D.
OdpowiedzUsuńW rozpowie Zofii z Księżniczką można się pomylić, kto co mów. Zerknij jeszcze na to.
Kocham czytać siedząc na drzewach!
Przygotuj się na telefon ode mnie. Nawet nie wiesz, ile mam ci do zakomunikowania na temat dostawy mąki :P
Super rozdział :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na n/n
schleich-pasja.blogspot.com
Dobrze wiem co czujesz...Maj był chyba najgorszym miesiącem w tym roku :/.Ciągle trzeba było za czymś latać, że można zwariować.Ale na szczęście już koniec!Tylko wycieczka i ostatni tydzień do wystawienia ocen...Uffff.Fajnie, że mogłaś sobie gdzieś polecieć i odsapnąć, miło jest znaleźć sobie takie miejsce :).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Aredhel