Leniwie wlecze się jaskrawy korowód wakacyjnych dni ;).
Chyba nic więcej "od siebie" nie jestem w stanie dodać!
Dzisiaj powinna ukazać się notka Malii - opowiadanko, ale musicie nam wybaczyć, gdyż mamy wakacyjne problemy techniczne (niech licho porwie wszystkie laptopy i tablety! :P). Dlatego zamieniłyśmy się terminami; przepraszamy za utrudnienia! W związku z tym dodam dzisiaj znów coś o Camelot i kilka starych zdjęć modeli...
Znów wędrujemy ciepłą ziemią,
Znów wędrujemy ciepłym krajem
Malachitową łąką morza.
Znów wędrujemy ciepłym krajem
Malachitową łąką morza.
- K.K. Baczyński
Burze, mgły, śnieżyce, jeszcze nie raz dadzą ci popalić. Myśl wtedy o
tych, którzy już doświadczyli tego przed tobą. Powtarzaj sobie: „Jeżeli
inni przez to przeszli, to znaczy, że można przez to przejść”.
- Antoine de Saint-Exupery
Tutaj nie mam pomysłu na żaden cytat :D!!
Dobrze, przechodzę już do rozdziału!
Ostatni fragment: http://deterrasomnia.blogspot.com/2014/06/r-ii-koszmary.html
XII
Wykwintna dama, królewski syn i potężny czarodziej (lub
prosty służący; jak wolicie) szli coraz głębiej pod ziemię, gubiąc się w
plątaninie korytarzy. Pochodnia rzucała krąg światła, paląc się zbyt szybko.
Ich cienie ślizgały się po ohydnych, wilgotnych, pokrytych mchem i pleśnią
ścianach.
Dojmujący chłód przeszywał jedwabne szaty wysoko urodzonych,
ale gruby płaszcz Merlina skutecznie chronił przed zimnem. Dotarli do miejsca,
gdzie wśród wody kompletnie znikła ciemna posadzka.
- Nie idziemy tędy. - zdecydował Artur, ale jego głos
brzmiał jakoś słabo wobec tych podziemi - Nie mam zamiaru mieć choroby Morgany
na sumieniu!
- Arturze, pójdziemy tą drogą.
W jej głosie, była ta nieustępliwa nutka i mężczyźni już
wiedzieli, że na nic zdadzą się ich protesty.
- Wobec tego ja poprowadzę. - oznajmił Artur i ruszył przez
taflę wody.
Ponury plusk mętnej wody odbił się o ściany i poleciał
głęboko w inne korytarze. Merlin wyczekująco spojrzał na Morganę.
-Lepiej, żebym został z tyłu.
Podniosła halkę do rozsądnej wysokości i postawiła nogę,
ubraną w cienki pantofelek w wodzie. Czuła jak przemknął przez nią zimny
dreszcz. Nie chciała się skarżyć, mimo lodowatej wody. Przy następnym kroku
straciła równowagę. Sługa przytrzymał ją bez trudu.
- Morgano...
- Nic mi nie jest.
Dotknął bladej, zimnej, delikatnej dłoni i zdjął z siebie
płaszcz. Pod spodem miał jeszcze cienką tunikę. Musiało mu to wystarczyć. Dama uśmiechnęła się
z wdzięcznością.
- Nie musiałeś.
Później szła już bez problemu. Dotarli do miejsca, gdzie
korytarz rozdzielał się na dwie części. Artur i Merlin natychmiast spojrzeli na
Morgenę, oczekując jej decyzji. Przygryzła wargę.
- Nie wiem, gdzie powinniśmy pójść.
Artur zaczerpnął tchu.
- Ja pójdę w prawo, wy w lewo; Morgano pamiętaj, żeby
opiekować się Merlinem.
Drobna złośliwość, a sługa czuł, że krew wypływa mu na
twarz. Morgana uśmiechnęła się natomiast słodko.
- Jak sobie życzysz, Arturze.
Czarodziej podążał za szelestem sukni. Gorączkowo się
zastanawiał., nad swoim położeniem. Szukali potwora, ale co zrobią, gdy go
znajdą. Artur lubił improwizować, ale gotowy plan, chyba byłby nienajgorszym
rozwiązaniem.
- Morgano?
Odwróciła się do niego, jej oczy błyszczały w świetle jego
pochodni.
- Co się dzieje?
Nagle jakiś cień przebiegł po ścianie. Spojrzeli sobie w
oczy z niepokojem i wówczas usłyszeli tętent kopyt, a jasne światło, jakie
rzucała pochodnia, zgasło. Zbliżał się.
*
- Co robimy? - szepnął Merlin
Morgana policzyła do trzech, nie chcąc, aby jej głos
zadrżał.
- Będziemy improwizować.
Mimo całej sytuacji uśmiechnął się, szczerze rozbawiony jej
uporem.
- Masz broń?
Ku jego zdumieniu zza rękawa wyciągnęła niewielki sztylet.
Zabłysnął w ciemności. Odczekali chwilę.
- Nikogo tu nie ma. - zdecydowała - Idziemy dalej.
Po omacku posuwali się w stronę podziemnej groty.
*
Artur trzymał w ręku miecz. Krok za krokiem posuwał się do
przodu, w każdym momencie gotowy na zaatakowanie każdego potwora, który wyłoni
się z ciemności. Niestety doznał zawodu. Nikogo nie dostrzegł. W końcu nie wierzył
w istnienie koszmaru Morgany, ani w baśnie dobre dla jego sługi. Dobrze
wykształcony syn władcy nie powinien wierzyć w takie opowieści.
Doszedł do zakrętu. Nagle usłyszał czyjeś kroki. Przywarł do
ściany skalnej, policzył do trzech i wpadł z mieczem na Merlina i Morganę.
Mieli nieszczególne miny.
- Gdzie wasze pochodnie?
- Zgasły. Nie same. To coś je zgasiło - wyszeptała Morgana
- Zapewne powiew wiatru. Tu nie ma tego, czego szukamy.
Nagle zgasła i jego pochodnia, a z ciemności wyłonił się
kształt. Dziwny stwór, o pięknym pysku konia, ogonie typowym dla lwów oraz
jasnym rogiem lśniącym pomiędzy uszami. Znajdował się najwyżej kilkadziesiąt
kroków od nich. Co to było dla istoty poruszającej się z prędkością światła?
Artur uniósł miecz i stanął naprzeciw niepojętego zjawiska.
Światło rogu oślepiało ich, a jasna grzywa wywoływała wiatr. Oddychał szybko,
zmarszczył czoło. Nie bał się. Strach był obcy znanemu rycerzowi, jednak poczuł
ukłucie żalu, że jedna sekunda wystarczyła, aby bezpowrotnie stracił zaufanie
do reguł wpajanych mu przez ojca.
Stworzenie, które wyłoniło się z magii nie było złe, ani
dobre. Jedynie zaczarowane, przez kogoś potężniejszego. Uświadomił sobie, że
nie ma czasu na rozważania.
Potwór natarł na Artura.
*
Morgana pochyliła się nad sługą, który zachwiał się i byłby
upadł.
- Czy wszystko dobrze?
- To stworzenie... nie pokonamy go. Gwen umrze.
W jego głosie była taka rozpacz, że ścisnęło się jej gardło,
ale nic nie odpowiedziała. Merlin podniósł głowę, aby widzieć, jak Artur pada
na czarną posadzkę. Zacisnął usta, w głowie mu się zakręciło. Nawet dla Gwen,
nie ma prawa narażać Artura, ani Morgany.
Rzucił się do przodu, ale Morgana w tym momencie krzyknęła.
Jasne ślepia potwora spoczęły na damie. Począł się do niej zbliżać.
Merlin stał jak skamieniały. Nic nie mógł zrobić. Musiał coś
wymyślić. Nie mogą zginąć w takim miejscu.
Ognis - szepnął, a w jego oczach rozbłysły te
tajemnicze ogniki. Zapalił języczkami ognia pochodnię. Blask czerwonych
płomieni odwrócił uwagę stwora.
Pół-koń, pół-lew obrócił swój kształtny łeb i swój wściekły
wzrok utkwił w postaci, która rozpaliła płomienie. Nie potrafił jednak zgasić
tego światła, jak poprzednich, gdyż Merlin podtrzymywał je magią. Syknął
wściekle i rzucił się na chłopca.
- Merlinie! - usłyszał krzyk.
Później sięgnął po swą moc i przed oczami widział tylko
czerwień. W oczy kuł go żar, odwracał głowę, ale pozwolił, aby światło pochodni
otoczyło i pochłonęło tą istotę, której róg niósł ze sobą śmiertelną truciznę,
przez którą zginęło kilkuset ludzi i być może konał w tym momencie Artur.
Włożył w zaklęcie całą swą wściekłość.
Poczuł, że jego plecy dotykają czegoś zimnego i wilgotnego.
- Już dobrze? - zobaczył nad sobą bladą twarz Morgany i
zupełnie osmaloną Arthura.
- Chyba tak. To było nadprzyrodzone.
- To była magia. Ktoś nam musiał pomóc.
Nagle Artur wymierzył mu delikatnego policzka.
- Już nigdy w życiu tak nie rób Merlinie! - rozkazał.
- Tak jest, Sir. Jednak zależy Ci na zwykłym słudze?
Królewicz popatrzył na niego z rozbrajającą szczerością.
- Nie, po prostu nie będzie mi się chciało ratować Cię po
raz drugi.
Morgana uśmiechnęła się zagadkowo.
- Bardzo wam do twarzy w tym czarnym pyle.
- Chcesz powiedzieć, że mam na twarzy to co on? - Artur
wzdrygnął się i wskazał palcem Merlina.
- Tak, Sir. - uniżenie potaknął Merlin.
Nagle spoważniał.
- Co się stało z tym potworem?
- Znikł.
- Czyli nie zginął.
Morgana nerwowo rozejrzała się dookoła.
- On tu gdzieś jest?
- Widocznie. - odpowiedział Merlin - Arturze idź z Morganą
do Camelot.
Następca tronu był pełen wątpliwości, widząc ponurą
zawziętość na twarzy swego sługi. Dotychczas Merlin wydawał mu się bojaźliwym
chłopcem. Musiał się upewnić, czy dobrze usłyszał.
- A co z tobą, Merlinie?
- Ja tu zostanę. Muszę znaleźć tego jednorożca.
- Muszę przyznać, że jesteś odważny, ale źródło twojej
głupoty, gdziekolwiek by było, jeszcze się nie wyczerpało, mimo, że jawnie
przeciwstawiłeś się królowi w sali tronowej i walczyłeś ze mną na pięści.
Myślałeś, że pozwolę Ci iść i zginąć samemu w podziemiach za słuszną sprawę niewinnej
kobiety?
- Dokładnie. Tylko ty i Morgana możecie opóźnić egzekucję.
Morgana skinęła głową, ledwie powstrzymywała łzy, wzruszona
jego wytrwałością. Wyjęła swój misternie zdobiony sztylet i wręczyła mu go do
ręki.
- Weź go, przebije każdą skórę. Jest niezwykły. Oddaję Ci go
na zawsze, powinien służyć w szlachetnych rękach.
- Dziękuję, Madame.
Artur niepewnie spojrzał na tych dwojga. Poczuł, jak ciepła
ręka Morgany spoczywa na jego ramieniu.
- Zostawmy Merlina, to jego misja.
- Dobrze. Nie pozwolę Gwen zginąć przed twoim przyjściem.
Tylko się pośpiesz.
- Pójdę już. - oznajmił Merlin - Jeszcze raz dziękuję,
Morgano.
Znikł w ciemności. Nie potrzebował pochodni. Wszystko
doskonale widział pośród mroku, szedł sprężystym krokiem. Miał już pewien
pomysł.
Ech... w takich momentach wprost ubóstwiam Merlina. No cóż, tyle! Zmykam, bo muszę zjeść śniadanie :D.
¡Adiós!
Sophijka
Ech... w takich momentach wprost ubóstwiam Merlina. No cóż, tyle! Zmykam, bo muszę zjeść śniadanie :D.
¡Adiós!
Sophijka
Hej!
OdpowiedzUsuńProszę wszystkich o przeczytanie!!!!!
Najmocniej przepraszam za brak notki, ale jestem w Gdańsku i mój tablet zwariował, po czym również i mnie doprowadził do obłędu :-/
I teraz rozpiska terminów:
12/13 lipca - wracam do domu, piszę notkę
18 lipca - post pisze Sophija
27/28 lipca - wracam z Antibes, mój post
2/3 sierpnia - jak wyżej
Potem już wracamy do normalnego rytmu.
ŻYCZĘ WSZYSTKIM POWODZENIA W CANDY!!!!!
Dziękuję za życzenia!
Miłego wszystkiego
M
P.S. Zacne zdjęcia i rozdział :-)
Takie małe arcydzieło. Jestem bardzo ciekawa co się dalej wydarzy. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSuper opowiadanko, oraz świetne zdjęcia ;) Zachęcam poczytania sobie u mnie ;)
OdpowiedzUsuńMalia, w porządku.Wszyscy wiemy, że te przeklęte maszyny knują przeciw nam spisek...Kiedyś zawładną światem.Jeszcze wspomnicie moje słowa...
OdpowiedzUsuńSophijo, rozdział jak zwykle ciekawy i wciągający, a fotki są cudne ^^.Najbardziej mi się podoba to pierwsze.Zachód słońca nad wodą, mrrr :3...
Aredhel
Boskie opowiadanie i śliczne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na n/n
figurkischleich.blogspot.com
Śliczne zdjęcia i ładnie dobrane cytaty.
OdpowiedzUsuńUdanych wakacji :)
Pękne zdjęcia :) Zapraszam na mojego nowego bloga :)
OdpowiedzUsuńhttp://jazda-konna-moja-pasja.blogspot.com/
Pozdrawiam :)
Super opowiadanie :D Śliczne zdjęcia :) Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńZapraszam : http://schleichewci.blogspot.com/
Bardzo fajnie. W serialu ten potwór zdaje się inaczej wyglądał?
OdpowiedzUsuńTak, ale mój jest zdecydowanie ładniejszy, nie uważasz? :P
UsuńZa to od września zaczynam improwizować i już nie będą się pojawiać wątki serialowe :D!
Jestem z siebie dumna! ;)