13 czerwca 2014

r. II - Koszmary

Witajcie!

Dawno nie miałam czasu na obszerną notkę, ale nareszcie wystawiono oceny, które przerosły moje najśmielsze oczekiwania!

Uprzedzam, że tytuł odnosi się oczywiście do opowiadanka, nie do mojego obecnego stanu ducha ;) (nie zepsuł tego nawet piątek trzynastego ;)). W szkole jeszcze nigdy nie miałam takiego luzu - na połowie lekcji oglądamy filmy, często latamy do parku znajdującego się miedzy gimnazjum i liceum, a normalne lekcje mamy na tylu przedmiotach, że możnaby je policzyć na palcach jednej ręki!


  Oto owoc tygodnia bez ani jednego sprawdzianu... musiałam coś zrobić z rękami - znów origami modułowe, które chyba nigdy mi się nie znudzi!!!

 A teraz przechodzę do tekściku, po nieudanej próbie utrzymania mrożącego krew w żyłach wstępu. ;)
Ostatni rozdział:  http://deterrasomnia.blogspot.com/2014/05/r-ii-nadzieja-umiera-ostatnia.html

Rozdział II część IV - dedyk dla Minou, która chyba zawsze chciałaby. aby wszyscy wstawili więcej tekstu ;)

"Chciałabym, żeby koszmar był zaw­sze snem."
- K.A.R.K. z serwisu "cytaty.info


IX
Merlin chodził niecierpliwe po komnacie z okropnym przeczuciem, że nic nie jest w stanie zrobić. Zamknął oczy. Usilnie się zastanawiał.
Rozmyślania przerwał mu trzask zamykanych drzwi. Do pokoju wszedł Gajusz. Z jego oczu tryskały błyskawice.
- Merlinie, coś ty zrobił?
- Artur mi nie pomógł.
- Uratował twoje życie, a ty byłeś tak wielkim głupcem, że poświęciłbyś najchętniej i siebie i biedną Gwen!
- Tobie też zależy na jej ocaleniu?
Oczy chłopaka powiększyły się, a Gajusz spiorunował go wzrokiem.
- Oczywiście, że tak. Widziałem jak dorasta...
- Nie wiem, jak to naprawić. To wszystko przeze mnie.
Nagle medyk poczuł przypływ litości. Usiadł obok swojego ucznia.
- Czasem, gdy bardzo czegoś pragniemy, wszystko układa się inaczej, niż byśmy sobie zażyczyli. Musisz iść w stronę, która pozwoli Ci ocalić Artura, a co za tym idzie i pięć królestw.
- Czy muszę pozwolić Gwen umrzeć?
- Rozmawiałeś z Kilgharrą?
- Kazał mi szukać prawdy u źródeł. Dzięki temu odkryłem, że to w wodzie jest trucizna. - nagle przymknął oczy, bo jakaś myśl nagle zajaśniała mu w głowie - Mówiłeś o kobiecie, która rzuciła ten czar. Ludzie dalej umierają.
- Nawet jeśli nie ocalisz Gwen, musisz ratować innych.
- Tym razem trzeba oczyścić wodę, tylko jak?
- Znajdziemy jakiś sposób.
Medyk był rad, że choć na chwilę myśli młodego czarodzieja przestały krążyć wokół egzekucji Gwen, która miała się odbyć już nazajutrz rano.
*
Lady Morgana obudziła się z wrzaskiem pośród nocy. Cienki sierp księżyca oświetlał jej komnatę, piękną szafę, misterną komódkę, iście królewskie łoże z baldachimem, najwspanialsze w królestwie dywany...
Dama westchnęła. Oddałaby całe bogactwo, gdyby wierna służka podeszła do niej w tym momencie i uspokoiła jej oszalałą wyobraźnię. Przypomniała sobie swój sen i mocno zacisnęła pięści, a łzy same napłynęły jej do oczu.
Najpierw czarnowłosa i błękitnooka wiedźma odprawiała swe rytuały, następnie jej sztylet dotknął powierzchni wody. Wychowanica Uthera czuła, jak przeszywa ją zimny dreszcz. Potem wszystko ucichło, widziała tylko powierzchnię wody... aż nagle wyłonił się z niej jakiś kształt - koń, który powstał z wody, z ogonem lwa i ciężką grzywę.
Jednak, gdy spojrzała mu w oczy, zrozumiała, że jest niezwykły i wspaniały. Dostrzegła jego piękną atłasowo-czarną maść oraz błękitno białą grzywę, która unosiła się, niczym targana wiatrem, w bezwietrznej jaskini.
Nie byłaby w stanie zrobić mu krzywdy, nawet gdyby niszczył cały Camelot, a wiedziała, że piękna istota ma zamiar to uczynić.
X
Gajusz ze zdumieniem patrzył na Lady Morganę stojącą pod jego drzwiami. Miała wyraz najwyższego przerażenia na twarzy, trzęsła się z zimna i drżały jej wargi - jak się domyślił; ze strachu.
- Gajuszu, czy mogę wejść?
Nie wypadało, aby po zmroku wychowanica króla była w apartamencie z tak młodym chłopakiem jak Merlin, ale przecież był z nimi medyk, któremu nie godziło się odmawiać pomocy potrzebującym, a Lady Morgana ze strapionym wyrazem twarzy na pewno nie przychodziła w innych celach niż leczniczych.
- Ależ proszę, Pani. - otworzył szeroko drzwi.
Gdy weszli zapalił kilka świec, aby dodać jej otuchy.
- Co się stało lady Morgano? Czy znowu dręczą Cię koszmary? Moje leki nie pomogły?
- Głęboko wierzę, że utrudniają dostęp strasznym wizjom przeszłości i przyszłości, ale ten sen... jestem pewna, że widziałam kanały pod zamkiem, a w nich istotę.
- Przerażającego potwora?
Podniosła wzrok. Czy srebrzysta ułuda mogła być nazwana potworem? W jej małej, biednej głowie podniosły się głosy wołające, jedne, że jednorożec musiał być koszmarem, drugie, że żyje. Pierwsze uskarżały się na złe intencje potwora; drugie opiewały jego dobroć.
- Nie wiem. - powiedziała niemal z płaczem.
- Spokojnie, Madame.
Podniosła wysoko głowę, zła, że ktoś widzi ją w tym stanie.
- Ta istota przypominała starożytne wyobrażenie jednorożca, mam wrażenie, że został powołany przez wyższą magię, aby zatruwać wodę pitną w podziemiach Camelot. Tylko nie mogę uwierzyć, że istota tak piękna może się okazać równie nikczemna.
- To tylko sen, Morgano. Pamiętaj o tym i idź się położyć.
Westchnęła. Nie powinna była sobie wierzyć. Jaka ona była naiwna!
- Dziękuję Gajuszu i proszę, nie mów nikomu w jakiej sprawie tu byłam. Wiem, że jestem jeszcze dziecinna...
- Widzisz w snach twoje najstraszniejsze myśli. Każdy posiada, rzecz, czy osobę, której się lęka (przepraszam, ale muszę wtrącić, że ta osoba, może być nauczycielką) i nikt nie jest odważny przeciw swoim koszmarom, lady Morgano.
Dygnęła wychodząc z pokoju.
- Już się nie boję, Gajuszu. Mogę iść sama do mych komnat. Dobranoc.
- Dobrej nocy Lady Morgano.
Gdy wyszła skrzypnęły drugie drzwi i medyk dojrzał zaspanego chłopca o ciemnych, rozczochranych włosach.
- Merlinie! - wydobył zduszony szept.
- Wiem, co mówiła...
- Podsłuchiwałeś?
Stropił się.
- Tylko trochę. Gajszu, błagam nie patrz na mnie tym wzrokiem! Czym są sny Lady Morgany, czy aby zwyczajnym koszmarem. - usilnie starał się zmienić temat.
- Nie. Ona widzi, przeszłość i przyszłość we śnie. Niesamowicie rzadka zdolność.
- Biedna dziewczyna... jednak to nie jest talent, który dostają zwyczajni ludzie. Ona jest wieszczką. Czy zna magię?
- Nie, ale posiada umiejętności gotowe do ich poznania. Pamiętaj Merlinie, że ty jesteś wyjątkiem. Inni czarodzieje mieli potencjał w młodości, ale byli ćwiczeni w magii. Ty zaś działałeś intuicyjnie. Morgana mogłaby zgłębiać tajniki magii, ale o ile mnie pamięć nie myli Kilgharrah zaklinał mnie, abym nigdy jej o tym nie wspominał.
- Dlaczego?
Medyk machnął ręką.
- Moim uczniom wydaje się, że jestem wszechwiedzący. Nie znam jej przeznaczenia. Ważne jest to, że nareszcie wiemy, kim jest przeciwnik stworzony dla nas przez Nimue.
XI
Merlin biegł do ogromnej biblioteki. Wstyd było mu się przyznać Gajuszowi, że mimo codziennych, monotonnych i wyczerpujących ćwiczeń (brzmi jak ślęczenie nad algebrą) zalecanych przez Gajusza, aby opanował płynne czytanie na głos, chłopak jeszcze nigdy nie pofatygował się do biblioteki.
Idąc przez dziedziniec widział, jak chłopi rozstawiają stos. Nie chciał myśleć, dla kogo i ile mu zostało czasu.
Staną przed rzędem półek piętrzących się do sufitu. Nie było żadnego oznaczenia, działów. Po prostu setki, pięknych, starych książek starannie poukładanych na półkach. Westchnął zachwycony. Mógłby tu siedzieć godzinami! Chyba nawet biblioteka Aleksandryjska nie mogła mieć podobnych zbiorów! Nagle oprzytomniał. Szukał tylko jednej, konkretnej księgi i przepełniło to go rozpaczą, gdy spojrzał na setki i tysiące rękopisów.
Szybko odszukał bibliotekarza. Był to człowiek o bardzo pięknych rysach, wydatnym, orlim nosie, głębokich ustach, bladej karnacji, wielkich, mądrych oczach. Na siebie zarzucił byle jakie ubranie, jego, niemodnie przycięta szara broda dotykała końcówką książek, które przeglądał i mogła służyć do oględnego zamiatania starych kart. Mężczyzna uśmiechał się przyjaźnie do liter starannie wykaligrafowanych na papierze.
- Dzień dobry!- niepewnie oznajmił Merlin.
Mężczyzna podniósł wzrok. Dopiero teraz chłopak dostrzegł, że był w sile wieku i przygarbiony ze zmęczenia, a szare oczy miały w sobie wypisany smutek. Uśmiech uleciał z jego twarzy, gdy spojrzał na chłopca, ale w twarzy pozostała wielka życzliwość.
- Witam, szukasz czegoś? - jego głos był cichy, spokojny, głęboki.
- Przyszedłem na prośbę Gajusza. Jestem jego uczniem. Oboje poszukujemy księgi o "Starożytnych stworzeniach powoływanych do życia przez potężną magię.".
Był dumny, że zapamiętał taką nazwę, dopóki bibliotekarz nie odpowiedział.
- Pozdrów Gajusza, dawno z nim nie rozmawiałem. Co do książki znajdziesz ją w sektorze czwartym od drzwi, na piątej od dołu półce - zmarszczył czoło - Do licha, moja pamięć chyba szwankuje. Nie jestem pewny, czy sto dwudziesta od wejścia, czy sto dwudziesta pierwsza!
Merlina zamurowało, ledwie zdołał przełknąć ślinę.
-Dzziękuję. - wtrącił.
- Nie masz za co dziękować, a gdy znajdziesz, uprzejmie Cię proszę, powiedz mi, czy sto dwudzieste, czy sto dwudzieste pierwsze, bo ja niestety szybko nie dam radę stąd wyjść.
Chłopak rzucił okiem na równo poukładane wokół niego stosy książek i skwapliwie przytaknął. Później wziął się za poszukiwania książki.
XII
Godziny mijały. Artur siedząc przy sekretarzyku mimowolnie patrzył w okno. Nagle usłyszał gwałtowne pukanie do drzwi.
- Proszę!
Do pokoju cicho wślizgnęła się lady Morgana. Twarz miała bledszą niż zwykle.
- Znowu miałaś koszmar Morgano?
Mimo tego, co sugerowałyby starania Uthera, między tym dwojgiem były stosunki jak pomiędzy bratem i siostrą i nigdy nie starczyło miejsca na nic więcej.
- Gorszy niż zwykle.
Opowiedziała mu, co widziała we śnie.
- Czy uspokoiłoby Cię, gdybyśmy poszli do podziemi i zrozumiałabyś, że nie ma tam tej fantastycznej istoty, o której wspominasz.
Kiwnęła delikatnie głową.
- Myliłam się, co do Ciebie. Jesteś dżentelmenem, jeśli marnujesz swój cenny czas, aby dama czuła się lepiej.
Uśmiechnął się zadowolony.
- Czyli nie będziesz mi już dogryzać?
- Nawet o tym nie myśl! Nie odebrałabym sobie tak wielkiej przyjemności!
Pokręcił głową udając zrezygnowanie.
Nagle Merlin wpadł do pokoju, jak tornado. Niestety nie zdążył się wycofać, bo dostrzegł go królewicz.
- MERLINIE! Czy ty nigdy nie nauczysz się pukać do drzwi??
Sługa uniósł oczy do nieba.
- A swoją drogą, gdzie ty wcześniej byłeś? Chyba Gwen nie dała Ci znowu kwiatów?
Nagle zrozumiał, co powiedział.
- Nie powinieneś go ranić, Arturze - Morgana uśmiechnęła się smutno - Merlin już tyle wycierpiał, daj mu czas, aż się z tego wszystkiego otrząśnie.
- Ja przychodzę właśnie w sprawie Gwen. - mówił szybko, bojąc się, że go nie wysłuchają - Jeśli to co się śniło Morganie jest prawdą, to wiadomo, że nie Gwen użyła magii, a gdy ów potwór zginie, Camelot odstąpi klątwa i nikt nie zginie przez tą paskudną chorobę.
- To brednie!
Chciał krzyknąć Artur, ale dostrzegł rozbrajającą szczerość i niemal błaganie, najpierw w oczach Merlina, a następnie w fiołkowych bezmiarach oczu Morgany.
- Kiedy idziemy?
-Natychmiast, nie mamy czasu do stracenia. - westchnęła Morgana.
Merlin spojrzał na nią pytająco. W pozie damy dworu była determinacja.
- Boję się tego stworzenia, ale pójdę pierwsza. Poprowadzę was, bo tylko ja wiem, gdzie mamy iść. Tylko trzymajcie broń w pogotowiu.
W tym momencie po raz pierwszy poczuł wobec niej wdzięczność i podziw.

Ciąg dalszy w wakacje...
Ogłoszeń parafialnych brak.
Pozdrawiam wszystkich gorąco!
Sophija

7 komentarzy:

  1. Dobrze, że wakacje już niedługo :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zacnie bardzo! Piszę, żebyście wiedzieli, że żyję. Wiem, miałam się odezwać, ale piszę już 15 godzinę i nadal nie mam nawet strony.

    OdpowiedzUsuń
  3. Musze kiedyś spróbować tego origami modułowego, bo zawsze mi się podobało. ;) Tylko teraz narzekam na brak czasu. ;)
    Postaram się jutro coś skrobnąć u siebie wreszcie. Przepraszam, że mało ostatnio zaglądałam do Was dziewczyny, ale czasu było, jak na lekarstwo.
    Ciesze się, że oceny Cię zadowalają. ;)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. O.O Ty to...Ty to zrobiłaś?Sama?Ja cię O.o...Świetny efekt końcowy, możesz się chwalić :D.Ile ci to zajęło?
    Piszesz wciągająco ;].
    Aredhel

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Origami moudulowe ma ten urok, ze najpierw elementy robi sie niecale 3 godziny, zeby pozniej zlozenie ich zajelo do 4 godzin... ;-)
      Dzieki :*

      Usuń
  5. Origami wyszło super ! Sama bym nie miała tyle sił i nerwów , by to zrobić. Wyszło super ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. U mnie nowy post dotyczący zmian na blogu. Zdanie czytelników jest dla mnie bardzo ważne, wiec proszę o jak najszybszą reakcję:
    http://tynnahatter.blogspot.com/2014/06/wazne.html

    OdpowiedzUsuń