Dawno nie miałam czasu na obszerną notkę, ale nareszcie wystawiono oceny, które przerosły moje najśmielsze oczekiwania!
Uprzedzam, że tytuł odnosi się oczywiście do opowiadanka, nie do mojego obecnego stanu ducha ;) (nie zepsuł tego nawet piątek trzynastego ;)). W szkole jeszcze nigdy nie miałam takiego luzu - na połowie lekcji oglądamy filmy, często latamy do parku znajdującego się miedzy gimnazjum i liceum, a normalne lekcje mamy na tylu przedmiotach, że możnaby je policzyć na palcach jednej ręki!
Oto owoc tygodnia bez ani jednego sprawdzianu... musiałam coś zrobić z rękami - znów origami modułowe, które chyba nigdy mi się nie znudzi!!!
A teraz przechodzę do tekściku, po nieudanej próbie utrzymania mrożącego krew w żyłach wstępu. ;)
Ostatni rozdział: http://deterrasomnia.blogspot.com/2014/05/r-ii-nadzieja-umiera-ostatnia.html
Rozdział II część IV - dedyk dla Minou, która chyba zawsze chciałaby. aby wszyscy wstawili więcej tekstu ;)
"Chciałabym, żeby koszmar był zawsze snem."
- K.A.R.K. z serwisu "cytaty.info
IX
Merlin chodził niecierpliwe po komnacie z okropnym
przeczuciem, że nic nie jest w stanie zrobić. Zamknął oczy. Usilnie się
zastanawiał.
Rozmyślania przerwał mu trzask zamykanych drzwi. Do pokoju
wszedł Gajusz. Z jego oczu tryskały błyskawice.
- Merlinie, coś ty zrobił?
- Artur mi nie pomógł.
- Uratował twoje życie, a ty byłeś tak wielkim głupcem, że
poświęciłbyś najchętniej i siebie i biedną Gwen!
- Tobie też zależy na jej ocaleniu?
Oczy chłopaka powiększyły się, a Gajusz spiorunował go
wzrokiem.
- Oczywiście, że tak. Widziałem jak dorasta...
- Nie wiem, jak to naprawić. To wszystko przeze mnie.
Nagle medyk poczuł przypływ litości. Usiadł obok swojego
ucznia.
- Czasem, gdy bardzo czegoś pragniemy, wszystko układa się
inaczej, niż byśmy sobie zażyczyli. Musisz iść w stronę, która pozwoli Ci
ocalić Artura, a co za tym idzie i pięć królestw.
- Czy muszę pozwolić Gwen umrzeć?
- Rozmawiałeś z Kilgharrą?
- Kazał mi szukać prawdy u źródeł. Dzięki temu odkryłem, że
to w wodzie jest trucizna. - nagle przymknął oczy, bo jakaś myśl nagle
zajaśniała mu w głowie - Mówiłeś o kobiecie, która rzuciła ten czar. Ludzie
dalej umierają.
- Nawet jeśli nie ocalisz Gwen, musisz ratować innych.
- Tym razem trzeba oczyścić wodę, tylko jak?
- Znajdziemy jakiś sposób.
Medyk był rad, że choć na chwilę myśli młodego czarodzieja
przestały krążyć wokół egzekucji Gwen, która miała się odbyć już nazajutrz
rano.
*
Lady Morgana obudziła się z wrzaskiem pośród nocy. Cienki
sierp księżyca oświetlał jej komnatę, piękną szafę, misterną komódkę, iście
królewskie łoże z baldachimem, najwspanialsze w królestwie dywany...
Dama westchnęła. Oddałaby całe bogactwo, gdyby wierna służka
podeszła do niej w tym momencie i uspokoiła jej oszalałą wyobraźnię.
Przypomniała sobie swój sen i mocno zacisnęła pięści, a łzy same napłynęły jej
do oczu.
Najpierw czarnowłosa i błękitnooka wiedźma odprawiała swe
rytuały, następnie jej sztylet dotknął powierzchni wody. Wychowanica Uthera
czuła, jak przeszywa ją zimny dreszcz. Potem wszystko ucichło, widziała tylko powierzchnię
wody... aż nagle wyłonił się z niej jakiś kształt - koń, który powstał z wody,
z ogonem lwa i ciężką grzywę.
Jednak, gdy spojrzała mu w oczy, zrozumiała, że jest
niezwykły i wspaniały. Dostrzegła jego piękną atłasowo-czarną maść oraz
błękitno białą grzywę, która unosiła się, niczym targana wiatrem, w
bezwietrznej jaskini.
Nie byłaby w stanie zrobić mu krzywdy, nawet gdyby niszczył
cały Camelot, a wiedziała, że piękna istota ma zamiar to uczynić.
X
Gajusz ze zdumieniem patrzył na Lady Morganę stojącą pod
jego drzwiami. Miała wyraz najwyższego przerażenia na twarzy, trzęsła się z
zimna i drżały jej wargi - jak się domyślił; ze strachu.
- Gajuszu, czy mogę wejść?
Nie wypadało, aby po zmroku wychowanica króla była w apartamencie
z tak młodym chłopakiem jak Merlin, ale przecież był z nimi medyk, któremu nie
godziło się odmawiać pomocy potrzebującym, a Lady Morgana ze strapionym wyrazem
twarzy na pewno nie przychodziła w innych celach niż leczniczych.
- Ależ proszę, Pani. - otworzył szeroko drzwi.
Gdy weszli zapalił kilka świec, aby dodać jej otuchy.
- Co się stało lady Morgano? Czy znowu dręczą Cię koszmary?
Moje leki nie pomogły?
- Głęboko wierzę, że utrudniają dostęp strasznym wizjom
przeszłości i przyszłości, ale ten sen... jestem pewna, że widziałam kanały pod
zamkiem, a w nich istotę.
- Przerażającego potwora?
Podniosła wzrok. Czy srebrzysta ułuda mogła być nazwana
potworem? W jej małej, biednej głowie podniosły się głosy wołające, jedne, że
jednorożec musiał być koszmarem, drugie, że żyje. Pierwsze uskarżały się na złe
intencje potwora; drugie opiewały jego dobroć.
- Nie wiem. - powiedziała niemal z płaczem.
- Spokojnie, Madame.
Podniosła wysoko głowę, zła, że ktoś widzi ją w tym stanie.
- Ta istota przypominała starożytne wyobrażenie jednorożca,
mam wrażenie, że został powołany przez wyższą magię, aby zatruwać wodę pitną w
podziemiach Camelot. Tylko nie mogę uwierzyć, że istota tak piękna może się
okazać równie nikczemna.
- To tylko sen, Morgano. Pamiętaj o tym i idź się położyć.
Westchnęła. Nie powinna była sobie wierzyć. Jaka ona była naiwna!
- Dziękuję Gajuszu i proszę, nie mów nikomu w jakiej sprawie
tu byłam. Wiem, że jestem jeszcze dziecinna...
- Widzisz w snach twoje najstraszniejsze myśli. Każdy
posiada, rzecz, czy osobę, której się lęka (przepraszam,
ale muszę wtrącić, że ta osoba, może być nauczycielką) i nikt nie jest
odważny przeciw swoim koszmarom, lady Morgano.
Dygnęła wychodząc z pokoju.
- Już się nie boję, Gajuszu. Mogę iść sama do mych komnat.
Dobranoc.
- Dobrej nocy Lady Morgano.
Gdy wyszła skrzypnęły drugie drzwi i medyk dojrzał zaspanego
chłopca o ciemnych, rozczochranych włosach.
- Merlinie! - wydobył zduszony szept.
- Wiem, co mówiła...
- Podsłuchiwałeś?
Stropił się.
- Tylko trochę. Gajszu, błagam nie patrz na mnie tym
wzrokiem! Czym są sny Lady Morgany, czy aby zwyczajnym koszmarem. - usilnie
starał się zmienić temat.
- Nie. Ona widzi, przeszłość i przyszłość we śnie.
Niesamowicie rzadka zdolność.
- Biedna dziewczyna... jednak to nie jest talent, który
dostają zwyczajni ludzie. Ona jest wieszczką. Czy zna magię?
- Nie, ale posiada umiejętności gotowe do ich poznania.
Pamiętaj Merlinie, że ty jesteś wyjątkiem. Inni czarodzieje mieli potencjał w
młodości, ale byli ćwiczeni w magii. Ty zaś działałeś intuicyjnie. Morgana
mogłaby zgłębiać tajniki magii, ale o ile mnie pamięć nie myli Kilgharrah
zaklinał mnie, abym nigdy jej o tym nie wspominał.
- Dlaczego?
Medyk machnął ręką.
- Moim uczniom wydaje się, że jestem wszechwiedzący. Nie
znam jej przeznaczenia. Ważne jest to, że nareszcie wiemy, kim jest przeciwnik
stworzony dla nas przez Nimue.
XI
Merlin biegł do ogromnej biblioteki. Wstyd było mu się
przyznać Gajuszowi, że mimo codziennych, monotonnych i wyczerpujących ćwiczeń (brzmi jak ślęczenie nad algebrą)
zalecanych przez Gajusza, aby opanował płynne czytanie na głos, chłopak
jeszcze nigdy nie pofatygował się do biblioteki.
Idąc przez dziedziniec widział, jak chłopi rozstawiają stos. Nie chciał myśleć, dla kogo i ile mu zostało czasu.
Idąc przez dziedziniec widział, jak chłopi rozstawiają stos. Nie chciał myśleć, dla kogo i ile mu zostało czasu.
Staną przed rzędem półek piętrzących się do sufitu. Nie było
żadnego oznaczenia, działów. Po prostu setki, pięknych, starych książek starannie
poukładanych na półkach. Westchnął zachwycony. Mógłby tu siedzieć godzinami!
Chyba nawet biblioteka Aleksandryjska nie mogła mieć podobnych zbiorów! Nagle
oprzytomniał. Szukał tylko jednej, konkretnej księgi i przepełniło to go
rozpaczą, gdy spojrzał na setki i tysiące rękopisów.
Szybko odszukał bibliotekarza. Był to człowiek o bardzo
pięknych rysach, wydatnym, orlim nosie, głębokich ustach, bladej karnacji,
wielkich, mądrych oczach. Na siebie zarzucił byle jakie ubranie, jego,
niemodnie przycięta szara broda dotykała końcówką książek, które przeglądał i
mogła służyć do oględnego zamiatania starych kart. Mężczyzna uśmiechał się
przyjaźnie do liter starannie wykaligrafowanych na papierze.
- Dzień dobry!- niepewnie oznajmił Merlin.
Mężczyzna podniósł wzrok. Dopiero teraz chłopak dostrzegł,
że był w sile wieku i przygarbiony ze zmęczenia, a szare oczy miały w sobie
wypisany smutek. Uśmiech uleciał z jego twarzy, gdy spojrzał na chłopca, ale w
twarzy pozostała wielka życzliwość.
- Witam, szukasz czegoś? - jego głos był cichy, spokojny, głęboki.
- Przyszedłem na prośbę Gajusza. Jestem jego uczniem. Oboje
poszukujemy księgi o "Starożytnych stworzeniach powoływanych do życia
przez potężną magię.".
Był dumny, że zapamiętał taką nazwę, dopóki bibliotekarz nie
odpowiedział.
- Pozdrów Gajusza, dawno z nim nie rozmawiałem. Co do
książki znajdziesz ją w sektorze czwartym od drzwi, na piątej od dołu półce -
zmarszczył czoło - Do licha, moja pamięć chyba szwankuje. Nie jestem pewny, czy
sto dwudziesta od wejścia, czy sto dwudziesta pierwsza!
Merlina zamurowało, ledwie zdołał przełknąć ślinę.
-Dzziękuję. - wtrącił.
- Nie masz za co dziękować, a gdy znajdziesz, uprzejmie Cię
proszę, powiedz mi, czy sto dwudzieste, czy sto dwudzieste pierwsze, bo ja
niestety szybko nie dam radę stąd wyjść.
Chłopak rzucił okiem na równo poukładane wokół niego stosy
książek i skwapliwie przytaknął. Później wziął się za poszukiwania książki.
XII
Godziny mijały. Artur siedząc przy sekretarzyku mimowolnie
patrzył w okno. Nagle usłyszał gwałtowne pukanie do drzwi.
- Proszę!
Do pokoju cicho wślizgnęła się lady Morgana. Twarz miała
bledszą niż zwykle.
- Znowu miałaś koszmar Morgano?
Mimo tego, co sugerowałyby starania Uthera, między tym
dwojgiem były stosunki jak pomiędzy bratem i siostrą i nigdy nie starczyło
miejsca na nic więcej.
- Gorszy niż zwykle.
Opowiedziała mu, co widziała we śnie.
- Czy uspokoiłoby Cię, gdybyśmy poszli do podziemi i
zrozumiałabyś, że nie ma tam tej fantastycznej istoty, o której wspominasz.
Kiwnęła delikatnie głową.
- Myliłam się, co do Ciebie. Jesteś dżentelmenem, jeśli
marnujesz swój cenny czas, aby dama czuła się lepiej.
Uśmiechnął się zadowolony.
- Czyli nie będziesz mi już dogryzać?
- Nawet o tym nie myśl! Nie odebrałabym sobie tak wielkiej
przyjemności!
Pokręcił głową udając zrezygnowanie.
Nagle Merlin wpadł do pokoju, jak tornado. Niestety nie
zdążył się wycofać, bo dostrzegł go królewicz.
- MERLINIE! Czy ty nigdy nie nauczysz się pukać do drzwi??
Sługa uniósł oczy do nieba.
- A swoją drogą, gdzie ty wcześniej byłeś? Chyba Gwen nie
dała Ci znowu kwiatów?
Nagle zrozumiał, co powiedział.
- Nie powinieneś go ranić, Arturze - Morgana uśmiechnęła się
smutno - Merlin już tyle wycierpiał, daj mu czas, aż się z tego wszystkiego
otrząśnie.
- Ja przychodzę właśnie w sprawie Gwen. - mówił szybko,
bojąc się, że go nie wysłuchają - Jeśli to co się śniło Morganie jest prawdą,
to wiadomo, że nie Gwen użyła magii, a gdy ów potwór zginie, Camelot odstąpi
klątwa i nikt nie zginie przez tą paskudną chorobę.
- To brednie!
Chciał krzyknąć Artur, ale dostrzegł rozbrajającą szczerość
i niemal błaganie, najpierw w oczach Merlina, a następnie w fiołkowych
bezmiarach oczu Morgany.
- Kiedy idziemy?
-Natychmiast, nie mamy czasu do stracenia. - westchnęła
Morgana.
Merlin spojrzał na nią pytająco. W pozie damy dworu była
determinacja.
- Boję się tego stworzenia, ale pójdę pierwsza. Poprowadzę
was, bo tylko ja wiem, gdzie mamy iść. Tylko trzymajcie broń w pogotowiu.
W tym momencie po raz pierwszy poczuł wobec niej wdzięczność
i podziw.
Ciąg dalszy w wakacje...
Ogłoszeń parafialnych brak.
Pozdrawiam wszystkich gorąco!
Sophija
Ciąg dalszy w wakacje...
Ogłoszeń parafialnych brak.
Pozdrawiam wszystkich gorąco!
Sophija
Dobrze, że wakacje już niedługo :)
OdpowiedzUsuńZacnie bardzo! Piszę, żebyście wiedzieli, że żyję. Wiem, miałam się odezwać, ale piszę już 15 godzinę i nadal nie mam nawet strony.
OdpowiedzUsuńMusze kiedyś spróbować tego origami modułowego, bo zawsze mi się podobało. ;) Tylko teraz narzekam na brak czasu. ;)
OdpowiedzUsuńPostaram się jutro coś skrobnąć u siebie wreszcie. Przepraszam, że mało ostatnio zaglądałam do Was dziewczyny, ale czasu było, jak na lekarstwo.
Ciesze się, że oceny Cię zadowalają. ;)
Pozdrawiam ;*
O.O Ty to...Ty to zrobiłaś?Sama?Ja cię O.o...Świetny efekt końcowy, możesz się chwalić :D.Ile ci to zajęło?
OdpowiedzUsuńPiszesz wciągająco ;].
Aredhel
Origami moudulowe ma ten urok, ze najpierw elementy robi sie niecale 3 godziny, zeby pozniej zlozenie ich zajelo do 4 godzin... ;-)
UsuńDzieki :*
Origami wyszło super ! Sama bym nie miała tyle sił i nerwów , by to zrobić. Wyszło super ! ;)
OdpowiedzUsuńU mnie nowy post dotyczący zmian na blogu. Zdanie czytelników jest dla mnie bardzo ważne, wiec proszę o jak najszybszą reakcję:
OdpowiedzUsuńhttp://tynnahatter.blogspot.com/2014/06/wazne.html