21 lutego 2014

Rozdział I - rozstrzygnięcie


Witajcie!
Muszę się wyżalić w kilku słowach - jak wypiszę uleci ze mnie złość, a to jest zamierzony cel. Otóż tak; nie było mnie 2 dni przed feriami, potem 2 tygodnie ferii, a następnie znów mnie nie było (tym razem 4 dni i znów choroba). Pierwszy raz przyszłam do szkoły dziś, tj. piątek i okazało się, że NIE mam okresu ochronnego, a oczywiście nie odpuścili nam kartkówek. Po prostu mam wrażenie, że to nie jest sprawiedliwe (szczególnie jak nie było mnie na ostatnich 3 lekcjach, a nie zawsze jest łatwo dostać notatki)! Już dobrze, przechodzę do tematu notatki, choć wcześniej dodam taki tam szkic (miała to być Biała Róża; Aelirenn z Wiedźmina, ale w końcu im więcej zaczęłam na nią zerkać, to przypomina mi Lymphane - zapamiętajcie to imię pojawi się w opowiadaniu za miesiąc :); obie postacie dość tragiczne, więc bardzo je lubię).

Dzisiaj znów dodaję kolejną porcję mojej baśniowej krainy, którą mam zwyczaj odwiedzać każdego wieczoru (choć nie zawszę dostaję permisję na wstęp; nieraz bywam po prostu zbyt śpiąca, a czasem myślę o rzeczach za bardzo przyziemnych, aby się tam dostać <szkoła>).
 Rozdział I - zakończenie (IX-XIII)
 IX
Merlin zapukał do drzwi apartamentu Lady Helen. Miał nadzieję, że nikogo nie będzie w środku. Wówczas mógłby wejść cicho, zostawić fiolkę z lekami na stoliku i przejrzeć jej papiery. Wiedział, co by go czekało, gdyby został przyłapany, ale wierzył we własne umiejętności bezszelestnego poruszania się (i zdecydowanie je przeceniał).
Usłyszał cichy, delikatny głos
- Proszę!
Wszedł. Lady Helen spojrzała na niego wyczekująco. Jej wzrok jasno prosił go, aby jak najszybciej wyszedł z pokoju i upomniał, że nie powinien teraz przeszkadzać znanej śpiewaczce w przygotowaniach do ważnego występu
- Od nadwornego medyka, przynoszę leki na wzmocnienie głosu. - powiedział pewnie
- Oczywiście, połóż na stole. - Merlin zrozumiał niemy rozkaz "A później wyjdź, proszę jak najszybciej i nie waż się głośno zamknąć drzwi".
Chłopak rzucił okiem na komódkę i coś w nim drgnęło z przerażenia. Do tej pory nigdy nie spotkał się bezpośrednio z magią innych. Teraz po raz pierwszy wyczuł przedmioty od których emanowała ogromna siła i moc. Opanował się jednak. Spełnił polecenie i szybkim krokiem wyszedł z komnaty. W jego głowie kłębiły się tysiące myśli. Wiedział, co powinien zrobić, ale jednocześnie zdał sobie sprawę, że nie zdąży... natychmiast podjął decyzję. Będzie musiał improwizować na występie, w przeciwieństwie do lady Helen. Czarnooka dama miała już dokładnie ułożony scenariusz na ten (niezmiernie przyjemny) wieczór.
X
W dużej sali poczęli gromadzić się goście. Komnatę wypełniły delikatne dźwięki cytr i lutni. Minstrele po mistrzowsku grali na swych instrumentach. Rycerze zabawiali najbardziej urodziwe z dam rozmową.
Merlin podszedł do Ginewry, która układała misy na stole. Dziewczyna obróciła się gwałtownie.
- O! Witaj Melinie! - powiedziała wesoło. - Nie spodziewałam się Ciebie tutaj zobaczyć!
- Jestem wychowankiem Gajusza - wyjaśnił.
- Miło mi to słyszeć, mam nadzieję, że będziesz do niego podobny - potrząsnęła złocistymi lokami, a jej szare oczy śmiały się do świata.
- To, co zrobiłeś było bardzo odważne! Żeby tak przeciwstawić się Arturowi! To syn króla i na dodatek jest bardzo silny.
- Nie zachowałem się mądrze.
Roześmiała się.
- Z tym muszę się zgodzić. Zapewne jeszcze masz sińce?
Skrzywił się.
- Zgadłaś.
- Wiesz Melinie, wolę pochopnych i heroicznych służących, niż głupich i zadufanych w sobie panów.
Spojrzał na nią zaskoczony.
- Jestem bardzo wdzięczny, rzadko ktoś pochwala moje postępowanie, Jak masz na imię? Rozmawiałem z tobą kilka razy, a jeszcze Cię o to nie spytałem...
- Nie bierz moich słów do serca są czysto - teoretyczne. Nazywam się Ginewra. Muszę się zająć tym wszystkim - wskazała stoły - Miło się rozmawiało Merlinie!
- A może Ci pomogę?
Znowu się uśmiechnęła.
- Naprawdę nie trzeba.
Król wszedł do sali i wszyscy umilkli. Za nim kroczyła lady Morgana, której nie spuszczali z oczu rycerze, gdyż była niezwykle piękna; miała długie, falowane, czarne włosy, ostre brwi podmalowane węgielkiem i jasne oczy, które raz były błękitne, a gdy wpadła w furię przybierały fiołkową barwę. Obok niej szedł Artur. Damy zerkały w jego stronę z ukosa; był uważany za nadzwyczaj urodziwego.
Wszyscy zasiedli do stołów. Król powiódł wzrokiem po zaproszonych gościach i rozpoczął przemowę.
- Witam wszystkich wielmożnych gości, jestem rad, że przybyliście na tą ucztę. Muszę oznajmić wszystkim, że za chwilę przybędzie do nas sama lady Helen i uświetni biesiadę swym śpiewem. Tymczasem jedzcie, pijcie, tańczcie i cieszcie się! Wznieśmy pierwszy toast za naszą śpiewaczkę! Wina!
Goście powstali z uśmiechami na twarzach.
- Za lady Helen!
Wszyscy wypili do dna.
- Za szlachetnych gości!
Krzyknął król, a rycerzom i szlachcicom toast ów nadzwyczaj przypadł do gustu, więc rozochoceni ciągnęli dalej.
- Za dobrego króla Uthera!
- Za jego syna - księcia Artura!
- Za lady Morganę!
Ciągnęliby tak w nieskończoność, gdyby nie lady Helen, która pojawiła się w drzwiach. Wszystko ucichło, a ona z ogromną gracją przeszła przez salę i dygnęła wdzięcznie.
Brwi miała delikatnie podmalowane węgielkiem, ciemnobrązowe włosy opadały jej do pasa, a niemal czarne oczy ciskały na boki strzeliste spojrzenia. Miała na sobie karmazynową suknię pokrytą złotymi, misternym haftami, podkreślającą jej wiotką talię.
Minstrele ucichli, a Lady Helen otworzyła usta. Dźwięczny, wysoki głos wypełnił pomieszczenie. Wszyscy zamarli, wpatrując się w nią, a ona śpiewała tak wspaniale, że damy płakały, a mężczyźni zastygli w bezruchu. Wydawała się piękna do czasu, gdy słowa przepełniła nienawiść i chęć zemsty, a ludzie zaczęli kiwać się sennie. Teraz Merlin już wiedział jaką moc miał jej śpiew. On już nie bawił, nie wzruszał, a usypiał. To była magia.
Chłopak w ostatniej chwili zatkał sobie uszy, aby widzieć, jak sam król kładzie głowę na stole, równie bezbronny jak dziecko. Wszyscy dworzanie, rycerze, szlachta angielska, a nawet Gajusz mieli zamknięte oczy i błogi wyraz twarzy.
Domniemana Lady Helen szła w stronę głównego stołu, w jej oczach była nienawiść, patrzyła na królewskiego syna. W dłoni ściskała sztylet. Merlin zerknął na salę. Musiał coś zrobić. Nie mógł dopuścić, aby tak wykorzystano magię. Zacisnął mocno pięści.
W jego oczach zatańczyły czerwone ogniki i piękny żyrandol spadł wprost na damę przygważdżając ją do podłogi. Senna aura, którą roztaczała znikła. Ludzie otwierali oczy. Na posadzce leżała starsza kobieta. Ona jednak jeszcze nie zrezygnowała z zemsty. Rzuciła sztylet. Merlinowi zaszumiało w uszach, czas zwolnił. Miał wrażenie, że nikt poza nim nie widzi niebezpieczeństwa. Już był obok Artura, pociągnął królewicza na ziemię, a sztylet wbił się w krzesło, tam gdzie przed chwilą stał następca tronu.
Uther patrzył na Merlina jakby nie rozumiejąc, co się stało; oprzytomniał dość szybko. Wziął za jedną rękę syna, za drugą ucznia medyka.
- Oto ten chłopiec dowiódł nam niezwykłej odwagi ratując życie następcy tronu. W nagrodę dołączy do domowników królewskich - po czym dodał ciszej zwracając się do Merlina - Od dziś zostajesz osobistym sługą Artura!
Wszyscy klaskali, a obu młodych mężczyzn miało nieszczególne miny. Jeden wymownie patrzył w prawo, drugi - w lewo.
XI
Artur krzyczał na cały głos.
- MERLINIE!
Chłopak zajadający smakowite śniadanie westchnął i podniósł się z rezygnacją.
- Idź, Merlinie. To woła Cię twoje przeznaczenie - powiedział Gajusz patrząc na ucznia spód grubego szkła.
- Czemu przeznaczenie nie może poczekać? Właśnie jadłem śniadanie!
XII
Sir Leon, Artur i Uther stali nad mapą.
- Trzeba nastraszyć druidów. Jak widać ostatnio zbyt rzadko tępiłem magów i już chcieli zabić mojego syna. - odezwał się król
- Ja się tym zajmę ojcze - oznajmił Artur.
- Należy również odszukać prawdziwej lady Helen of Lunae - wtrącił Leon.
- Tak, inne krainy nie mogą szemrać, że na terenach Camelot zaginęła znana śpiewaczka. - zgodził się królewicz.
- Poszukam jej z rycerzami - zadeklarował Leon.
XIII
Merlin stał na półce skalnej. W ręce ściskał pochodnię. Naprzeciw niego stał złoty smok
- Widzisz młody czarodzieju; zawsze znajdzie Cię twe przeznaczenie. Dodatkowo odkryliśmy zastosowanie dla twojej magii. Musisz się bardzo pilnować, bo wydaje mi się, że w najbliższym czasie zdarzy się coś niezwykłego, a mnie nie mylą moje przeczucia.

Koniec rozdziału I, a teraz żeby podsycić ciekawość dodam coś o rozdziale II, a mianowicie spoiler w postaci pierwszego podrozdziału...
I

Mrok osnuł jaskinię. Jej ściany były poszarpane, stalagmity przybierały kształty fantastycznych istot, zagradzając drogę. Pajęczyny rozpostarte na wilgotnych stalagnatach sprawiały ponure wrażenie.

Kobieta jednak szła bez wahania, znając każde zagłębienie granitowej skały. Jej drogę oświetlała jasna kula światła, unosząca się w lodowatym powietrzu. Wędrowniczka dotarła do potężnej groty, pośrodku której znajdowało się jezioro o czarnych wodach. Pochyliła się nad nim. Jej oczy jaśniały nieziemskim światłem, gdy wypowiadała słowa w starożytnej mowie.

Powierzchnia wody poruszyła się ukazując dobrze ufortyfikowany na skale zamek - Camelot. Czarownica uśmiechnęła się cierpko.

- Za upokorzenie, którego doznałam, za mękę, wszystkie twe zbrodnie i przelaną krew niewinnych ludzi znających magię. - szepnęła cichym, złowrogim głosem.

Wyjęła spośród fałd sukni sztylet i ostrzem dotknęła wody.

- Oto twe osiągnięcia Utherze, teraz pora aby zapłacił za nie twój lud.

Szept przerodził się w krzyk, na powierzchni wody zamigotały wszystkie barwy, woda spiętrzyła się, a później wszystko zamarło. Czarownica widziała jedynie swoje odbicie, niską kobietę o cudnych, groźnie błyszczących oczach i czarnych włosach.

Jej głos zabrzmiał w całej jaskini i wszystkich tunelach tysiącami ech.
Pozdrawiam wszystkich i życzę pięknego weekendu!
Sophija

PS. Imiona, nazwy, itp, których nie kojarzycie z ostatnich działów możecie znaleźć tutaj http://deterrasomnia.blogspot.com/p/blog-page_26.html; lub Nasza twórczość - Sophija!

14 lutego 2014

Skąd się wzięły jednorożce?

Witajcie!
Ostatni post na feriach. W poniedziałek trzeba się będzie zebrać do szkoły :(. Ależ mi się nie chce! Ale na razie jest przede mną jeszcze jeden dzień jazdy na nartach.
Z żalem muszę zawiadomić Miki, że dziś jeszcze nie będzie opowiadania. Ale za to od przyszłego tygodnia będziesz miała dwa rozdziały pod rząd :).
Tradycyjnie nowy filmik, tym razem dla Nalani http://www.youtube.com/watch?v=mbITUkpoXBw. I tym sposobem wszystko już jest na bieżąco.

Ale do rzeczy. Dziś notka o zwierzętach, od których prawdopodobnie wzięły się legendy o jednorożcach. Mówię oczywiście o narwalach. Co prawda inspiracją do snucia takich historii mogły być również oryksy arabskie, ale ja wolę wersję o narwalach. Ich nazwa pochodzi od staroskandynawskiego słowa nar oznaczającego zwłoki, ponieważ nakrapiana skóra przypomina dryfujące ciało. Z wiekiem stają się coraz jaśniejsze.
Narwal jest blisko spokrewniony z białuchą. Tak jak one występują w chłodnych wodach.Podobna jest również dieta.  Co ciekawe, nie są trzymane w niewoli, tak jak ich białe kuzynki, które ma każde większe delfinarium.Tak jak one migruje w dużych stadach. Na co dzień żyje w trochę mniejszych.Waży do 1600kg. Najbardziej charakterystyczny jest oczywiście kieł narwala (lub jednorożca, wedle uznania). Jest on elastyczny. Ma on od 1,5 do 3m. Wyrasta z lewej strony szczęki. Średnio co 500 samiec ma ... dwa kły! Samice również je posiadają, lecz nie tak okazałe. Nie jest pewne, do czego on służy. Może być używany do zaimponowania innym, rozłupywania lodu, w walce lub jako narząd zmysłu.Narwale potrafią wytrzymać pod wodą nawet 25 minut. Żyją do 50 lat. Populacja nie jest wielka ( 80 tys), ale odradza się. W tej chwili polują na nie tylko Eskimosi. Legalnie.









Źródła:
Info: własne, dinoanimals, wikipedia, własne
Zdjecia: klik,klik,klik ,klikklik
Wideo: Nat Geo Wild
Miłego weekendu!
M



9 lutego 2014

Pink Magnum

Witajcie!
Kilka godzin temu wróciłam z przecudnych, osnutych mgiełką tajemnicy, monumentalnych Alp (do Krakowa w którym jest DUŻO więcej słońca i zdecydowanie cieplej), więc szczerze mówiąc jestem padnięta, czyli notka nie będzie długa.
Przedstawiam wszystkim mojego pierwszego breyera - Brookside Pink Magnum-a. Nie mam wiele do napisania, gdyż Malia dodała o swoim notkę w tamtym tygodniu. Dodam, że malowanie nieco się od tamtego różni (szczegóły i szczególiki ;)) - można zaobserwować jedynie postawiwszy oba konie obok siebie; jednak jest to bardzo naturalne biorąc pod uwagę, że każdy konik jest ręcznie malowany.

Mold jest (moim skromnym zdaniem) cudowny, Magnum ma lekko pochyloną głowę, jakby patrzył pod wiatr, szukając wzrokiem ścieżki, którą mógłby brnąć przed siebie (wnioskuję na podstawie nieco wyczekującej pozycji i uporu odmalowanego w oczach).
Dalej zdjęcie słabe, ale nie mogę się nadziwić, że w Italii ziemia skuta jest lodem, hulają śnieżyce, a drogi przez przełęcze są niemal całkiem nieprzejezdne, za to w Polsce można usmażyć się w promieniach słońca (i dodatkowo jestem dumna z efektu specjalnego, który udało mi się uzyskać).



Druga propozycja do charakteru Magnuma (tyle godzin przesiadziałam patrząc na niego, że jedna opcja byłaby wyjątkowo skromną ofertą). Otóż wcale nie musi z uporem brnąć wprzód; może być bardzo nieśmiałym koniem, a głowę pochylać, aby nie spojrzeć nikomu w oczy.

 

Na koniec jeszcze dwójka przyjaciół. Nie sądzicie, że ładnie wyglądają prowadząc dyskusję? - Obu bardzo lubię i z pewnością będą mi towarzyszyć nie tylko przy wyprawach, ale pochylą się ze mną nad notatkami z biologii, geografii i historii. (z czego dwóch pierwszych wyjątkowo nie lubię!)


Za dwa tygodnie zakończę I rozdział o Camelot - już możecie się obwiać co wymyślę!
Poza tym pozdrawiam wszystkich i życzę pięknego tygodnia - a dla nielicznej wybranej grupki; wspaniałych ferii!
Sophija