29 czerwca 2014

Baiji i candy

Czyli o delfinach wywodzących się z błękitnej krwi.

 

Witajcie!
Nareszcie przybyły... tak długo czekałam! Przywitały mnie promiennym uśmiechem wstającego słońca, dodały skrzydeł i uszczęśliwiły. Wakacje. Następny tydzień zostanę w domu, a potem nareszcie mogę spakować walizki i jechać w świat!!
Dzisiaj mam ważne ogłoszenia parafialne, a później opowiem historię baiji, jednych z moich ulubionych delfinów!

Po pierwsze....
Kilka dni temu odebrałam telefon od Malii i usłyszałam podniecony głos w słuchawce "Czy ty wiesz, że za kilka tygodni będą pierwsze urodziny naszego bloga?". Moja pamięć do dat jest porażająca, więc oczywiście nie pamiętałam! Blog świętuje rok swojego istnienia 2.07 - w związku z tym ogłaszam CANDY!!!

 Zasady są proste:
- napisać w notce o candy, zamieścić adres naszego bloga (www.deterrasomnia.blogspot.com), a baner dać gdzieś w widocznym miejscu do 20 lipca!!!
- dodać w komentarzu deklarację, że bierzecie udział (dosł. w 2. słowach)
Jako nagrodę dla zwycięzcy przewidujemy dereszowatą klacz mustanga (collect) i orkową niespodziankę.

Idąc dalej - zastanawiałam się, czy mielibyście ochoty na wplecenie co jakiś czas krótkich opowiadanek w notki o figurkach? Chciałabym, żebyście napisali, co o tym myślicie!!!
- toczę w sobie wewnętrzną walkę ;)
Na dziś wystarczy ogłoszeń.
Przed państwem delfiny baiji!

Tradycja
Pewna chińska legenda opowiada, jak w dawno, dawno temu nad brzegiem rzeki Jangcy mieszkała piękna księżniczka. Swym niewymuszonym wdziękiem i prostą urodą, rozkochała w sobie bogatego namiestnika cesarza. Rodzina, zachwycona takim związkiem, pośpiesznie kazała dziewczynie poślubić kandydata, nie wzięła jednak pod uwagę uporu młodej osóbki, która swoje serce oddała już komuś innemu. Mężczyzna ów nie dorównywał  randze jej rodowi, przez co nie był porządanym kandydatem.
Dziewczyna odmówiła postąpienia niezgodnie z głosem serca; według ówczesnych praw (a raczej bezprawia!) i została skazana na śmierć poprzez utopienie w rzece Jangcy.
Młoda księżniczka odrodził się do powtórnego życia pod postacią białego delfina; od tej pory jest symbolem pokoju, szczęścia oraz dobrobytu.


Tak oto rozpoczęła się mistyczna historia białego delfina (zwanego również delfinem chińskim, baiji, czy Lipotes vexillifer - z łaciny, lub (dodaję dla miłośników chińskiego!) 长江女神).
       
                                                  www.wildlifeextra.com

Przechodzę do konkretów!
W tym gatunku (jak u większości delfinów słodkowodnych!) samice są większe od samców; osiągają 2,5-2,7 m, przy wadze 135-230 kg! Żyją do 24. lat, a płynąc potrafią osiągnąć długość prędkość 60 km/h!! (szybciej niż można jechać przez tereny zabudowane wciągu dnia :P)


A teraz przyszedł moment na najsmutniejszy epizod w historii tego gatunku. W Chinach z oszałamiającą prędkością rozwija się przemysł; na rzekach pojawiły się setki statków, a rybacy wyławiali coraz więcej ryb, będących głównym pożywieniem baiji... dla białych delfinów nastały ciężkie czasy, ich liczebność bardzo szybko malała.
 W 1990r. powstał mały rezerwat, który miał zabezpieczyć gatunek (liczący wówczas zaledwie ok. 200. osobników), niestety po kilku latach został zalany i kilka zniewolonych osobników umarło. Tymczasem Chiny uznała ich fatalną sytuację za konieczny, aby rozwinąć gospodarkę wodną chin.
Jaki był skutek siedzenia z założonymi rękami do 1997 roku? Przy dość dokładnych poszukiwaniach znaleziono ostatnie 13 osobników. Sytuacja była opłakana! Siedem lat później widziano jednego osobnika, który w samotności pływał po chińskich rzekach. Jak zareagował świat? Poczekał do 2007r, aby oznajmić ten gatunek za prawdopodobnie wymarły (w CKGZ - Czerwonej Księdze Gatunków Zagrożonych - jako EX); może jeszcze jakieś pojedyncze delfiny chińskie wędrują samotnie po rzekach, szukając reszty swego gatunku....


Miejmy nadzieję, że nie będzie wielu podobnych historii, że to zdarzenie czegoś na nauczyło...
Pozdrawiam, życzę wspaniałego weekendu oraz wakacji!
Zachęcam do wzięcia udziału w candy!
Sophija

PS. Muszę rozczarować wszystkich, którzy dosłownie potraktowali tytuł - oczywiście błękitna krew odnosi się do mitu o księżniczce!
PS2. Nie wiem, co wy uważacie na ten temat, ale nic ocalić symbolu szczęścia i dobrobytu od zagłady - już wolę mieszkańców Ameryki Południowej, którzy akceptują, aby ojcem dziecka "był" delfin!

22 czerwca 2014

Katina

Witajcie!
Ogłoszę coś oczywistego - za tydzień wakacje! I...Nie no, cieszę się, bardzo się cieszę, bo wreszcie sobie pośpię i poczytam, ale.. tak jakoś szybko się to stało. Chyba naprawdę zwariowałam - padam ze zmęczenia i narzekam,ponieważ nadciąga wolne! Na pewno nie będzie mi się nudziło (cały czas  poza domem). Ale... tu zostało moje serce. Dobrze, że mam do niego telefon, bo jak to tak żyć bez tego! :P

OK, kończę bredzenie. Ale faktycznie w ten długi weekend byłam szczerze zdziwiona ilością wolnego czasu. Spożytkowałam go więc na czytanie, spanie do 11 i chodzenie bez sensu w piżamie do 16 :P

Od tego momentu pragnę pisać (prawie) w 100% o orkach. Pierwsza spawa, taki bonusik to mój następny "wyrób". Jest to naszyjnik z modeliny, niestety już nie istniejący. Muszę go skleić.


Zawsze chciałam mieć takie coś, tyle że z drewna.Trenerzy w Seaworld nosi takie ozdoby podczas show "Believe". Było też do kupienia z płytą DVD:
źródło - klik

 Jednak trudno jest dostać taki zestaw, tak więc wzięłam sprawy w swoje ręce. Nie mówię, ze to cudo, ale zanim się zepsuło nosiłam je codziennie. Na zdjęciu prezentuję koszulkę z morświnem ze sklepiku fokarium na Helu.

Przejdźmy do głównego tematu. Dziś następna biografia z Orlando - życiorys Katiny, jednej z najstarszych orek w Seaworld. Od razu ostrzegam, że ona  naprawdę wiele widziała i jej życie było dość skomplikowane.

Podstawowe informacje:
Płeć : samica
Rodzice : NN, NN
Miejsce urodzenia : Islandia
Data urodzenia : ok. 1976 rok
Miejsce przebywania : Seaworld Orlando
Znaczenie imienia : czysta po grecku

Katina (lub inaczej Tina) została złapana niedaleko Islandii w 1978 roku. Miała wtedy ok. dwa lata. Wraz kilkoma innymi osobnikami została przewieziona do Hafnafjodur gdzie czekała na kupca. Miesiąc później przeniesiono ją do Marineland Ontario w Kanadzie. Nazwano ją Kandu VI. Po niedługim (półrocznym) pobycie dostała się na stałe w ręce Seaworld, gdzie zaczęto zmieniono jej imię na Katina. Przez następne 3 lata zimę spędzała w parku w Kalifornii, a lato w Ohio. Wiosną 1984 zaszła w ciążę z Winstonem*, więc przeniesiono ją do nowego obiektu firmy w Orlando na Florydzie, gdzie zresztą mieszka do dziś. We wrześniu '85 urodziła Kalinę* - pierwszą orkę z sukcesem odchowaną w niewoli. Katina była (i nadal jest) świetną matką. Łącznie urodziła 7 cieląt - Kalinę* właśnie, Katerinę* ('88), Taku* ('93), Unnę ('96), Ikakę (2002),Nalani  ('06, jej ojcem jest Taku*!) i Makaio ('10). Ojciec jej cieląt (oprócz Kaliny*, Kateriny*  ( po Kanduke*) i Nalani )  to Tilikum.  Jest samicą dominującą, rządzi całym stadem. Tina to dość puszysta orka, jednak nie przeszkadza jej to w byciu najwyżej skacząca orką w parku. Moim zdaniem lepsza od niej może być tylko Shouka z San Diego. Katina bardzo kocha swoich trenerów i nigdy nie była agresywna. Z chęcią wykonuje ich polecenia i zna wiele sztuczek. Szczególnie silna relacja łączyła ją z Laurą Surovik. Jest spokojna i dobrze dogaduje się z całym stadem. Opiekuje się również maluchami bez matek. Doczekała się 5 wnucząt i 4 prawnuków.

* - orka nie żyje

Tina może być mylona z Kaylą. Jest jednak od niej grubsza. Płetwa grzbietowa pochylona w lewo, pod kątem prostym. Lewa plamka oczna jest dość wydłużona, prawa mniej więcej owalna, z dwoma okrągłymi wcięciami z przodu.







żródła:
info - orcapod.wikia, cetacousins.com, własne
zdjęcia - orcahome.de
filmik - mój
Na koniec nominacja z bloga http://tynnahatter.blogspot.com/:
1. Twój ulubiony owoc?
To nie jest proste pytanie. Chyba czereśnie
2. Herbata z cukrem, czy bez?
Zawsze z.
3. Piszesz książki/opowiadania/wiersze?
Obecnie tylko to tutaj. Czasami coś na konkurs.
4. Jeździłeś/jeździłaś kiedykolwiek konno?
Tak, wiele razy.
5. Ostatnia książka, którą przeczytałeś/przeczytałaś?
"Moja krótka historia" Stephena Hawkinga. Polecam, całkiem przyjemna.
6. Pies czy kot?
Chyba pies. Nigdy nie miałam kota, ale też są super.
7. Twój ulubiony film?
Nie wiem, dużo tego. Może "Uwolnić orkę"? :) 
8. Czego się najbardziej boisz?
Teraz w tej chwili najbardziej się boję, że popsuje mi się filmik, nad którym siedziałam 5 godzin. A tak ogólnie to.... tego co przyniesie przyszłość.
9. Twój ulubiony przedmiot w szkole?
Polski chyba. Generalnie wszystko, co nie jest matematyką :P
10. Twój/Twoja ulubiony wokalista/wokalistka/zespół?
Czy ja nigdy nie mogę mieć jednej odpowiedzi na pytanie?! Znowu nie wiem, może Sinatra albo Ella Fitzgerald albo Oscar Peterson Trio albo....
11. Twój kolor włosów?
Blond (raczej ciemny)

Nie nominuję już nikogo. Jak ktoś koniecznie chce, to może napisać 11 faktów o sobie. 

Miłego tygodnia i przede wszystkim rewelacyjnych wakacji!!!!
M
P.S. Do tych wszystkich, którzy czekają na zdjęcia instrukcji z zestawu kreatywnego Breyer - zrobię to jak najszybciej.
P.S. 2 13.7 są urodziny bloga. Szykujcie się na .... CANDY!!
xoxo
M

13 czerwca 2014

r. II - Koszmary

Witajcie!

Dawno nie miałam czasu na obszerną notkę, ale nareszcie wystawiono oceny, które przerosły moje najśmielsze oczekiwania!

Uprzedzam, że tytuł odnosi się oczywiście do opowiadanka, nie do mojego obecnego stanu ducha ;) (nie zepsuł tego nawet piątek trzynastego ;)). W szkole jeszcze nigdy nie miałam takiego luzu - na połowie lekcji oglądamy filmy, często latamy do parku znajdującego się miedzy gimnazjum i liceum, a normalne lekcje mamy na tylu przedmiotach, że możnaby je policzyć na palcach jednej ręki!


  Oto owoc tygodnia bez ani jednego sprawdzianu... musiałam coś zrobić z rękami - znów origami modułowe, które chyba nigdy mi się nie znudzi!!!

 A teraz przechodzę do tekściku, po nieudanej próbie utrzymania mrożącego krew w żyłach wstępu. ;)
Ostatni rozdział:  http://deterrasomnia.blogspot.com/2014/05/r-ii-nadzieja-umiera-ostatnia.html

Rozdział II część IV - dedyk dla Minou, która chyba zawsze chciałaby. aby wszyscy wstawili więcej tekstu ;)

"Chciałabym, żeby koszmar był zaw­sze snem."
- K.A.R.K. z serwisu "cytaty.info


IX
Merlin chodził niecierpliwe po komnacie z okropnym przeczuciem, że nic nie jest w stanie zrobić. Zamknął oczy. Usilnie się zastanawiał.
Rozmyślania przerwał mu trzask zamykanych drzwi. Do pokoju wszedł Gajusz. Z jego oczu tryskały błyskawice.
- Merlinie, coś ty zrobił?
- Artur mi nie pomógł.
- Uratował twoje życie, a ty byłeś tak wielkim głupcem, że poświęciłbyś najchętniej i siebie i biedną Gwen!
- Tobie też zależy na jej ocaleniu?
Oczy chłopaka powiększyły się, a Gajusz spiorunował go wzrokiem.
- Oczywiście, że tak. Widziałem jak dorasta...
- Nie wiem, jak to naprawić. To wszystko przeze mnie.
Nagle medyk poczuł przypływ litości. Usiadł obok swojego ucznia.
- Czasem, gdy bardzo czegoś pragniemy, wszystko układa się inaczej, niż byśmy sobie zażyczyli. Musisz iść w stronę, która pozwoli Ci ocalić Artura, a co za tym idzie i pięć królestw.
- Czy muszę pozwolić Gwen umrzeć?
- Rozmawiałeś z Kilgharrą?
- Kazał mi szukać prawdy u źródeł. Dzięki temu odkryłem, że to w wodzie jest trucizna. - nagle przymknął oczy, bo jakaś myśl nagle zajaśniała mu w głowie - Mówiłeś o kobiecie, która rzuciła ten czar. Ludzie dalej umierają.
- Nawet jeśli nie ocalisz Gwen, musisz ratować innych.
- Tym razem trzeba oczyścić wodę, tylko jak?
- Znajdziemy jakiś sposób.
Medyk był rad, że choć na chwilę myśli młodego czarodzieja przestały krążyć wokół egzekucji Gwen, która miała się odbyć już nazajutrz rano.
*
Lady Morgana obudziła się z wrzaskiem pośród nocy. Cienki sierp księżyca oświetlał jej komnatę, piękną szafę, misterną komódkę, iście królewskie łoże z baldachimem, najwspanialsze w królestwie dywany...
Dama westchnęła. Oddałaby całe bogactwo, gdyby wierna służka podeszła do niej w tym momencie i uspokoiła jej oszalałą wyobraźnię. Przypomniała sobie swój sen i mocno zacisnęła pięści, a łzy same napłynęły jej do oczu.
Najpierw czarnowłosa i błękitnooka wiedźma odprawiała swe rytuały, następnie jej sztylet dotknął powierzchni wody. Wychowanica Uthera czuła, jak przeszywa ją zimny dreszcz. Potem wszystko ucichło, widziała tylko powierzchnię wody... aż nagle wyłonił się z niej jakiś kształt - koń, który powstał z wody, z ogonem lwa i ciężką grzywę.
Jednak, gdy spojrzała mu w oczy, zrozumiała, że jest niezwykły i wspaniały. Dostrzegła jego piękną atłasowo-czarną maść oraz błękitno białą grzywę, która unosiła się, niczym targana wiatrem, w bezwietrznej jaskini.
Nie byłaby w stanie zrobić mu krzywdy, nawet gdyby niszczył cały Camelot, a wiedziała, że piękna istota ma zamiar to uczynić.
X
Gajusz ze zdumieniem patrzył na Lady Morganę stojącą pod jego drzwiami. Miała wyraz najwyższego przerażenia na twarzy, trzęsła się z zimna i drżały jej wargi - jak się domyślił; ze strachu.
- Gajuszu, czy mogę wejść?
Nie wypadało, aby po zmroku wychowanica króla była w apartamencie z tak młodym chłopakiem jak Merlin, ale przecież był z nimi medyk, któremu nie godziło się odmawiać pomocy potrzebującym, a Lady Morgana ze strapionym wyrazem twarzy na pewno nie przychodziła w innych celach niż leczniczych.
- Ależ proszę, Pani. - otworzył szeroko drzwi.
Gdy weszli zapalił kilka świec, aby dodać jej otuchy.
- Co się stało lady Morgano? Czy znowu dręczą Cię koszmary? Moje leki nie pomogły?
- Głęboko wierzę, że utrudniają dostęp strasznym wizjom przeszłości i przyszłości, ale ten sen... jestem pewna, że widziałam kanały pod zamkiem, a w nich istotę.
- Przerażającego potwora?
Podniosła wzrok. Czy srebrzysta ułuda mogła być nazwana potworem? W jej małej, biednej głowie podniosły się głosy wołające, jedne, że jednorożec musiał być koszmarem, drugie, że żyje. Pierwsze uskarżały się na złe intencje potwora; drugie opiewały jego dobroć.
- Nie wiem. - powiedziała niemal z płaczem.
- Spokojnie, Madame.
Podniosła wysoko głowę, zła, że ktoś widzi ją w tym stanie.
- Ta istota przypominała starożytne wyobrażenie jednorożca, mam wrażenie, że został powołany przez wyższą magię, aby zatruwać wodę pitną w podziemiach Camelot. Tylko nie mogę uwierzyć, że istota tak piękna może się okazać równie nikczemna.
- To tylko sen, Morgano. Pamiętaj o tym i idź się położyć.
Westchnęła. Nie powinna była sobie wierzyć. Jaka ona była naiwna!
- Dziękuję Gajuszu i proszę, nie mów nikomu w jakiej sprawie tu byłam. Wiem, że jestem jeszcze dziecinna...
- Widzisz w snach twoje najstraszniejsze myśli. Każdy posiada, rzecz, czy osobę, której się lęka (przepraszam, ale muszę wtrącić, że ta osoba, może być nauczycielką) i nikt nie jest odważny przeciw swoim koszmarom, lady Morgano.
Dygnęła wychodząc z pokoju.
- Już się nie boję, Gajuszu. Mogę iść sama do mych komnat. Dobranoc.
- Dobrej nocy Lady Morgano.
Gdy wyszła skrzypnęły drugie drzwi i medyk dojrzał zaspanego chłopca o ciemnych, rozczochranych włosach.
- Merlinie! - wydobył zduszony szept.
- Wiem, co mówiła...
- Podsłuchiwałeś?
Stropił się.
- Tylko trochę. Gajszu, błagam nie patrz na mnie tym wzrokiem! Czym są sny Lady Morgany, czy aby zwyczajnym koszmarem. - usilnie starał się zmienić temat.
- Nie. Ona widzi, przeszłość i przyszłość we śnie. Niesamowicie rzadka zdolność.
- Biedna dziewczyna... jednak to nie jest talent, który dostają zwyczajni ludzie. Ona jest wieszczką. Czy zna magię?
- Nie, ale posiada umiejętności gotowe do ich poznania. Pamiętaj Merlinie, że ty jesteś wyjątkiem. Inni czarodzieje mieli potencjał w młodości, ale byli ćwiczeni w magii. Ty zaś działałeś intuicyjnie. Morgana mogłaby zgłębiać tajniki magii, ale o ile mnie pamięć nie myli Kilgharrah zaklinał mnie, abym nigdy jej o tym nie wspominał.
- Dlaczego?
Medyk machnął ręką.
- Moim uczniom wydaje się, że jestem wszechwiedzący. Nie znam jej przeznaczenia. Ważne jest to, że nareszcie wiemy, kim jest przeciwnik stworzony dla nas przez Nimue.
XI
Merlin biegł do ogromnej biblioteki. Wstyd było mu się przyznać Gajuszowi, że mimo codziennych, monotonnych i wyczerpujących ćwiczeń (brzmi jak ślęczenie nad algebrą) zalecanych przez Gajusza, aby opanował płynne czytanie na głos, chłopak jeszcze nigdy nie pofatygował się do biblioteki.
Idąc przez dziedziniec widział, jak chłopi rozstawiają stos. Nie chciał myśleć, dla kogo i ile mu zostało czasu.
Staną przed rzędem półek piętrzących się do sufitu. Nie było żadnego oznaczenia, działów. Po prostu setki, pięknych, starych książek starannie poukładanych na półkach. Westchnął zachwycony. Mógłby tu siedzieć godzinami! Chyba nawet biblioteka Aleksandryjska nie mogła mieć podobnych zbiorów! Nagle oprzytomniał. Szukał tylko jednej, konkretnej księgi i przepełniło to go rozpaczą, gdy spojrzał na setki i tysiące rękopisów.
Szybko odszukał bibliotekarza. Był to człowiek o bardzo pięknych rysach, wydatnym, orlim nosie, głębokich ustach, bladej karnacji, wielkich, mądrych oczach. Na siebie zarzucił byle jakie ubranie, jego, niemodnie przycięta szara broda dotykała końcówką książek, które przeglądał i mogła służyć do oględnego zamiatania starych kart. Mężczyzna uśmiechał się przyjaźnie do liter starannie wykaligrafowanych na papierze.
- Dzień dobry!- niepewnie oznajmił Merlin.
Mężczyzna podniósł wzrok. Dopiero teraz chłopak dostrzegł, że był w sile wieku i przygarbiony ze zmęczenia, a szare oczy miały w sobie wypisany smutek. Uśmiech uleciał z jego twarzy, gdy spojrzał na chłopca, ale w twarzy pozostała wielka życzliwość.
- Witam, szukasz czegoś? - jego głos był cichy, spokojny, głęboki.
- Przyszedłem na prośbę Gajusza. Jestem jego uczniem. Oboje poszukujemy księgi o "Starożytnych stworzeniach powoływanych do życia przez potężną magię.".
Był dumny, że zapamiętał taką nazwę, dopóki bibliotekarz nie odpowiedział.
- Pozdrów Gajusza, dawno z nim nie rozmawiałem. Co do książki znajdziesz ją w sektorze czwartym od drzwi, na piątej od dołu półce - zmarszczył czoło - Do licha, moja pamięć chyba szwankuje. Nie jestem pewny, czy sto dwudziesta od wejścia, czy sto dwudziesta pierwsza!
Merlina zamurowało, ledwie zdołał przełknąć ślinę.
-Dzziękuję. - wtrącił.
- Nie masz za co dziękować, a gdy znajdziesz, uprzejmie Cię proszę, powiedz mi, czy sto dwudzieste, czy sto dwudzieste pierwsze, bo ja niestety szybko nie dam radę stąd wyjść.
Chłopak rzucił okiem na równo poukładane wokół niego stosy książek i skwapliwie przytaknął. Później wziął się za poszukiwania książki.
XII
Godziny mijały. Artur siedząc przy sekretarzyku mimowolnie patrzył w okno. Nagle usłyszał gwałtowne pukanie do drzwi.
- Proszę!
Do pokoju cicho wślizgnęła się lady Morgana. Twarz miała bledszą niż zwykle.
- Znowu miałaś koszmar Morgano?
Mimo tego, co sugerowałyby starania Uthera, między tym dwojgiem były stosunki jak pomiędzy bratem i siostrą i nigdy nie starczyło miejsca na nic więcej.
- Gorszy niż zwykle.
Opowiedziała mu, co widziała we śnie.
- Czy uspokoiłoby Cię, gdybyśmy poszli do podziemi i zrozumiałabyś, że nie ma tam tej fantastycznej istoty, o której wspominasz.
Kiwnęła delikatnie głową.
- Myliłam się, co do Ciebie. Jesteś dżentelmenem, jeśli marnujesz swój cenny czas, aby dama czuła się lepiej.
Uśmiechnął się zadowolony.
- Czyli nie będziesz mi już dogryzać?
- Nawet o tym nie myśl! Nie odebrałabym sobie tak wielkiej przyjemności!
Pokręcił głową udając zrezygnowanie.
Nagle Merlin wpadł do pokoju, jak tornado. Niestety nie zdążył się wycofać, bo dostrzegł go królewicz.
- MERLINIE! Czy ty nigdy nie nauczysz się pukać do drzwi??
Sługa uniósł oczy do nieba.
- A swoją drogą, gdzie ty wcześniej byłeś? Chyba Gwen nie dała Ci znowu kwiatów?
Nagle zrozumiał, co powiedział.
- Nie powinieneś go ranić, Arturze - Morgana uśmiechnęła się smutno - Merlin już tyle wycierpiał, daj mu czas, aż się z tego wszystkiego otrząśnie.
- Ja przychodzę właśnie w sprawie Gwen. - mówił szybko, bojąc się, że go nie wysłuchają - Jeśli to co się śniło Morganie jest prawdą, to wiadomo, że nie Gwen użyła magii, a gdy ów potwór zginie, Camelot odstąpi klątwa i nikt nie zginie przez tą paskudną chorobę.
- To brednie!
Chciał krzyknąć Artur, ale dostrzegł rozbrajającą szczerość i niemal błaganie, najpierw w oczach Merlina, a następnie w fiołkowych bezmiarach oczu Morgany.
- Kiedy idziemy?
-Natychmiast, nie mamy czasu do stracenia. - westchnęła Morgana.
Merlin spojrzał na nią pytająco. W pozie damy dworu była determinacja.
- Boję się tego stworzenia, ale pójdę pierwsza. Poprowadzę was, bo tylko ja wiem, gdzie mamy iść. Tylko trzymajcie broń w pogotowiu.
W tym momencie po raz pierwszy poczuł wobec niej wdzięczność i podziw.

Ciąg dalszy w wakacje...
Ogłoszeń parafialnych brak.
Pozdrawiam wszystkich gorąco!
Sophija

8 czerwca 2014

Primus inter turpis

(pol. Pierwszy między brzydkimi)
Witajcie!
Wczoraj wróciłam ze szkolnej, pięciodniowej wycieczki do Szwajcarii i okolic. To pierwszy taki wyjazd w moim życiu. By toł najbardziej szalony tydzień w historii! Co prawda w głowie nadal grają mi kawałki o marihuanie, jestem niedospana i mówię slangiem, a żeby pojechać musiałam stoczyć półroczną walkę z mamą. Ale co tam! Było siuper! Zrobiłam głównie zdjęcia naszej grupy, aczkolwiek mam tez kilka widoczków itp :
Montreux
CERN
Zurych
Mer de Glace

Tak naprawdę pojechałam tam w sprawach sercowych i.... Sophijka mówi, że coś z tego będzie :D

OK, koniec wstępu. Dziś chciałabym przedstawić Państwu mój pierwszy custom, pierwszy "moherek", pierwszy model glossy, mojego pierwszego classica w kolekcji i ... najbrzydsze indywiduum w moim pokoju! Przed Wami Eclipse!

Pewnie teraz wszyscy zastanawiają się dlaczego pokazuję coś, co jest tak wątpliwej urody i nawet mi samej się nie podoba. Stwierdziłam jednak, że podzielę się moją opinią na temat zestawu kreatywnego Thoroughbred, którego model jest częścią. Jest to mold Best in Show Thorougbred autorstwa Kitty Cantrell. 

Zestaw przyjechał do mnie zupełnie "z zaskoczenia", jako prezent gwiazdkowy. Miałam zamiar zakupić karosza na tym moldzie, ale darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby!


Kolorowe pudełko skrywało niepomalowany model bez grzywy i ogona, 6 farbek akrylowych (dość słabo kryjących), moher w dwóch kolorach, ładnie zrobioną instrukcję z opisami różnych maści i technik malowania, dwa pędzelki oraz klej. 

Sam "delikwent" okazał się być bardzo dobry anatomicznie. Jak dla mnie jest praktycznie bez wad! Moim zdaniem jego budowa od razu nasuwa na myśl właściwą rasę - konia pełnej krwi angielskiej. Rysunek mięśni wydaje się być naprawdę niezły, tak samo jak ogólna sylwetka. Co prawda poza jest dość nieciekawa, ale i tak nie mam uwag. To znaczy nie miałabym, gdybym nie zaczęła malować :P
Maść wzorowana na legendarnym koniu wyścigowym, Eclipsie:
Kilka zdjęć mojego wyrobu:







Niestety werniks, który miał być matowy okazał się błyszczący.Może następnym razem będzie lepiej?
Lecę do lekcji - mam ich makabrycznie dużo. Dobrze, że już niedługo wakacje... Choć w sumie, z pewnego punktu widzenia to bardzo źle. Dodam jeszcze tylko, że na Dzień Dziecka przybyła do mnie GG Valentine z synem. Czekajcie na opis!

Miłego popołudnia!
M

1 czerwca 2014

Dylematy

 Witajcie!

Postanowiłam zrobić dzisiaj notkę nieco w innym stylu, niż ostatnio. Tak po prostu, żeby się wam nie znudziło :P... miałam świetny plan, żeby naszkicować wiele modeli, ale spasowałam bardzo szybko. Wyjaśnienie jest proste: testy, kartkówki - nieustanne "rzezie niewiniątek"i tego typu ponura codzienność. Jeszcze 18 dni... uczniowie wiedzą, co znaczy ta liczba :)

Teraz przedstawiam państwu dwoje mężczyzn, między którymi muszę wybierać (tak, mam duży dylemat; J.Deep poczciwie radzi: 'Jeżeli wydaje Ci się, że kochasz dwie osoby, jesteś w błędzie ponieważ gdybyś naprawdę kochała pierwszą,nie zakochałabyś się w drugiej.", niestety przy breyerach to się nie sprawdza!!!).

-ach i z góry przepraszam za przednie nogi, które nawet za Chiny Ludowe nie chcą wyglądać tak, jakbym sobie życzyła!

vs.

Oto jest pytanie!
Co uważacie? Którego byście wzięli? 
Sama nie mam pojęcia, którego wybrać, a obu panów prędko nie zakupię ;)!
...................

A teraz takie pytanie : co byście zrobili, gdybyście mieli do wyboru grać scenę z "Romea i Julii" z osobą, którą niewątpliwie należy określić bliską koleżanką, albo zrealizować swoją wizję artystyczną z 3. chłopakami i ciekawą, choć bardzo stanowczą i władczą koleżanką? Wybrałam (nierozważnie i pod wpływem impulsu) drugą opcje. A jaka byłaby wasza reakcja, gdyby... pewna osoba o "ciemnych, wiecznie rozczochranych włosach" (<3) grała Romea? A na dodatek, gdybyście miały grać Julię?
Moja reakcja? Boję się, ale śpiewam i tańczę idąc po prostu przez korytarz. Na to nie ma lekarstwa. Przykro mi to mówić, ale zwariowałam. I dobrze mi z tym :D

A propos wariactwa, wstawiam wszelkie jednorogi i pegazy :P



Ach i oczywiście nie mogłam pominąć candy, które zostawiam na koniec (wisienka na torcie <3)!
Biorę udział w candy Dorothen.
www.dorotheahhh.blogspot.com
www. dh-stable.blogspot.com


Jeśli ktoś dostrzegł jakieś błędy w szkicach - piszcie! Trzeba zrobić wiele pomyłek, zanim coś wyjdzie tak jakbyśmy sobie życzyli!

Poza tym pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie!
Sophija

PS. Dzisiaj mogę pisać nieskładnie; ciężki tydzień, wczoraj organizacja festynu - muzyka, stoiska, biegi, tańce - padam z nóg! Zapomniałabym dodać, że jestem szczęśliwa. Poza tym we wtorek inscenizujemy Romea i Julię. Trzymajcie kciuki! :D