Uprzedzam, że dziś zapowiada się niezmiernie długi, bo aż trzyczęściowy post. Wszystko dlatego, że w wakacje tak dużo się dzieje! Po pierwsze - jak co roku o tej porze odbyłam podróż "w Polskę". W tym roku padło na Podkarpacie.
Pierwszy przystankiem na naszej trasie było Arboretum w Bolestraszycach - naprawdę piękny ogród botaniczny, pełen dzikich ptaków i wszelkich innych zwierząt. Wprost cudowne miejsce na modelowe sesje (o czym jeszcze nie raz będę starała się Was przekonać ^^). Po dość długim włóczeniu się wśród wiekowych roślin dojechałyśmy do naszego miejsca noclegowego - wielkiego, przepięknego zamku w Krasiczynie. Wokół rozciąga się olbrzymi park pełen bardzo starych drzew. Każde z nich ma swoją własną, niepowtarzalną historię.Naprawdę, w takich miejscach mogę spędzać dłuuugie godziny!
na zamku w Krasiczynie
Drugi dzień rozpoczęłyśmy od obejrzenia (niestety, bardzo trudno jest się dostać do wnętrza) cerkwi w Posadzie Rybotyckiej - najstarszej takiej świątyni w Polsce! Później odwiedziłyśmy cudnie położone sanktuarium w Kalwarii Pacławskiej. Następnie skierowałyśmy się do luksusowego kompleksu hotelowego w Arłamowie - między innymi aby zobaczyć tamtejsze stajnie pełne rasowych koni ( na dowód wstawiam zdjęcie uroczego knabka). Wszystko tam jest eleganckie i zrobione na wysoki połysk, ale moim zdaniem brakuje jeździeckiego "klimatu" - konie wyglądały na prawie niejeżdżone.
Ostatni dzień minął nam na zwiedzaniu Przemyśla. Odwiedziłyśmy Zamek, kilka kościołów. Mi osobiście najbardziej podobała się piękna katedra greckokatolicka i oczywiście kawiarnia, słynąca (bardzo słusznie) z najlepszych lodów w Polsce.
Jedynym przykrym akcentem pobytu była próba odwiedzenia stanowiska żołny w Buszkowicach. Okazało się, że te śliczne i niezmiernie rzadkie ptaki wyniosły się stamtąd z powodu wyrzucania śmieci w okolicy ich kolonii..
Mimo tego wycieczkę uważam za udaną. Spotkałam wielu przemiłych ludzi, no i osłuchałam się z moim ukochanym "zaciąganiem", które przecież mam we krwi (moja rodzina pochodzi ze ściany wschodniej, dokładnie z Podlasia, gdzie mieścił się nasz dwór).
Po tym wyjątkowo krótkim wstępie przejdźmy do drugiego z dzisiejszych tematów.
Este es el Padré!
(a propos modeli - wiem, że obiecałam komuś opisy rodziny camargue ze Schleich'a - ja o tym pamiętam!! :)
Ogier ten ( zgodnie ze stanem faktycznym wałach) został wykonany na moldzie Spirit, autorstwa lubianej przeze mnie rzeźbiarki Kitty Cantrell. Model jest portretem mustanga o takim samym imieniu, występującym w zawodach ujeżdżenia (bardzo ciekawa historia, zapraszam do czytania).
W przypadku tej figurki trudno jest wypowiadać się na temat poprawności budowy. Wszystko dlatego, że mold Spirit został wyrzeźbiony aby przedstawić postać Spirita z filmu animowanego "Mustang z Dzikiej Doliny" ( co trzeba przyznać bardzo dobrze autorce wyszło). Z tego też powodu ma on dość "bajkową" i niestety mało realistyczną anatomię. Wygląda trochę jak żywcem przeniesiony z kreskówki. Rysunek mięśniowy jest schematyczny (z wyjątkiem okolicy klatki piersiowej), nie ma strzałek ani kasztanów, a tym bardziej żyłek i zmarszczek. Widać także niezeszlifowane szwy i ślady narzędzi rzeźbiarskich. Nogi, szczególnie z przodu, są raczej niedopracowane. Podoba mi się natomiast całkiem dokładnie wykonana rozwiana grzywa i ogon. Minusem są problemy ze stabilnością - model przewraca się przy każdym większym podmuchu wiatru, co tłumaczy, dlaczego w większości kolekcji jest tym najbardziej odrapanym.
Cieniowanie wydaje się być całkiem dobre, fajnie wygląda też malowanie kopyt. Koń posiada pręgę grzbietową, prążkowanie na nogach i ładne odmiany (choć chrapka mogłaby być bardziej różowa). Na szyi wymrożono numer, co nadaje całości ciekawy wygląd. Niestety, mój egzemplarz jest trochę niedomalowany pod grzywą.
Osobiście uwielbiam pozę Padré i to właśnie ona skłoniła mnie do przygarnięcia wałaszka. Model jest bardzo statyczny, ale i w pewnym sensie dynamiczny. Wiatr igra w gęstym ogonie i grzywie dumnie patrzącego w dal, dzikiego konia. W pięknej, szlachetnie wyglądającej głowie samotnika rodzi się plan nowej przygody.
Długo przymierzałam się tego zakupu - ciągle pojawiały się jakieś "pilniejsze potrzeby". Jednak Padré zawsze siedział gdzieś z tyłu mojej głowy i mówił, że kiedyś na pewno do mnie przygalopuje. I mimo małego realizmu figury cieszę się, że tak się stało. Chłopak ma ogromny urok osobisty. Roztacza wokół siebie niesamowity czar i wprost prosi się o więcej sesji zdjęciowych i miejsce na najlepiej wyeksponowanych półkach. Jako że był jedną z pierwszych pozycji na mojej chciejliście, mam do niego wielki sentyment. Miło jest mieć takiego bajkowego mustanga w stadzie.
W pudełku znajdowała się również materiałowa wstęga. Ten atrybut zwycięzcy został szybko zawłaszczony przez innego charakternego ogiera. Ale to już materiał na następny opis...
Na koniec pewien bonus. Otóż jak pewnie wiecie, w ramach dodatkowych zajęć polonistycznych i rozwijania pasji pisarskich zdarza mi się popełnić jakiś esej. Oczywiście baaaaardzo daleko mi do Herberta i innych wybitnych eseistów, ale cały czas pracuję nad sobą pisząc "wprawki" ( bo trzeba przyznać, że sprawia mi to ogromną przyjemność). Zachęcona Waszymi komentarzami wstawiam jedną z nich. (Wyłącznie dla chętnych, bo esej to przecież nie opowiadanie - nie ma wartkiej akcji. Ot, takie przemyślenia i luźne dygresje).
Z poezją pod pachą…
Dzisiejszy świat to miejsce pełne zabieganych ludzi oraz ich komputerów, aplikacji i portali. Obecne życie nabrało zawrotnego tempa – często nie ma czasu nawet na zwykły sen. Nic dziwnego, że niektórzy Polacy nie są w stanie przeczytać nawet jednej książki rocznie! Poezja, często niedoceniana nawet we wcześniejszy wiekach, w pewnej części społeczeństwa została prawie zapomniana. Uważam, że to jeden z największych błędów jakie mogliśmy popełnić! Kiedy ostatnio próbowaliśmy oddać się w ręce Norwida, pozwalając mu zwrócić naszą uwagę na ważne, może niezauważane tematy? Czy ulecieliśmy kiedyś z mgłami nocnymi z dzieł Kazimierza Przerwy – Tetmajera?
Tymczasem życie pełne liryki staje się zupełnie inne. Czy wędrowanie przez świat z „ z poezją pod pachą” zmieniłoby nas na lepsze? Sadzę, że tak.
W wielu utworach podmiot liryczny zwraca uwagę czytelnika na ważne kwestie dotyczące różnych dziedzin życia. Często są to zagadnienia zapomniane i pomijane w codziennym życiu. Jednak warto się nad nimi zatrzymać i je przemyśleć. Do takiego zwolnienia i zastanowienia się zmusza na przykład „Sonet XI” Adama Asnyka. Uświadamia nam, że „..szybko mkną w przeszłość niepochwytne chwile…”. Bo czy tak naprawdę zdajemy sobie sprawę z tego, że „..każdy dzień stwarza nowy kształt człowieka…”? A może, zatraceni w wyścigu szczurów zapomnieliśmy o naszej śmiertelności. Ten filozoficzny tekst zmusza nas do refleksji. Może, między wypitą w biegu poranną kawą a ważnym spotkaniem, warto zastanowić się za czym właściwie tak biegniemy? Czy w całej tej codziennej walce z szefem, projektem, ocenami, oddalającym się awansem, klientem opóźniającym płatności nie gubimy czegoś ważniejszego? Kiedy ostatni raz zachwyciliśmy się zwykłym pięknem śpiewu ptaków? „Spójrzmy przez liście na obłoki w niebie i na promieni po gałęziach załom…” namawia nas Bolesław Leśmian w swym wierszu Trzy Róże. „ Zbliżmy swe dusze!” dodaje, pokazując, że oprócz spraw związanych z szarą rzeczywistością poświęcić choć kilka chwil także innym ludziom, których w nawale obowiązków często nie zauważamy. Wiele tekstów poetyckich zwraca uwagę właśnie na wagę relacji międzyludzkich, o które w dobie komputerów i smartfonów tak trudno.
Nawet zwykły spacer dzięki poezji może stać się magiczną podróżą. Zaprośmy na naszą przechadzkę poetów, a na pozór zwyczajne i szare elementy otaczającej nas rzeczywistości nabiorą nieziemskich kolorów. Pozwólmy Janowi Kasprowiczowi prowadzić się przez „..ciemnosmreczyńskie skał zwaliska, gdzie pawiookie drzemią stawy…”. Niech Maria Pawlikowska Jasnorzewska zwróci naszą uwagę na nudne z pozoru płoty. „Ptaszek na sztachecie sąsiedniego ogrodu piłuje szklaną piłą piosenkę żałosną…” pokazuje poetka. Czy gdyby nie ona zwrócilibyśmy na niego uwagę, czy może, jak zwykle przeszli obojętnie?
Poeci to często ludzie doświadczeni życiowo, osoby, które przeżyły przeróżne wydarzenia mające wpływ na ukształtowanie ich psychiki. Jednym z takich twórców jest Jan Kochanowski, nieszczęśliwy ojciec wcześnie zmarłych dzieci. „Treny” to dowód jego bezgranicznej rozpaczy po stracie pierwszego dziecka, domniemanej dziedziczki pisarskiego talentu – Urszulki. „…Orszulo moja wdzięczna, gdzieś mi się podziała?” pyta w bolesnym szaleństwie, nie mogąc pogodzić się ze zrządzeniem „ złej Persefony…”. Czytanie tych przepełnionych cierpieniem tekstów bardzo oddziałuje również na odbiorcę, który także zaczyna wygrażać śmierci, ale również zastanawiać się nad kruchością otaczającego go życia.
Kochanowski to jednak autor bardzo wszechstronny. Jego rymowane fraszki mają na celu pouczenie czytającego i pokazanie właściwych zachować. Jedna z nich, „Na młodość” uzmysławia dorosłym, że szaleństwa młodzieży są rzeczą tak naturalną jak wiosna w cyklu życia przyrody. Przecież obfitość i piękno lata nie byłoby możliwe bez kwietniowych i majowych deszczy! Młodzi ludzie robią rzeczy, które starszym wydają się komiczne, bezsensowne lub wręcz drażniące. Jednak to właśnie na błędach młodości uczą się dojrzałości i odpowiedzialności.
Utwory poetów takich jak Jan Sztaudynger pokazują inne, komiczne oblicze poezji. Te krótkie, zabawne wierszyki nierzadko niosą ze sobą ważne przesłanie. „Niejeden by nie zaczynał, gdyby mógł przewidzieć finał” pisze poeta, przedstawiając komiczne oblicze zauroczenia i w formie żartu wytykając częste pomyłki zakochanych. Któż z nas nie popełnił z miłości czegoś katastrofalnie głupiego? Kto nigdy nie skompromitował się przed ważną dla siebie osobą? Myślę, że każdy z nas mógłby wymienić wiele zabawnych sytuacji w których znalazł się próbując zgłębić tajemnice relacji damsko-męskich. Autor fraszek życzliwie uśmiecha się na widok fatalnych nieporozumień, jednocześnie dając nam do myślenia i służąc radą.
Poezja, na równi z epiką i dramatem pomaga zostawić troski i przenieść w całkiem inny świat. Któż choć raz w zimowy wieczór nie siadał wygodnie w pluszowym fotelu, z filiżanką herbaty w dłoni i nie zanurzał się w jakże bajkowy i niesamowity świat literatury? Jakże nędzna i smutna byłaby nasza egzystencja bez tekstów autorów pokroju Adama Mickiewicza! Jego ballady i sonety, a także inna twórczość przez wieki umożliwiały Polakom porzucenie codziennych zmartwień i podróż do miejsc zamieszkanych przez romantycznych bohaterów. Świetnym tego przykładem są „Lilije”. Czytając ten utwór wręcz nie można się doczekać aby poznać rozwiązanie sprawy „..pani, która zabiła pana..”. Opisy odwiedzin ducha, a szczególnie fraza „To ja dzieci – wasz tato!” wywołują dreszcze strachu pomieszanego z ekscytacją.
Każdy człowiek przechodzi czasami ciężkie dni, chwile w których wszystko traci sens. Niektórzy tracą ukochanego członka rodziny, inni są nieszczęśliwie zakochani lub nieuleczalnie chorzy. Wszyscy oni z pewnością znajdą dzieła liryczne, których podmiot znalazł się w podobnej sytuacji, będą mogli spojrzeć na swoją sytuację z innej strony. Poezja wielokrotnie wspomagała duchowo także naród polski będący pod zaborami lub przeżywający inny trudny okres w historii państwa. Przykładem takiego dzieła, które tak jak „Trylogia” Sienkiewicza napisane było ku pokrzepieniu serc i niejako stało się hymnem walczących o wolność jest „Rota” Marii Konopnickiej. Pocieszała ona „… królewski szczep piastowych..” w chwilach klęski. Śpiewano ją również w zwycięskim uniesieniu. Pieśń ta łączyła naród.
Sądzę, że liryka to najpiękniejszy rodzaj literacki, zdecydowanie warty czytania. Ludzie pisali aby pomóc sobie wyrazić uczucia, zwrócić uwagę czytelnika na ważny temat, pomóc mu dostrzec piękno otaczającej go przyrody i miłość ludzi. Życie z poezją przestaje być szare i zwyczajne, nabiera tysiąca barw! Liryka to szansa na głębsze przeżycie naszej ziemskiej wędrówki. Myślę, że nie warto jej sobie odbierać.
Pozdrawiam :)
M
Bolestraszyce - trudna nazwa xd ale ciekawa
OdpowiedzUsuńKnapem taki troszkę smutnawy jakiś. Piękne miejsca odwiedziłaś. No i kurcze masz ten cudowny model breyerowski, którego pragne. :O xd
Do esejów nie mam wielkiego talentu i chęci, więc podziwiam, bo czytałam z ogromnym zainteresowaniem.
Pzdr! U mnie nn. ;)
Widzę, że ciekawie spędzasz wakacje :)
OdpowiedzUsuńKnab bardzo ładny, aczkolwiek dość niemrawo wygląda. To pewnie przez niejeżdżenie, jak pisałaś.
Gratuluję Padré! Ja mam tylko dwóch breyerowych ulubieńców i niezbyt mnie ciągnie do tej firmy. Może to i lepiej, bo tanie one nie są :P
Esej o bardzo ciekawym temacie. Podoba mi się. Wstawiaj takich więcej :)
PS Zapraszam do mnie - nowy wpis :))
Padre dużo zyskał na twojej sesji, wydobyłaś z niego piękno :) mnie zawsze odpychał ze względu na małą szczegółowość właśnie, zdziwiłam się trochę, że na twoich zdjęciach mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
www.larositastable.blogspot.com
Padre faktycznie jest uroczy, ale w priorytetach mam na razie inne modele :) Ciekkawi mnie z kolei Pan, który przywłaszczył sobie rozetę :P
OdpowiedzUsuńUroczy Knabek szkoda że taki smutaśny :c
Pozdrawiam i zapraszam na n/n
Fajnie, że aktywnie spędzasz wakacje :)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Padre, niezbyt przypadł mi do gustu. chociaż przyznam, że ma swój urok. :)
Pozdrawiam!
Oo, Padre. Wszystkie zdjęcia ładne ale pierwsze piękne <3 Miło spędzasz wakacje, a ja ciągle w domu ;-; Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńKrasiczyna. Jaka...soczysta nazwa. :P
OdpowiedzUsuńŚliczny knabkowy łepek :D!
Padre mi się podoba, nawet się nad nim zastanawiałam jak kupowałam pierwszego breyera, ale ostatecznie padło na Sapphire. Jednak nie przepadam za takimi zwykłymi gniadymi maściami. Prędzej bym kupiła Spirita, albo najlepiej dała na przemalowankę :P.
Jak dla mnie problem nie tylko z poezją, ale też z książkami jest taki, że większość osób jest do nich bardzo zniechęcona po tym, co przerabiali w szkole :/. No bo jak tu czerpać przyjemność z piękna języka, kiedy każą ci go rozbierać na czynniki pierwsze, analizować czas, miejsce i podmiot liryczny -.-?
Wakacje to czas wiecznego zwiedzania. Może dlatego mam już dość wszelkich zamków i kapliczek (za dużo się tego już naoglądało).
OdpowiedzUsuńPadré to taki wyjątkowy model, co nie? Niby statyczny, a jednak pełno w nim energii. Mnie też ta poza przekonała do zakupu i cieszę się, że ogier należy do kolekcji :)
Esej napisałaś naprawdę świetnie, ja bym w życiu nie wynosiła z siebie tyle o poezji, bo tak naprawdę jej po prostu nie lubię. Mogę i uwielbiam pisać opowiadania przygodowe, pełne akcji, czasem i nieszczęśliwej miłości, ale poezja? Nigdy w życiu. Muszę mimo wszystko przyznać, że piszesz wyjątkowo ciekawie na wszystkie tematy (nawet te, których nie rozumiem czy nie lubię)
Pozdrawiam
PS. Zdjęcia świetne - kocham to z Ravelem ^^
Ciekawie spędzasz wakacyjny czas :) ją nie lubię zwiedzać... Wolę zostać w moim miasteczku lub pojechać do koni :)
OdpowiedzUsuńKnabeł prześliczny choć... Taki trochu nie szczęśliwy :(
Gratulacje Padre! Piękny model. Bardzo bym chciała mieć taką bajkową figurkę ^^ Twoje zdjęcia są piękne a koń świetnie do nich pozował :D
O ciekawe miejsca zwiedzasz :) Mi wakacje mijają domowo :)
OdpowiedzUsuńPadre piekny, zdjęcia także boskie, idealnie oddaja jego urodę :)
Pozdrawiam cieplutko :)
Tak, Padre jest super :D Też mam swojego i uwielbiam go :)
OdpowiedzUsuń