Nie wiem jak Wy, ale ja niestety zaczynam wyczuwać już nadchodzącą jesień. Gdy przyjeżdżałam tutaj, na wieś, była pełnia lata, a teraz trzeba już palić w piecu i sprzątać liście. Noce zrobiły się przejmująco zimne. Wiewiórki biegają jak szalone do orzecha sąsiadów, a ja również z obłędem w oczach próbuję skompletować listę podręczników. I już teraz tęsknię do upalnych, lipcowych dni, na które tak narzekałam :)
Post znów z opóźnieniem, ale musicie mi wybaczyć - wczoraj wróciłam z Sandomierza. Tak więc w tej notce, zamiast opisu naszyjnika z Antibes (tak, następna płetwa orki :P) relacja z moich tegorocznych krajowych wycieczek. Francja Francją, ale Polskę też trzeba znać!
Sandomierz to, zgodnie z tym co pokazuje "Ojciec Mateusz" przepiękne miasto. Odwiedziłam tam tez muzeum diecezjalne w Domu Długosza - zbieraninę wszystkiego. To bardzo ciekawe miejsce - obok cennych obrazów znajduje się tam XVII-wieczna bułeczka oraz.... stopy słonia (!). Można powiedzieć muzeum wielobranżowe :)
Zamek i liczne kościoły również są wspaniałe. Pod tamtejszym dworkiem powstała sesja mojego najnowszego nabytku z Włoch. Ktoś wie co to za model? (Traditional, klacz).
Oprócz tego zobaczyłam pałace w Baranowie i Kurozwękach. W tych ostatnich znajduje się hodowla bizonów i stadnina. Udało mi się przejechać bryczką.
W Sandomierzu znalazłam również pokaźne stoiska z ... bronią (łuki, kusze, miecze, topory). W radością więc zakupiłam łuk - był w bardzo okazyjnej cenie!
Z kolei pod koniec lipca udało mi się odbyć kilka wycieczek górskich. Nie tak ambitnych jak Sophija, ale zawsze. Oczywiście były sesje.
Nie zwlekając przechodzę do rozdziału (ostatni fragment)
„Oho, chcą mnie w coś zaplątać” –
pomyślała dziewczyna, lecz z ciekawością nadstawiła uszu.
- Potrzebujemy ludzi godnych
zaufania i potrafiących dochować tajemnicy. Jest pani taki człowiekiem, prawda?
Skinęła głową.
- Świetnie. W takim razie nie
musimy się martwić, że ktoś niepowołany usłyszy o tej propozycji. To nie
wyszłoby nikomu na dobre – ani pani ani nam. – uśmiechnął się do niej Jerzy VI.
- Zapewne . – zgodziła się. – Ale
o jakiej dokładnie propozycji mówimy?
- Z tego, co wiemy posiada pani
wszystkie cechy, które powinna posiadać dobra agentka służb wywiadowczych. Jest
też pani nieznana naszym wrogom, a trzeba nam świeżej krwi. Kogoś, kogo nikt
nie będzie podejrzewał. Innymi słowy proponujemy pani pracę w polskiej,
niezależnej służbie wywiadowczej. Później wyjaśnimy pani wszystko w szczegółach
– oczywiście, jeżeli wyrazi pani zgodę.
- Zanim pani odmówi, proszę
dobrze przemyśleć sprawę. – dodał król.
- Tak zrobię. – odparła,
zachodząc w głowę, dlaczego coś takiego mówią jej Brytyjczycy. – Czy mogłabym
skorzystać z telefonu?
- Oczywiście. Znajduje się w tamtym
pokoju – rzekł, wskazując ręką monarcha.
Zofia udała się więc do
rzeczonego salonu. Z ulgą stwierdziła, że jest sama. Na eleganckim, z pewnością
bardzo drogim stoliku z drewna orzechowego leżał czarny aparat telefoniczny.
Podniosła ją powoli, oglądając dokładnie. Stwierdziła, że nie ma w niej nic
podejrzanego, po czym wykręciła numer.
- Yes? – zapytał po angielsku głos
w słuchawce.
Na szczęście rodzice Zosii
zadbali o edukację córki, mówiła więc biegle w kilku językach, wśród nich
angielskim. Po chwili udało jej się połączyć z sekretarką Sikorskiego.
- Ale kto dzwoni? Nie mogę
połączyć pani z generałem, jeśli nie wiem dzwoni.
- Proszę pani, proszę mnie
połączyć. Proszę powiedzieć, że dzwoni Zofia z Londynu.
Po dłuższych pertraktacjach
służbistka zmiękła i niechętnie oddała słuchawkę swemu przełożonemu.
- Halo? – usłyszała jego głos.
- Dzień dobry. – odpowiedziała,
zniżając głos do szeptu. – Tutaj Zofia Wolińska. Jestem w Buckingham, spotkałam
się z Churchillem i Jego Wysokością. Dostałam od nich dziwną propozycję.
Opowiedziała mu o wszystkim.
Nie bardzo wiem co mam zrobić. –
rzekła w końcu.
- Cóż, spodziewałem się tego. –
odparł. – Zamierzamy utworzyć coś w rodzaju polskiego wywiadu. Anglicy chcą nam
pomóc. Dadzą na to fundusze, może wspomogą też Związek Walki Zbrojnej ( polskie
siły zbrojne, potem zamienione w AK – przyp. autorki) A polscy agenci mają
przekazywać państwom alianckim informacje o niemieckich planach. Organizacja ma
być jednak niezależna, tylko i wyłącznie polska. Nie jest to jeszcze oficjalne,
tak więc muszę cię prosić o zachowanie tajemnicy.
- Oczywiście. – odpowiedziała. - „Chyba
będę musiała sobie zaszyć usta”.
- Moim zdaniem chcą cię
wypróbować. Pewnie zlecą ci jakąś misję i będą chcieli zobaczyć, czy Polacy są
użyteczni. Pamiętaj – jeśli nie chcesz, nie musisz się zgadzać.
- A jeśli ta organizacja
powstanie, to pomoże Polsce, prawda? – spytała.
- Mamy taką nadzieję. – odrzekł.
-W takim razie zgadzam się.
-Podjęła już pani decyzję? –
zapytał ją Churchill, gdy ponownie zajęła miejsce na fotelu.
- Tak. Zgadzam się. – odrzekła zdecydowanym
głosem.
- To wspaniale. Będzie pani
pierwszym polskim agentem współpracującym z Secret Intelligence Service. Oczywiście
wszystko będzie organizowane w porozumieniu z rządem polskim w Paryżu.
- Obawiam się, że musimy kończyć
nasze spotkanie. Miło mi było panią poznać. – powiedział Jerzy, wstając i
podając jej rękę.
- Mi również było miło. –
odparła.
Po wyjściu króla Churchill kazał
jej podpisać dokument, w którym zobowiązywała się zachować milczenie, a
następnie odprowadził ją do jej limuzyny.
- Proszę jutro rano stawić się w
tym miejscu. – rzekł, podając jej małą karteczkę. – Będzie tam na panią czekał
ktoś, kto przedstawi pani plan misji. Życzę powodzenia! – dodał.
-Dziękuję. – uśmiechnęła się
sztywno i wsiadła do samochodu.
Do napisania!
M
Piękne zdjęcia! Bardzo mi się podoba to z figurką w górach! śliczne, co tu więcej pisać! :).
OdpowiedzUsuńMogłaś mi też łuk kupić. xD Ja chcem!
OdpowiedzUsuńJakie piękne, klimatyczne zdjęcie breyerka. nono Świetnie pasuje do tła. Prawie jak żywy. Co ja mówię! Jak żywy!!
Sandomierz takie piękne miasto...
Pozddrawiaam!!
Breyer na tle tego budynku wygląda jak mieszkaniec jakiejś wypasionej stajni ;) Reszta zdjęć też cudna. A ta Haflingerka wygląda tak bajecznie. UUU...piękne foty. Opowiadanie bardzo ciekawe.
OdpowiedzUsuńgreenhillstable.bloog.pl
Świetne zdjęcia. Breyer wygląda jak żywy, haflingerka zresztą też :)
OdpowiedzUsuńPS U mnie nowy wpis :)
Też chcę początek lipca .
OdpowiedzUsuńNo niestety czas leci za szybko :( .
Piękne zdjęcia oraz fajny rozdzial .
Zapraszam do mnie na n/n
figurkischleich.blogspot.com
Ja też zaczęłam kupować książki...Tragedia xd.
OdpowiedzUsuńWut O.O?Stopy słonia?Okeeeeej xD...
Hmmm...czy ta piękna panna na pięknym zdjęciu to przypadkiem nie jest mold Strapless :)?
No, nie wiedziałam, że interesujesz się łucznictwem :D.
Śliczne fotki :)
OdpowiedzUsuńOj, tak, Sandomierz to śliczne miasto, również byłam, chociaż krótko, bardzo żałuję. Fotki cudowne. :)
OdpowiedzUsuńW Baranowie byłam z Deviszą! :D
Opowiadanie chyba muszę narobić, bo chyba nie przeczytałam poprzedniego rozdziału, ale to nadrobię, bo podoba mi się to opowiadanie, ciekawie piszesz. :)
U mnie nowy wpis!
Zapraszam. :)
Pkne zdj jak również opowiadanie ;) W Sandomierzu bywam często (mieszkam 15 km od tego wspaniałego miasta) ;)
OdpowiedzUsuńU mnie nn pozdrawiam :)
Ehh od kiedy powstał Ojciec Mateusz marzyłam by pojechać do Sandomierza. Nadal nie byłam :( No, ale może kiedyś?
OdpowiedzUsuńHahah Stopy słonia :D Też kcem to zobaczyć!
Śliczne zdjęcia i ciekawy rozdzialik :)
Pozdrawiam.
ładne fotografie
OdpowiedzUsuńZazdroszczę tej klaczki Breyer, zazdroszczę... ;)
OdpowiedzUsuńBoże jaka niesamowita jest Headley ! A to zdjęcie to juz w ogóle bomba. Masz więcej jej zdjęc ? Napiszesz cos o niej ?
OdpowiedzUsuńJa jak chciałam zamówic dla mnie to juz jej nie było... i pewnie już jej nie będzie. Tak mi żal, szczescie, że choć Ty masz swoją !
www.dorotheahhh.blogspot.com