13 sierpnia 2015

Bonnie, Clyde i nie tylko

Dzień dobry!

Jak to się dzieje, że wakacyjny czas tak szybko biegnie?
Pewnie wszystko dlatego, że mam teraz tyle przeróżnych zajęć! Naprawdę nie wiem, jak ktokolwiek może narzekać na nudę - jest tak wiele ciekawych książek i filmów, a letnie miesiące to jedyny czas kiedy mogę sobie pozwolić na nieograniczone czytanie i oglądanie. Coraz lepiej idzie mi też strzelanie z łuku ( ostatnio mało brakowało, a byłoby po kurze sąsiadów :P). Nałożyłam już kilka  pierwszych warstw pasteli na classica, nad którym aktualnie pracuję - zobaczymy, co dalej z tego wyniknie. Poza tym ciągle przyjeżdżają do mnie paczki z nowymi lokatorami stadniny, więc spodziewajcie się opisów ;) Oprócz tego sporo czasu przeznaczam również na pisanie (zresztą za chwilę będziecie mogli się o tym przekonać) i składanie nowych filmików. Innymi słowy - wszelkie odkładane przez ostatnie dziesięć miesięcy prace idą pełną parą!


Jeszcze w ramach wstępu - nominowałam się do LA na blogu http://herbaciane-poddasze.blogspot.com/. Bardzo spodobały mi się zadane przez Erykę pytania:

1. Jesteś kociarą, czy raczej psiarą? Jednym i drugim jednocześnie?
W naszej rodzinie zawsze było sporo psów i dosyć mało kotów, co nie znaczy, że nie lubię tych drugich (marzę o czarnym dachowcu, ale mieszkając z moim psem nie można mieć żadnego innego zwierzaka :P). Myślę, że jest we mnie 70% psiary i 30% kociary.
2. Lubisz rysować i bazgrolić?
Oczywiście - szczególnie rozmawiając przez telefon albo słuchając lekcji. Jednak moje "prace" mają zwykle dość mizerne walory artystyczne ;P
3. Książka jaką ostatnio przeczytałaś?
Właśnie skończyłam "Imię róży" Umberto Eco. Już kilka lat temu  bardzo pobieżnie je przejrzałam, ale dopiero teraz miał okazję porządnie się wciągnąć. Bardzo dobra książka!
4. Kim chciałaś zostać, gdy byłaś dzieckiem?
Weterynarzem - tak jak Fred, bohater jednej z moich ulubionych bajek.
5. Ulubiony rodzaj słodyczy?
Każdy :P Ale zawsze mam w pobliżu nieprzyzwoicie słodkie cukierki "mini" Odry - pomagają mi w pisaniu.
6. Film na deszczowy wieczór?
"Bridget Jones" - nie jest to może najgłębsze dzieło sztuki filmowej, ale zawsze pomaga mi odegnać smutki. Dialogi znam na pamięć!
7. Herbata czy kawa?
Nie jestem w stanie wstać bez choćby jednego kubka kawy...
8. Wymarzone miejsce na wakacje?
Niezmiennie Lazurowe Wybrzeże
9. Ulubiona bajka z dzieciństwa?
Wszystkie były kochane! Może "Miś Uszatek" albo "Kasztaniaki"?
10. Gdybyś mogła być kimś innym, kim chciałabyś być?
Wybitną pisarką. Taką, której książki skłaniałyby ludzi do myślenia albo wywoływały skrajne emocje. No i oczywiście cetologiem (naukowiec zajmujący się waleniami).
11. Zabawna sytuacja, która ostatnio Ci się przytrafiła?
Tutaj, w domku letniskowym, mamy straszny problem z wszechobecnymi szerszeniami. Ostatnio taki jeden wpadł nam do salonu i wleciał do kulistej lampy, z której w żaden sposób nie był w stanie wyfrunąć. Nie mogąc ubić drania, poszłyśmy z Babcią po rozum do głowy i nakryłyśmy lampę miską, zamykając wyjście. Teraz śmiejemy się, że trzymamy szerszenia w kuli jak złotą rybkę :P

Na zakończenie wstępu wstawiam jeszcze zdjęcie z mojej ostatniej wycieczki  (bo wiem, że nie lubicie notek całkiem bez obrazków :) :


Co do tematu głównego - dziś kolejny one-shot z serii o mordercach, gangach i psychopatach (widzę, że pisanie tego typu opowiadań dobrze mi robi - mogę się wyżyć). Tym razem padło na sławną parę amerykańskich gangsterów - Bonnie Parker i Clyde'a Barrow'a. Większość z Was pewnie już o nich słyszała ( jeśli nie zachęcam do czytania, bardzo ciekawa historia - https://pl.wikipedia.org/wiki/Bonnie_i_Clyde), bo  od lat  są ikonami popkultury. Również i ja postanowiłam napisać opowiadanie inspirowane ich życiem. Jak mi to wyszło - oceńcie sami.

(tym razem prawie nie ma krwi i nieprzyzwoitości - myślę, że każdy może śmiało czytać)

Some day they'll go down together
they'll bury them side by side.
To few it'll be grief,
to the law a relief
but it's death for Bonnie and Clyde.

- Bonnie Parker
- Uważaj, masz mrówkę na nosie!
- Tak? Gdzie? – Clyde gwałtownie podnosi z trawy komicznie klepiąc się po twarzy i strzepując rękawy prążkowanej marynarki.
- Chyba już ją zabiłeś, ale wydaje mi się, że siedzisz na mrowisku. – mówię ze śmiechem odgarniając z twarzy niesforne kosmyki i wracając do nieudanych jak dotąd prób znalezienia rymu do „razem”.

„Z tym twoim zeszytem wyglądasz jak dwunastolatka pisząca pamiętnik” – powiedział mi kiedyś zastrzelony w zeszłym roku brat Clyde’a, Buck Barrow. Może i miał trochę racji? W końcu ludzie dość często traktują mnie jak piszącą swój pierwszy pamiętnik świeżo upieczoną absolwentkę podstawówki. Szkoda, że nie widzą jak sobie radzę z wyciąganiem pieniędzy od tłustych sklepikarzy!

Słyszę za sobą ciche kroki mojego wspólnika i niedoszła ofiara słusznie broniących swego domu owadów z zaciekawieniem zagląda mi przez ramię.
- Co tam znowu piszesz Bonnie? – pyta, jednocześnie próbując odczytać zapisane w trzymanym przez mnie brulionie słowa.
- Oj, nie patrz, nie skończyłam jeszcze! – wykrzykuję z udawanym oburzeniem, dając nachalnemu wielbicielowi sójkę w bok. Zawsze lubiłam pisać, od pierwszych klas szkoły zapełniając moje szuflady niedokończonymi opowiadaniami. Po moim ostatnim pobycie w więzieniu przerzuciłam się jednak na wiersze – najpierw dla zabicia czasu, teraz już dla samej przyjemności.
Ostatnio nawet mnie wydrukowali – znaleźli część mojej grafomanii w naszej kryjówce, którą odkryli w Joplin!
- W takim razie załóż chociaż coś na głowę. – odpowiada, wkładając mi na głowę swój ulubiony słomiany kapelusz i ponownie burząc ledwo co ułożone włosy. Następnie brodząc w wysokiej, wiosennej trawie kieruje się w stronę stojącego nieopodal samochodu –nowiutkiego Forda V8, oddanego nam (nie całkiem dobrowolnie) przez pewnego przemiłego starszego pana. Obserwuję cień jego sylwetki. Przez chwilę grzebie w schowku za swoim fotelem, mrucząc pod nosem nieprzystojne słowa. Groteskowy gniew na swoje bałaganiarstwo odbijający się na jego miły, szczerym obliczu sprawia, że wybucham głośnym śmiechem.
W końcu pełen triumfu wyciąga z czeluści naszego auta lekko zmiętą gazetę. Szeleszcząc papierem odnajduje interesujący go artykuł i podał mi pismo.
Rozprostowuję zmięty papier. Na połowie strony widnieje narysowany w komiksowym stylu obrazek przedstawiający powszechnie ostatnio używane krzesło elektryczne. Nad tym złowrogim przedmiotem widniał napis „Zarezerwowane dla Clyde’a i Bonnie”.
- Już nas nie kochają.
- Ale ja cię kocham.
Podnosi wzrok, a ja spoglądam w jego głębokie, ciemne oczy, teraz pełne powagi.
- Czego się obawiasz ? Przecież wiesz że nie potrafimy inaczej, prawda? – dopytuję, zaniepokojona tym niecodziennym zachowaniem.
Clyde patrzy na mnie z napięciem i niepokojem. Od dwóch miesięcy dzieje się coś niedobrego – a intuicja podpowiada mi, że to dopiero początek. W ciepłym, pełnym tańczących motyli majowym powietrzu wyraźnie czuło się nieprzyjemne napięcie. Coś musi się wydarzyć. A może to tylko nazbyt wybujała wyobraźnia?
- Chodź, jedziemy dalej, nie ma na co czekać – mówi nagle, przerywając milczenie.

Wspólnie sprzątamy rozrzucone na trawie rzeczy. Przeciągam się, rozleniwiona odpoczynkiem, wygładzam długą, czarną, fałdzistą spódnicę i niepewnym jeszcze po ostatnich kontuzjach krokiem idę do naszego „domu na kółkach” jak nazywamy Forda.

Nagle czuję chwytające mnie znajome, mocne dłonie. Silne ramiona otaczają mnie w talii, dając niezastąpione poczucie bezpieczeństwa i wewnętrznego ciepła. „Bezpieczeństwa w rękach wroga publicznego” myślę, wtulając się w jego ciemne, miękkie włosy gdy układa mnie na siedzeniu pasażera. W takich momentach jestem skłonna polubić moją niezbyt okazałą posturę.

Już drugi rok żyjemy w drodze, dołączając do szerokich rzeszy amerykańskich „homo viator” próbujących w ten sposób przetrwać Wielki Kryzys. Spaliśmy w ciągle wymienianych samochodach, składając dość gwałtowne wizyty w sklepikach i bankach, w ciągłej ucieczce przed policją. Otaczający nas świat podlegał stałym, lecz nie jednostajnym zmianom, które toczyły się zwykle przy akompaniamencie wystrzałów z BARa, ukochanego karabinu Clyde’a. Opinia publiczna uważała nas za krwiożercze bestie, ale co mogą wiedzieć ci wszyscy bezbarwni ludzie prowadzący nudne, biedne życie w prowincjonalnych miasteczkach? Kiedyś byłam jedną z nich – teraz natomiast jestem szczęśliwa.

Mamy się dziś spotkać z Henry’m Methvin’em – „naszym najnowszym nabytkiem”, jak go żartobliwie nazywaliśmy. Chłopak świetnie zrobił osiedlając się w Luizjanie – tutejsze wiejskie dróżki są naprawdę bezkonkurencyjne! Rozkoszujemy się niespieszną jazdą wśród optymistycznie zielonych drzew. Wtem kierowca szarżuje i pędząc spłoszył stado ptaków! Śmialiśmy się, krzyczymy, rzucamy słowa na chłodny jeszcze wiatr pozwalając mu unosić je daleko w przestrzeń.

Ni stąd ni zowąd na pustej dotąd drodze wyrasta ogromna ciężarówka w dość podłym kolorze. Lekko zirytowana przyglądam się zawalidrodze, próbując spostrzec kierowcę. Wkrótce dostrzegam stojącego przy szoferce wysokiego mężczyznę w średnim wieku o wielkich niebieskich. Wygląda jak starsza kopia Henry’ego!
- To na pewno Ivan, ojciec Methvin’a! – krzyczę, próbując przebić się przez szum powietrza. – Zatrzymaj się, może trzeba mu pomóc!
Samochód zwalnia, a stary Methin wrzeszczy coś w naszą stronę. Wtem słyszę straszny huk gdzieś w krzakach, a po chwili okropny krzyk dochodzący od strony siedzenia kierowcy. Clyde wali się  na kierownicę, obficie bluzgając krwią z ust. Rzucam się po broń, ale wraz z następnym wystrzałem całym świat staje się czerwoną plamą bólu. Czuję, jak kula rozrywa mięśnie na moim lewym ramieniu.
- Clyde!! – krzyczę nieprzytomnie.
Wtedy przez moją klatkę piersiową przebiega dziwny ucisk.
- To śmierć dla Bonnie i Clyde’a – myślę, bezwiednie cytując napisany przeze mnie kilka lat temu wiersz.
Kierowana ostatnim odruchem chwytam Clyde’a za zakrwawioną rękę i już nie puszczam. 

Ściskam chłodno (bo upał)!
M

9 komentarzy:

  1. Moja ciocia też miała problem z szerszeniami jeden wleciał do lampy i się spalił :'D Ciekawe odpowiedzi!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie się doczekałam odpowiedzi :)
    Życzę powodzenia w wakacyjnych planach :)
    Opowiadanie interesujące, czytałam z przyjemnością :)
    Pozdrawiam
    Szkicotek ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Co, co cooo... Strzelasz z łuku? *-* marzenie...
    Szkoda wakacji.. Tyle rzeczy do zrobienia.
    Pzdr!

    OdpowiedzUsuń
  4. Też mi szybko te wakacje mijają :) Strzelania z łuku nigdy nie opanowałam, za słaba jestem xD
    ''Imię róży'' oglądałam na lekcji. Do czytania raczej mnie to nie zachęciło.
    "Bridget Jones" uwielbiam xD czasem warto obejrzeć jakiś odmóżdżający film, aby poczuć się lepiej :)

    Śliczne zdjęcie :) A opowiadanie jak zawsze świetne :D

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Do mnie to ostatnio przyjeżdżają ciągle paczki z książkami xD. Nie żebym narzekała :>.
    Oho, widzę że by był kurczak do rosołu na obiad :P.
    "Imię róży" mam w planach, chociaż jest to jednak tomiszcze opasłe, a ja na razie mam ich już dość ;).
    Uszatka bardzo lubiłam w dzieciństwie ^^.

    Prążkowana marynarka *-* Już widzę Doktora, przepraszam xD.
    Opowiadanie świetne! Mam słabość do takich dramatycznych zakończeń.
    Fajnie też wyszła ta rzadko spotykana narracja w czasie teraźniejszym. Co prawda gdzieniegdzie nie jest ta forma konsekwentna ("Śmialiśmy się, krzyczymy..."), ale poza tym to super :). Wiadomo, mały błąd mógł się wkraść ;).

    OdpowiedzUsuń
  6. Opowiadanie świetne, przeczytałam :)
    Też strzelam z łuku czasami, wiesz, po prostu, amatorsko. Bardzo chętnie strzelam w sąsiada hyhyyh :3 x'D
    Pozdrawiam i czekam na duuuuuużo zdjęć! Tym czasem zapraszam Cię do mnie, obejrzyj CM od Askady ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne opowiadanie,bardzo ładnie piszesz. Z rzyjemnością się to czyta. :)

    Zapraszam do mnie,będę wdzięczna za kliknięcia w linki. :)

    http://evelinololove.blogspot.com/2015/08/wspopraca_13.html

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajne opowiadanko :3
    A ja strzela z łuku nie umiem, chociaz raz próbowałam xD
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Fajnie napisałaś :D Ja strzelałam z łuku na zielonej szkole i u mojej przyjaciółki :D Pzdr

    OdpowiedzUsuń