20 września 2015

Rozdział XVI i kilka innych spraw

Witajcie!

Od czego by tu zacząć...
Jak już wcześniej pisałam obawiam się, że w tym roku szkolnym nie będzie już tak regularnych postów. Dlaczego? Po pierwsze nauka i przeróżne obowiązki, które rozmnożyły się w sposób nadspodziewanie szybki. Po drugie... No właśnie. Patrząc na siebie sprzed roku czy dwóch i teraz zauważam pewne różnice w wyborze priorytetów. Po prostu doszłam do wniosku, że czasami wolę porobić coś innego niż pisanie notek. Ale nie martwcie się, póki co nie zamierzam Was opuszczać - blogowanie sprawia mi zbyt wielką przyjemność! ;)


Co u mnie poza tym? Cóż, zdecydowanie wkręciłam się w szkolną rutynę - wydaje mi się, jakby wakacje były  już jakąś zamierzchłą przeszłością. Aktualnie próbuję się zmusić do wkuwania na olimpiady, co jak pewnie wiecie proste nie jest. Czekam na też na kilka modelowych nowości (jedna z nich prawdopodobnie pójdzie do przemalowania). Niedawno przyjechała do mnie nowa, wielka monopłetwa!! Byłam już z na basenie i jest naprawdę niesamowita - wrażenie chyba porównywalne z takim "galopem w wodzie" (koniarze wiedzą, o co chodzi ^^). W pozostałych wolnych chwilach kontynuuję  podróż "wgłąb" literatury rosyjskiej i anglojęzycznej kinematografii (Hugh Grant, ale nie tylko ;). Innymi słowy - jesień czas zacząć!

A jak tam u Was - jakieś zmiany w figurkowych stadach i/lub życiu osobistym?

Żeby nie zostawiać Was tak całkiem bez obrazków - oto uroczy prezencik, który ostatnio otrzymałam od (byłej już chyba, niestety) redaktorki tego bloga, Sophiji:


Jak widać nadal utrzymujemy bliskie kontakty i wszystko u niej w porządku :)

Tymczasem zapraszam na szesnastą już część opowiadania o Zosi Wolińskiej!

Ostatni fragment - http://deterrasomnia.blogspot.com/2015/07/rozdzia-xv-la-candy-podroze-etc.html

- Ludzie, łapanka! – rozległ się czyjś przerażony okrzyk.

Wolińska, wisząca właśnie na ramionach nowego kolegi zamarła z przerażenia z fragmentem zerwanego afiszu w ręku.

Tymczasem na ulicę z dzikim rykiem silników wtaczały się kolejno olbrzymie niemieckie budy, z których wysypywały się hordy uzbrojonych żołnierzy. Dosłownie w jednym momencie powolnie spacerujący warszawiacy zmienili się w rozbiegane uosobienie chaosu. Matki wołały swe biegnące zbyt wolno dzieci, jakiś obywatel w przypływie szaleństwa okładał wściekłego Niemca wyciągniętym nie wiadomo skąd butem, mając nadzieję, że uda mu się dzięki temu wyrwać z rąk mundurowego. Także we wszystkich mieszkaniach i sklepach nastąpiło poruszenie – ludzie w popłochu zamykali okna i drzwi, współczując przebywającym na dole, ale i ciesząc się, że nie podzielili ich losu.

Nagle gdzieś rozległ się strzał,  a w sekundę potem dwa okrzyki bólu zlewające się w jedno przepełnione bólem zawodzenie.
- Zostawcie go!! – wrzeszczała  nieludzkim, strasznym głosem jakaś młoda, wysoka brunetka w białej sukience. W ramionach tuliła już tylko cielesną powłokę  złotowłosego chłopaka. Nie zważając na brutalne kopniaki próbujących ją odciągnąć od trupa żołdaków starała się zetrzeć wszechobecną krew rąbkiem sukienki, teraz pełnej szkarłatnych plam posoki.
- Zaraz będzie dobrze, wytrzymaj jeszcze trochę, już idziemy do domu. – mamrotała oszalała, starając się wyciągnąć ciało z kotłowaniny. Dopiero następna salwa z karabinów przerwała te nieudolne zabiegi. Szybko zeskakując z pleców Tadka Zosia z przerażeniem ujrzała, jak szczątki nieszczęsnych kochanków łączą się w bezkształtną, czerwoną masę.

Tymczasem z prawej strony zbliżał się prowadzony do ciężarówek tłum złapanych Polaków.
- Szybko, uciekamy! – z odrętwienia wyrwał ja głos przyjaciela.
- Ale gdzie?? Oni zaraz tu będą!
- Mam pewien pomysł. Widzisz tamten dom? – spytał, wskazując ruchem głowy pobliski zaułek stworzony przez nierówną zbudowaną kamienicę. Okno w suterenie było otwarte.

Do końca swoich dni Zofia zachodziła w głowę,  jakim cudem udało im się wtedy tam przedostać.

Suterena okazała się dość wilgotną i cuchnąca stęchlizną piwnicą. Mimo to wydawała  im się miejscem cudownym jak najprawdziwszy pałac, a przede wszystkim była w miarę bezpiecznym schronieniem.

Zdyszani i zziajani, oparli się o przeciwległą ścianę, mając nadzieję, że nie zostaną zauważeni. Zresztą akcja prawie już się skończyła – ostatnie wypakowane warszawiakami wozy odjeżdżały, kierując się zapewne w stronę Pawiaka.

- Posiedzimy tu jeszcze chwilę i chyba będę cię już musiał odprowadzić do domu. – rzekł Tadeusz, przerywając milczenie.
- Jeszcze nie, jeszcze nie jest całkiem bezpiecznie. – odparła Wolińska, może zbyt gwałtownie. Oczywiście, słyszała wcześniej  o sytuacji w Warszawie, ale pierwszy raz stała się świadkiem prawdziwej łapanki. Nie chciała teraz zostawać sama.

Jakby na potwierdzenie jej słów nad ich głowami rozległ się tupot dwóch par butów. Ktoś stanął dokładnie nad okienkiem, blokując jedyną możliwą drogę ucieczki!
Zosia odruchowo chwyciła Tadka za rękę, ten zresztą nie protestował. Wciśnięci w najdalszy kąt pokoiku wsłuchali się w dobiegającą z ulicy rozmowę.

- Chciałeś uciec głupi?! Ciesz się, że cię nie zastrzeliliśmy. Powinieneś być mi wdzięczny! – krzyczał pierwszy głos.
Rozmówca, który teraz prawdopodobnie upadł na kolana, nie odpowiadał.
- Szybciej, polska świnio! – popędzał oprawca, kopiąc leżącego. – Nie będziemy na ciebie czekać i zaraz po prostu cię zastrzelimy!
W końcu usłyszeli jak pobity wstaje i powłócząc nogami podąża za wciąż krzyczącym Niemce. 
Zosia zauważyła niewyraźny zarys sylwetek i  o mało co nie krzyknęła.
- To Adam, mój przyjaciel!! – szepnęła rozgorączkowana, jednocześnie rzucając się w stronę okienka.
- Oszalałaś? – odszepnął towarzyszący jej chłopak, jednocześnie przytrzymując ją mocno i sadzając na miejscu. – W ten sposób mu nie pomożesz!
- Ale nie możemy go tak zostawić!
- I nie zostawimy, zobaczysz.

Mam nadzieję, że ciekawie się czytało (konstruktywna krytyka zawsze mile widziana ;)
Trzymajcie się!
M

16 komentarzy:

  1. Opowiadanie mnie zaciekawiło, chociaż nie czytałam poprzednich rozdziałów. :D Czekam na kolejne :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zacne opowiadanko milordzie ^^
    Rysunek świetny *o*
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. CO TAKIE KRÓTKIE?
    Ale fajne. (tak, nwm co napisać)
    :)
    <3
    Obejrzałaś już?

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie się czytało, lubię takie klimaty :) Śliczny obrazek, szkoda, że Sophija nie pisze :(
    Pozdrawiam i zapraszam na n/n

    OdpowiedzUsuń
  5. Opowiadanie świetne!Czyta się naprawde dobrze ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. W mojej szkole wybudowali dla gimnazjum nowe skrzydło, ale były jakieś problemy i pierwsze 2 tygodnie były strasznie męczące, ale powoli wszystko wraca do normy, co prawda wolałam stare korytarze, nowe niestety nie zawsze oznacza lepsze.
    Czytało się bardzo przyjemnie pomimo tego, że jak już kiedyś pisałam "to nie moja tematyka". Czekam na kolejne rozdziały.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Też wkuwam do konkursów - pięciu kuratoryjnych... Oj, ciężki będzie..
    Czekam z niecierpliwością na nowe modele. A tak BTW - widziałam Twoją Myrtle na stronie facebookowej DP - fantastyczna :)
    Rozdział jak zawsze perfekcyjnie napisany i bardzo klimatyczny :D
    Muszę Cię znowu zaprosić na krótki,ale szczególny post. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :*
      Myrtle u DP to nie moja Myrtle (moja Mytle właśnie przygotowuje się do malowania u Metalfish) ;).

      Usuń
  8. Świetne opowiadanie :)
    Rękodzieło świetne ! Nawet gdzieś takie widziałam tylko w innej wersji, fajna sprawa :D
    Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  9. Ach... Mnie też wydaje się, że wakacje były wieki temu, a tu ledwo miesiąc minął...
    Prezencik od Sophiji jest cudny :)
    Rozdział naprawdę świetny! Nie mogę się doczekać kolejnego, bo znowu akcja zaczyna się rozkręcać. Ostatnio zapomniałam zapytać, czyżby Tadeusz był TYM Tadeuszem Zawadzkim, czy tylko mi się wydaje?

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak, wakacje minęły zdecydowanie za szybko i teraz to trzeba już czekać na Boże Narodzenie, żeby znów mieć trochę wolnego :).
    Na szczęście pozostały piękne wspomnienia i zdjęcia ;)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Piękny obrazek :D W moich stadkach zagościło trochę zmian, jutro/we wtorek nowy mieszkaniec przyjeżdża :D U mnie nowy post ;) Wpadniesz? Pozdrawiam :D Powodzenia w uczeniu się :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Szkoła psuje krew chyba każdemu ;/. Nawet nie ma kiedy poczytać albo Doktora obejrzeć ;-;. Zwariować można od tego stresu i nauki :/.
    Z monopłetwą to bym się chciała przepłynąć :D.
    Ja obecnie przeżywam dylematy, ale silnie staram się trzymać pieniądze na cosplay i nie przepuścić wszystkiego na książki xD.
    Dobrze wiedzieć, że Sophija jeszcze żyje ;). Rysunek śliczny, chwyta za oko :D. A w tle widzę Tolkiena, Martina i chyba Ulysses Moore :D?

    OdpowiedzUsuń
  13. Hej, robiąc porządki w pokoju, natknęłam się na posiadanie książki "WIELORYBY" Dr. Anthony'ego Martin'a z serii Poznaj świat. Jeżeli jej nie posiadasz i byłabyś zainteresowana to napisz do mnie na e-mail - jest w menu u mnie na blogu. :)
    Przy okazji zapraszam na nowy wpis.
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Bardzo miłe opowiadanko, czekam na kolejne części! Co do szkolnej rutyny - też się już wkręciłam. Przepraszam, że nie zaglądnęłam do ciebie wcześniej, ale tak jak ty mam dużo nauki. I lenia xd
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie:)
    Prim:3

    OdpowiedzUsuń
  15. Przepraszam, że dopiero teraz do Ciebie zagląda ale mnie także szkoła przybiła całkowicie :(

    Opowiadanie naprawdę miło się czytało :) masz talent pisarski ^^
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń