2 marca 2014

Rozdział 4

Witajcie!

Ten weekend był strasznie szalony, dlatego rozdział dopiero dziś. Ale za to długi. Bardzo przepraszam. Mogłam napisać w piątek, ale chodziłam po ogrodzie z radością patrząc na pierwsze oznaki zbliżającej się wiosny. Nigdy nie mogę uwierzyć w ten cud! Po prostu niesamowite!

W dodatku przyszła paczka z koniaczkami, a niedługo urodziny, więc będzie więcej.

Jeszcze a propos rodziału - niestety Charles de Gaulle wywinął mi pewien numer i zmieniłam go na Edouarda Daladiera.

 Uprzedzam, że rozdział trochę szalony :). Dedyk - dla Capricorn za komentarze i wsparcie :*.A teraz miłego czytania! 


Wybiegając usłyszała jeszcze wypowiedziane z niedowierzaniem słowa Raczkiewicza, lecz zignorowała je. Wbiegła na piętro przeskakując po kilka stopni, co zupełnie nie licowało z powagą zadania, które Sikorski miał jej powierzyć. Gdy później wspominała ten wybuch gniewu robiło jej się wstyd. Teraz jednak gorączkowo szukała płaszcza, w  ferworze walki  tłukąc ozdobny wazon. Ona jednak wcale tego nie zauważyła. Wypadła z pokoju, zbiegła po schodach ścigana okrzykiem Raczkiewicza proszącego, żeby się opamiętała i wyszła na zewnątrz.
- Pod budynek parlamentu proszę. – rzekła, wsiadając do taksówki.
- O! To pani! – kierowca okazał się tym samym Francuzem, który wczoraj przywiózł ją z dworca. –  Cudownie znowu się spotkać! Jednak mały ten świat, choć niby taki wielki. Może teraz będzie pani chętna na wycieczkę? Pokazałbym pani naszą wieżę, Wersal…- przerwał, widząc niewróżące niczego dobrego iskierki w oczach Zofii. – Tak, oczywiście.
Po niecałych piętnastu minutach byli na miejscu. Taksówkarz wysadził Zosię pod samym budynkiem. Tym razem zaszczyciła chłopaka uśmiechem, który ten wyraźnie uradowany odwzajemnił, po czym skierowała się w stronę wejścia.
Budynek prezentował się okazale, choć nie aż tak jak siedziby parlamentów w niektórych europejskich miastach. Mimo to był naprawdę ładny. Zofia jednak nie zajmowała się podziwianiem architektury, lecz szybkim i zdecydowanym krokiem podeszła do portierni. Siedziała tam znudzona Francuzka piłująca długie paznokcie.
-  Przepraszam, czy zastałam premiera Daladier’a? – spytała.
- Posiedzenie właśnie się skończyło. – odrzekła, nie przerywając  robienia manicure. – O ile się gdzieś nie zagada, powinien zaraz wyjść. Proszę chwilę poczekać.
Chwila przedłużyła się trochę i stała się godziną. Zofia ochłonęła trochę i zaczęła zastanawiać się, czy na pewno powinna tak wybuchać. W końcu zarówno Sikorski jak i Raczkiewicz to wielcy patrioci, którzy na pewno zrobili wszystko, żeby pomóc Polsce. Jednak gdy spojrzała przez okno na beztroskich, roześmianych paryżan i porównała ich z zastraszonymi, poszarzałymi mieszkańcami Warszawy i pozostałych polskich miast stwierdziła, że robi dobrze. Był to najwyższy czas na tego typu decyzje, bo właśnie nadchodziło kilka osób, wśród których rozpoznała premiera. Wyróżniał się niskim wzrostem oraz lekko kaczym chodem. Natychmiast podbiegła do niego.
- Witam, moje nazwisko Wolińska, czy miałby pan dla mnie chwilkę?- zagadnęła.
Polityk obrzucił ją zdziwionym spojrzeniem. Nerwowo przygładził włosy.
- Pani z gazety?- zapytał.
- Nie, ja w zupełnie w innej sprawie. Jestem żołnierzem Wojska Polskiego. – odparła dumnie. –Znam prezydenta Raczkiewicza. – dodała.
- Tak? W takim razie o co chodzi?
- Chciałabym porozmawiać, ale może nie tutaj? – spojrzała na niego znacząco.
- Och, oczywiście. Proszę za mną.

Minęli portiernię oraz kilkoro dziennikarzy, których premier zbył lakonicznymi odpowiedziami, po czym znaleźli się w dużym gabinecie. Daladier wskazał Zofii kanapę, a sam zasiadł na skórzanym fotelu.
- Więc, jaki mamy problem? – spytał.
- Pewnie słyszał pan o tym, że pański kraj zobowiązał się pomóc Polsce w razie zagrożenia. O ile mnie pamięć  nie myli miało to miejsce w kwietniu tego roku.
- Nie rozumiem, do czego pani zmierza?
- Chciałabym wiedzieć, gdzie ta pomoc?
- Pomoc została już dawno wysłana. – odparł, zapalając papierosa. – Pali pani? Nie? No cóż.
- Pan raczy żartować? – w oczach dziewczyny błysnęły znane potem na całym świecie niebezpieczne iskierki.
- Skądże. – odpowiedział niezmieszany. – Zresztą dalej pomagamy – pan Sikorski z panem Raczkiewiczem oraz między innymi szanowna pani możecie przebywać w Paryżu.
- Jesteśmy państwu szalenie wdzięczni. – wysyczała. – A co z resztą kraju?
- Przecież wzywaliśmy Niemców do zaprzestania ataku.
- Czy Hitler dzwonił już do pana z przeprosinami? – spytała  nie mogąc się powstrzymać.
- Niepotrzebna złośliwość. Zresztą nie będę posyłał wojska żeby Wam pomóc. My również jesteśmy zagrożeni. Dlaczego nie poprosicie o pomoc Anglii? Oni też podpisali to porozumienie! A teraz przepraszam, spieszę się . – zakończył rozmowę.
- Do widzenia. Podczas rozmowy z Churchillem ostrzegę go, że Francja nie wywiązuje się z obietnic.
- Proszę go ode mnie pozdrowić! – krzyknął do niej na odchodnym. Nie wiedział o tym, że  Wolińscy nigdy nie rzucają słów na wiatr.

- Gdzieś ty była? – powitało ją pytanie Raczkiewicza.
- Rozmawiałam z premierem Francji. – odparła córka jego przyjaciela.
- Na litość boską! Przyjął Cię?
- Oczywiście. – odrzekła z uśmiechem tryumfu.
- Boję się pomyśleć, coś Ty mu powiedziała.
- Nic takiego. To ograniczony, uparty człowiek. Może Churchill okaże się rozsądniejszy.
- Proszę? – prezydentowi zrobiło się słabo. – Jak to?
- Wybieram się do Londynu. Przykro mi, że nie zabawię dłużej.
- Boże drogi! Ja cię błagam, nie rób tego!
- A ja uważam, że to dobry pomysł. – odwrócili się i zobaczyli za sobą generała Sikorskiego. – Właśnie miałem podobny pomysł. Może Zofia przemówi im do rozsądku?
- Ale jak to, jak to?- powtarzał przerażony Raczkiewicz. – Choć w sumie….. mieliśmy przecież wysłać do Londynu dyplomatę, a Zosia przeszła szkolenie. Nie, nie lepiej nie.

- Proszę się uspokoić, w drodze na peron porozmawiam z panią. Tylko proszę się pospieszyć, ostatni pociąg odchodzi za godzinę.

Miłego tygodnia!
M

8 komentarzy:

  1. "w oczach dziewczyny błysnęły znane potem na całym świecie niebezpieczne iskierki" - troszeczkę Cię poniosło, ale czemu nie?
    Za to uwielbiam Zosię! Jest bezkonkurencyjnie wspaniała, gdy z lekko zadartym nosem uprzejmie oznajmia, iż prezydent Francji jest głupi, ograniczony i niecierpliwie oczekuje telefonu z przeprosinami od Hitlera.
    Poza tym Charles de Gaulle rzeczywiście zachował się w sposób niegodny dżentelmena, jak mógł tak późno zabłysnąć na arenie światowej? Tak samo królowa Elżbieta, czemu musiała się urodzić dopiero w 1926!
    A następnym razem dodaj w pt - nie wytłumaczysz się nawet przybyciem wiosny! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo podobają mi się oba opowiadania. Robicie tylko za długie przerwy - nie pamiętam, co było w poprzednich częściach i muszę szukać po blogu poprzednich postów ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tą prośbą to do Sophiji (ma już 19 stron O_o), bo ja się nie mogę zmobilizować.

      Usuń
    2. Capricorn, rzeczywiście muszę coś z tym zrobić... może przeniosę na innego bloga samo opowiadania; póki co nic lepszego nie przychodzi mi do głowy!

      Usuń
    3. Może wystarczy, jak na początku kolejnej części będziecie dawać link do poprzedniej? Można kliknąć i przypomnieć sobie (jak ktoś chce), a nie trzeba grzebać po blogu. Bo ja leniwa jestem troszkę ;)

      Usuń
  3. Malia: "Ziemiomorze" czytałam, całą serię :).I koniecznie przeczytaj Percy'ego :D!W sumie 9 tomów ^^.
    Sophija:Koszulka z dostawą trochę droga, ale wybrałam kuriera i przyszła w drugi dzień po zamówieniu, więc jeśli masz chętkę, to polecam :).
    Pozdrawiam
    Aredhel

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawie, pozwolę sobie jednak zwrócić uwagę na jeden tyci błąd, który wyłapałam. Piszesz w trzeciej osobie, a w jednej wypowiedzi przeszłaś jakby w tryb pierwszoosobowy. Dokładnie tutaj:
    "- Pod budynek parlamentu proszę. – RZEKŁAM, wsiadając do taksówki." (Wyróżniłam wielkimi literami.).
    Poza tym ok, czekam na kolejną część. :)

    U mnie n/n.

    Pozdrawiam,
    Karo ;)

    [fantome.bloog.pl]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Ja głównie piszę w narracji 1-osobowej, ale tu byłoby to trudne.

      Usuń