18 sierpnia 2014

Rozdział 8 i relacja z wycieczek krajoznawczych

Hej!

Nie wiem jak Wy, ale ja niestety zaczynam wyczuwać już nadchodzącą jesień. Gdy przyjeżdżałam tutaj, na wieś, była pełnia lata, a teraz trzeba już palić w piecu i sprzątać liście. Noce zrobiły się przejmująco zimne. Wiewiórki biegają jak szalone do orzecha sąsiadów, a ja również z obłędem w oczach próbuję skompletować listę podręczników. I już teraz tęsknię do upalnych, lipcowych dni, na które tak narzekałam :)

Post znów z opóźnieniem, ale musicie mi wybaczyć - wczoraj wróciłam z Sandomierza. Tak więc w tej notce, zamiast opisu naszyjnika z Antibes (tak, następna płetwa orki :P) relacja z moich tegorocznych krajowych wycieczek. Francja Francją, ale Polskę też trzeba znać!





Sandomierz to, zgodnie z tym co pokazuje "Ojciec Mateusz" przepiękne miasto. Odwiedziłam tam tez muzeum diecezjalne w Domu Długosza - zbieraninę wszystkiego. To bardzo ciekawe miejsce - obok cennych obrazów znajduje się tam XVII-wieczna bułeczka oraz.... stopy słonia (!). Można powiedzieć muzeum wielobranżowe :)
Zamek i liczne kościoły również są wspaniałe. Pod tamtejszym dworkiem powstała sesja mojego najnowszego nabytku z Włoch. Ktoś wie co to za model? (Traditional, klacz).


Oprócz tego zobaczyłam pałace w Baranowie i Kurozwękach. W tych ostatnich znajduje się hodowla bizonów i stadnina. Udało mi się przejechać bryczką.



W Sandomierzu znalazłam również pokaźne stoiska z ... bronią (łuki, kusze, miecze, topory). W radością więc zakupiłam łuk - był w bardzo okazyjnej cenie!


Z kolei pod koniec lipca udało mi się odbyć kilka wycieczek górskich. Nie tak ambitnych jak Sophija, ale zawsze. Oczywiście były sesje.







Nie zwlekając przechodzę do rozdziału (ostatni fragment)

„Oho, chcą mnie w coś zaplątać” – pomyślała dziewczyna, lecz z ciekawością nadstawiła uszu.
- Potrzebujemy ludzi godnych zaufania i potrafiących dochować tajemnicy. Jest pani taki człowiekiem,  prawda?
Skinęła głową.
- Świetnie. W takim razie nie musimy się martwić, że ktoś niepowołany usłyszy o tej propozycji. To nie wyszłoby nikomu na dobre – ani pani ani nam. – uśmiechnął się do niej Jerzy VI.
- Zapewne . – zgodziła się. – Ale o jakiej dokładnie propozycji mówimy?
- Z tego, co wiemy posiada pani wszystkie cechy, które powinna posiadać dobra agentka służb wywiadowczych. Jest też pani nieznana naszym wrogom, a trzeba nam świeżej krwi. Kogoś, kogo nikt nie będzie podejrzewał. Innymi słowy proponujemy pani pracę w polskiej, niezależnej służbie wywiadowczej. Później wyjaśnimy pani wszystko w szczegółach – oczywiście, jeżeli wyrazi pani zgodę.
- Zanim pani odmówi, proszę dobrze przemyśleć sprawę. – dodał król.
- Tak zrobię. – odparła, zachodząc w głowę, dlaczego coś takiego mówią jej Brytyjczycy. – Czy mogłabym skorzystać z telefonu?
- Oczywiście. Znajduje się w tamtym pokoju – rzekł, wskazując ręką monarcha.
Zofia udała się więc do rzeczonego salonu. Z ulgą stwierdziła, że jest sama. Na eleganckim, z pewnością bardzo drogim stoliku z drewna orzechowego leżał czarny aparat telefoniczny. Podniosła ją powoli, oglądając dokładnie. Stwierdziła, że nie ma w niej nic podejrzanego, po czym wykręciła numer.
- Yes? – zapytał po angielsku głos w słuchawce.
Na szczęście rodzice Zosii zadbali o edukację córki, mówiła więc biegle w kilku językach, wśród nich angielskim. Po chwili udało jej się połączyć z sekretarką Sikorskiego.
- Ale kto dzwoni? Nie mogę połączyć pani z generałem, jeśli nie wiem dzwoni.
- Proszę pani, proszę mnie połączyć. Proszę powiedzieć, że dzwoni Zofia z Londynu.
Po dłuższych pertraktacjach służbistka zmiękła i niechętnie oddała słuchawkę swemu przełożonemu.
- Halo? – usłyszała jego głos.
- Dzień dobry. – odpowiedziała, zniżając głos do szeptu. – Tutaj Zofia Wolińska. Jestem w Buckingham, spotkałam się z Churchillem i Jego Wysokością. Dostałam od nich dziwną propozycję.
Opowiedziała mu o wszystkim.
Nie bardzo wiem co mam zrobić. – rzekła w końcu.
- Cóż, spodziewałem się tego. – odparł. – Zamierzamy utworzyć coś w rodzaju polskiego wywiadu. Anglicy chcą nam pomóc. Dadzą na to fundusze, może wspomogą też Związek Walki Zbrojnej ( polskie siły zbrojne, potem zamienione w AK – przyp. autorki) A polscy agenci mają przekazywać państwom alianckim informacje o niemieckich planach. Organizacja ma być jednak niezależna, tylko i wyłącznie polska. Nie jest to jeszcze oficjalne, tak więc muszę cię prosić o zachowanie tajemnicy.
- Oczywiście. – odpowiedziała. - „Chyba będę musiała sobie zaszyć usta”.
- Moim zdaniem chcą cię wypróbować. Pewnie zlecą ci jakąś misję i będą chcieli zobaczyć, czy Polacy są użyteczni. Pamiętaj – jeśli nie chcesz, nie musisz się zgadzać.
- A jeśli ta organizacja powstanie, to pomoże Polsce, prawda? – spytała.
- Mamy taką nadzieję. – odrzekł.
-W takim razie zgadzam się.

-Podjęła już pani decyzję? – zapytał ją Churchill, gdy ponownie zajęła miejsce na fotelu.
- Tak. Zgadzam się. – odrzekła zdecydowanym głosem.
- To wspaniale. Będzie pani pierwszym polskim agentem współpracującym z  Secret Intelligence Service. Oczywiście wszystko będzie organizowane w porozumieniu z rządem polskim w Paryżu.
- Obawiam się, że musimy kończyć nasze spotkanie. Miło mi było panią poznać. – powiedział Jerzy, wstając i podając jej rękę.
- Mi również było miło. – odparła.
Po wyjściu króla Churchill kazał jej podpisać dokument, w którym zobowiązywała się zachować milczenie, a następnie odprowadził ją do jej limuzyny.
- Proszę jutro rano stawić się w tym miejscu. – rzekł, podając jej małą karteczkę. – Będzie tam na panią czekał ktoś, kto przedstawi pani plan misji. Życzę powodzenia! – dodał.

-Dziękuję. – uśmiechnęła się sztywno i wsiadła do samochodu. 

Do napisania!
M

13 komentarzy:

  1. Piękne zdjęcia! Bardzo mi się podoba to z figurką w górach! śliczne, co tu więcej pisać! :).

    OdpowiedzUsuń
  2. Mogłaś mi też łuk kupić. xD Ja chcem!
    Jakie piękne, klimatyczne zdjęcie breyerka. nono Świetnie pasuje do tła. Prawie jak żywy. Co ja mówię! Jak żywy!!
    Sandomierz takie piękne miasto...
    Pozddrawiaam!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Breyer na tle tego budynku wygląda jak mieszkaniec jakiejś wypasionej stajni ;) Reszta zdjęć też cudna. A ta Haflingerka wygląda tak bajecznie. UUU...piękne foty. Opowiadanie bardzo ciekawe.
    greenhillstable.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne zdjęcia. Breyer wygląda jak żywy, haflingerka zresztą też :)

    PS U mnie nowy wpis :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Też chcę początek lipca .
    No niestety czas leci za szybko :( .
    Piękne zdjęcia oraz fajny rozdzial .
    Zapraszam do mnie na n/n
    figurkischleich.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja też zaczęłam kupować książki...Tragedia xd.
    Wut O.O?Stopy słonia?Okeeeeej xD...
    Hmmm...czy ta piękna panna na pięknym zdjęciu to przypadkiem nie jest mold Strapless :)?
    No, nie wiedziałam, że interesujesz się łucznictwem :D.

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj, tak, Sandomierz to śliczne miasto, również byłam, chociaż krótko, bardzo żałuję. Fotki cudowne. :)

    W Baranowie byłam z Deviszą! :D

    Opowiadanie chyba muszę narobić, bo chyba nie przeczytałam poprzedniego rozdziału, ale to nadrobię, bo podoba mi się to opowiadanie, ciekawie piszesz. :)

    U mnie nowy wpis!
    Zapraszam. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Pkne zdj jak również opowiadanie ;) W Sandomierzu bywam często (mieszkam 15 km od tego wspaniałego miasta) ;)
    U mnie nn pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ehh od kiedy powstał Ojciec Mateusz marzyłam by pojechać do Sandomierza. Nadal nie byłam :( No, ale może kiedyś?

    Hahah Stopy słonia :D Też kcem to zobaczyć!

    Śliczne zdjęcia i ciekawy rozdzialik :)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Zazdroszczę tej klaczki Breyer, zazdroszczę... ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Boże jaka niesamowita jest Headley ! A to zdjęcie to juz w ogóle bomba. Masz więcej jej zdjęc ? Napiszesz cos o niej ?

    Ja jak chciałam zamówic dla mnie to juz jej nie było... i pewnie już jej nie będzie. Tak mi żal, szczescie, że choć Ty masz swoją !
    www.dorotheahhh.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń