23 lutego 2015

Proroczy sen

Buongiorno!
Ledwie wczoraj powróciłam z "pięknej i słonecznej Italii" stąd to spóźnienie, za które swoją drogą serdecznie przepraszam. W najbliższym czasie nie pojawię się na blogu, to taka pożegnalna nota - nawet nie wyrabiam z zaglądaniem na wasze blogi, a muszę w najbliższych miesiącach nakręcić pewien film krótkometrażowy i trzeba powiedzieć, że mnie to zadanie pochłonęło mnie bez reszty ;)

- taki klimatyczny widoczek :)

Morgana
W pokoju wirował wiatr wpadając przez niedomknięte okiennice. Jego świst przeszywał dreszczem skuloną pomiędzy stłamszoną pościelą dziewczynę. Łkała bezgłośnie, wtulając głowę w poduszkę. Mróz przykuwał ją skutecznie do grubej pościeli.
Podniosła głowę i dostrzegła krwistoczerwony baldachim tańczący na wietrze. Miał dokładnie ten sam kolor, co proporce targane przez powiew ciepłej bryzy morskiej. Najgorszy ze wszystkich kolorów; jak pąki róż, które leżały w wazonie na stoliku i jak zakrzepła krew poległych. Skryła głowę w rękach, próbując zatamować łzy nieubłaganie cisnące się do jej oczu.
Dotarło do niej, że jest jedyną osobą wiedzącą jak skończy się ta chorobliwa walka o władzę dynastii Pendragonów; tak jak się zaczęła - wojną. Zimno owiało ją przez cienką, bawełnianą koszulę nocną. Zaszyła się głębiej pod kołdrą.
Powoli uniosła głowę i zauważyła światło wpadające do pokoju i tańczące po kamiennej posadzce. Mimo zimna wstała i podeszła do okiennicy. U jej stóp leżało zatopione pod oceanem mgieł miasto. Kiedyś utonie też w ludzkiej pamięci. Przeszło jej przez myśl. Patrzyła na odległe lasy, jak pomiędzy ciemnymi gałązkami unoszącymi się hieratyczne w stronę nieba. Pomiędzy nimi prześwitywał srebrny księżyc w pełni. Prawdopodobnie dochodziła północ.
Morgana zatrzasnęła gwałtownie okno i po omacku podeszła do świecy, którą wieczorem zostawiła przy łóżku. Nie musiała nic mówić, wystarczyło, że się skoncentrowała i słaby, niebieskawy promyk rozświetlił część mroków komnaty. Robiła widoczne postępy.
Usiadła po turecku na miękkiej pościeli, w którą od razu się zapadła i dotknęła lodowatą dłonią nagrzane miejsce. Rozejrzała się szukając zajęcia, którym mogła się zająć do świtu. Wiedziała, że tej nocy już ani razu nie zmruży oka.
- Gwen?
Nawet jej samej głos ten wydał się słaby i ledwie dosłyszalny. Powtórzyła jeszcze raz imię, próbując przywołać jego właścicielkę, ale odpowiedziała jej cisza. Musiał być to jeden z tych dni, które jej służka spędzała z ojcem. Morgana rozpaczliwie potrzebowała przyjaznej duszy, z którą spędziłaby tę straszną noc. Nie namyślając się długo narzuciła na siebie fiołkowy płaszcz, nie dbając o słabo okrywającą ją koszulę nocną i ruszyła bezgłośnie przez zamek.
Minęła dwa korytarze i ruszyła za wskazówką rzeźbionego fauna, wspierającym wraz z całym orszakiem Bachusa potężną balustradę prowadzącą na dziedziniec. Stanęła na placu, gdzie widać było pogrążone we śnie okna. Tylko w jednym płonęła niepewnie świeca. Ktoś musiał czuwać, aby inny mógł spać spokojnie.
Przemknęła pomiędzy cieniami rzucanymi przez rząd kolumn rzeźbionych na modłę południowych, ozdobnych w egzotyczne liście akantu. Serce jej stanęło, gdy dostrzegła dwóch gwardzistów przemierzających mrok wraz z pochodnią. Przylgnęła do kolumny modląc się żarliwie do wszystkich bogów, aby jej nie dostrzegli. Faktem jest, że ludzie nie widzą tego, czego nie spodziewają się dostrzec, więc obu ludzi zauważyło kolumnę, jedną z wielu nie zwracając najmniejszej uwagi na wychowanicę króla, stojącą bez ruchu.
Potem, gdy tylko znikli jej z oczu odważyła się ruszyć dalej. W powietrzu unosiła się wilgoć nietrudno było wywróżyć rzęsisty więc Morgana najszybciej jak potrafiła przeszła do kwater ważnych dla królestwa, szlachetnie urodzonych gości zamku. Zapukała dwukrotnie czując pierwsze lodowate krople na swoich włosach.
Otworzył jej Michael ziewając, ale gdy tylko dostrzegł stojącą w progu smukłą sylwetkę natychmiast się opamiętał, a w jego oczy spojrzały natychmiast przytomnie, jakby sam jej widok wyrwał go z głębokiego snu.
- Witaj Marie! Czekałem na ciebie!
Zerknął kontem oka na innych rycerzy przechwalających się swoimi wyczynami. Wszyscy siedzieli okalając półkolem kominek, w którym z trzaskiem płonęło drewno.
- Wybaczcie moi przyjaciele, ale zostawię was samych, a sam oddalę się z moją piękną towarzyszką w stronę moich komnat.
Zasłonił ją przed ciekawskimi spojrzeniami, ale nie był w stanie obronić swej damy przed nieprzyzwoitymi komentarzami, którymi witano wszystkie kurtyzany wchodzące w skromne progi. Zanim przeszła przez komnatę usłyszała wiele rzeczy, przez które zagotowało się w niej, ale tylko zacisnęła usta w cienką kreskę. Nikt nie mógł wiedzieć, że ona, Morgana de Flay przychodzi w środku nocy do swojego rycerza.
Usiadła z westchnieniem w jego pokoju, a on szczelnie zaryglował drzwi. Miał rozchełstaną koszulę, jakby wyrwała go ze snu, ale oczy patrzyły na nią z niepokojem.
- Przepraszam. Żałuję tej komedianckiej farsy... następnym razem uprzedzaj mnie przed swoim przybyciem, żebym mógł wymyślić jakieś przyzwoitsze wyjaśnienie dla wizyty pięknej kobiety.
- Wybaczam. Zupełnie dobrze improwizujesz. Myślisz, że nikt się nie domyślił kim naprawdę jestem?
- Oni dostrzegli w tobie tą osobę, którą im przedstawiłem. Nie licz, że świat cię pozna zanim się przedstawisz, bo ludzie widzą tylko to, co chcą zobaczyć.
Zgaduje moje myśli. Pomyślała kręcąc głową. Okryła się płaszczem, żeby zakryć czymś lekką koszulę nocną.
- Co Cię do mnie sprowadza w środku nocy, lady Morgano?
Rozglądnęła się po pokoju zdobionym pięknymi, inkrustowanymi meblami i ciężkimi proporcami zdobytymi w ostatnich walkach. Większość rycerzy wolała oddać je pod nogi króla i zanieść w tryumfalnym pochodzie swym bogom, ale Michael nie potrzebował cieszyć się sławą za zdobycie chorągwi, ni z władcą ziemskim, ni z niebieskim. Jak sam głośno ogłaszał zdobył je sam, więc nie zamierzał nikomu oddawać?
- Będziesz miał okazję zdobyć jeszcze wiele proporców.
- Czy chcesz mi powiedzieć, że obraziłaś czymś znaczącego lorda i będę musiał w imię moich skromnych włości, jako twój obrońca stawić mu czoła w otwartej bitwie?
- Gorzej.
W jego czarnych oczach zalśniło podekscytowanie jak dwa jasne promienie pożerając resztę uczuć, zawsze tających się pod maską bez wyrazu. Usiadł w ekstrawaganckiej pozie, jakby go to wcale nie obchodziło, ale ona potrafiła zrozumieć rzeczy, które próbował przed nią ukryć. Czarodziejki nie dało się oszukać.
- Wybuchnie wojna.
Jej głos rozdarł cieszę jak huk, grzmot, czy wystrzał. Wydał się groźny i przerażający, póki tego wrażenia nie zatarł Michael uśmiechając się radośnie.
- Co się stało?
Zapytała nie wiedząc, jaki szczegół pominęła, że wieść, przez którą nie mogła zasnąć wywołuje u niego podobną radość.
- Nareszcie świat dowie się o rycerstwie Camelot. To wspaniała nowina! Jeśli jeszcze uśmiechnie się do mnie szczęście Artur, ten dzielny i honorowy syn królewski ruszy do boju w pierwszym szeregu i zginie jako jeden z pierwszych.
- Czemu mu tak życzysz?
- Bo boję się, co zostanie z Camelot, gdy on obejmie tu władzę. Chętnie sam bym go wyzwał na pojedynek, ale wówczas Uther nasłałby na mnie płatnego mordercę, a ja nie zamierzam rozstawać się jeszcze z życiem.
Buńczuczne przemówienie pozostało zawisło w powietrzu. Morgana zerknęła na niego ukradkiem.
- Wiesz, że Uther Pendragon obiecał już moją rękę królowi Robertowi?
Cały zawadiacki nastrój rycerza prysł w jednej chwili. Nic nie mówiąc padł jej do kolan i zaczął mówić przyciszonym poniekąd z gniewu, a poniekąd z przezorności, aby nikt poza nią nie usłyszał tych słów.
- Morgano, ty jesteś wyjątkowa, a on ma tylko piękne nazwisko i herb. Nie pozwolę, abyś wyszła za tego człowieka.
Każde jego słowo było groźbą. Zadrżała słysząc pewność tryskającą z jego ostatniego stwierdzenia.
- Obawiam się, że chcę szczęścia Camelot.
- Kosztem swego własnego szczęścia?
Znał ją zbyt dobrze, aby choć na sekundę przejąć się sugerowaną groźbą poślubienia starego króla. Ich oczy spotkały się na dłużej niż moment.
- Nie.
Wziął jej rękę do ust i pocałował ją gorącą. Poczuła ogień w jego ustach i słowach. Nie mogła się bać niczego na świecie, jeśli miała u boku takiego rycerza.
- Morgano, kiedy mają ustalić to wszystko?
- Jutro nad ranem w sali tronowej. Będę tam.
- Nie wpuszczą Cię. Prędzej ja się tam zjawię.
- Zapomniałeś, że znam już cząstkę wiedzy o świecie magii i umiem zmieniać swoje oblicze.
- Nie zapomnij tylko później wrócić do swojego zwykłego wyglądu. Czyjej twarzy mam, zatem jutro szukać?
- Służącej o czarnych jak smoła włosach.
Skinął głową i zerknął tęsknie za okno. Przez rozmowę z nią zupełnie zapomniał o zapięciu szaty i widział teraz jak od zimna występuje mu gęsia skórka.
- Morgano jeszcze wiele czasu do świtu.
Usiedli przed jasnym promieniem liżących zwęglone drewno. Czerwone, jasnozłote i pomarańczowe promienie tańczyły chaotyczny taniec pełen skomplikowanych figur. Na przemian gasły i świeciły jasnym, miarowym promieniem. Morgana skuliła się, opierając głowę na ramieniu rycerza.
- Uciekłszy z Camelot odebrałabym tysiącom magów nadzieje na lepsze jutro. Jako ich królowa powinnam zostać, niezależnie jak wiele ode mnie to wymaga.
Zastanawiał się przez moment jak uchwycić ulotną myśl, która zaświtała mu w głowie.
- Morgano - zawahał się - co byś zrobiła, gdybym cię porwał?
- Byłabym nareszcie szczęśliwa - zapewniła - Ale ja nie jestem jedną z dam, Michaelu, na mnie ciąży wielka odpowiedzialność. Nie mogę zostawić innych druidów, aby mój przyrodni brat wymordował magię.
- Czy smoki istnieją naprawdę?
- W moich snach widziałam dwa. Muszą istnieć.
- A co by się stało, gdyby po śmierci Uthera, w niespokojnych dla królestwa czasach okazało się, że z królewskiej krwi narodziło się dwoje dzieci i roszczą sobie pretensje do tronu? Kogo wybrał by lud: niedoświadczonego młodzieńca, czy piękną kobietę, za którą idzie magia i smoki?
Uśmiechnęła się łobuzersko i wtuliła głowę w jego silne ramię.
- Masz rację, jak zawsze.
- Miło to słyszeć od pani mojego serca.
Nic nie odpowiedziała, pozwalając, aby te słowa zapadły głęboko w jej pamięć, jako wspomnienie najpiękniejszej z zimowej nocy.

Adio,
Sophija

11 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. WITAJ ZNOWU!Dawno Cię nie było ;) No ale cóż,blog to nie cały świat nie?Przechodząc do opowiadania,jest magiczne i wciągające.Masz bardzo fajny sposób pisania.Oryginalne i jedyne w swoim rodzaju.Mi naprawdę przypadło do gustu ^^Co do zdjęcia...zachwycałam się nim z pół godziny!Nie żartuję^^Śliczna pogoda,a ten śnieżek..cudo po prostu!<3
    Pozdrawiam
    U mnie n/n ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż, zazdroszczę wyjazdu :P.
    Szkoda strasznie, że cię nie będzie, ale przecież każdy ma swoje życie.Tylko wracaj najszybciej jak ci czas i chęci pozwolą :>.

    OdpowiedzUsuń
  4. Też zazdroszcze :p , ja nigdy nie byłam za granicą>< xD
    U mnie znowu nowa notka ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zazdro wyjazdu ;D. Widoczek zacny opowiadanie również. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. No cóż, rozumiem, potrzebujesz przerwy. Mam nadzieję, że w trakcie zbierzesz na nowo chęci i wrócisz do nas.
    Zdjęcie jak z tapet Windowsa *_*
    A opowiadanie?
    Niezwykłe.
    Właściwie chyba tylko ty oderwałaś się od schematu chłopak i dziewczyna, miłość, tralallalalalalal.
    Michael i Morgana to coś innego.
    Podoba mi się cholernie twój sposób opisywania.
    Oby tak dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zazdroooo xD
    Piękny widoczek :)
    Opowiadanie zacne, muszę się zabrać za kolejny rozdział mojego, ale jakoś nie ma chęci :P
    Pozdrawiam i zapraszam na n/n
    schleichikuliny.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Zazdroszczę wyjazdu... ja całe ferie, które się już kończą w domu przesiedzę :/
    Opowiadanko ciekawe bardzo :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zazdro wyjazdu. Ja tam jedynie w domu siedzę :<
    Ciekawe opowiadanie (trochę potrwało, nim wgl zaczęłam czytać)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Jacie jaka wena :D
    Pozdrawiam i zapraszam na nowe notki :
    mefistostable.blogspot.com
    figurkischleich.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń