Ledwie wczoraj powróciłam z "pięknej i słonecznej Italii" stąd to spóźnienie, za które swoją drogą serdecznie przepraszam. W najbliższym czasie nie pojawię się na blogu, to taka pożegnalna nota - nawet nie wyrabiam z zaglądaniem na wasze blogi, a muszę w najbliższych miesiącach nakręcić pewien film krótkometrażowy i trzeba powiedzieć, że mnie to zadanie pochłonęło mnie bez reszty ;)
- taki klimatyczny widoczek :)
Morgana
W pokoju wirował
wiatr wpadając przez niedomknięte okiennice. Jego świst przeszywał dreszczem
skuloną pomiędzy stłamszoną pościelą dziewczynę. Łkała bezgłośnie, wtulając
głowę w poduszkę. Mróz przykuwał ją skutecznie do grubej pościeli.
Podniosła głowę
i dostrzegła krwistoczerwony baldachim tańczący na wietrze. Miał dokładnie ten
sam kolor, co proporce targane przez powiew ciepłej bryzy morskiej. Najgorszy
ze wszystkich kolorów; jak pąki róż, które leżały w wazonie na stoliku i jak
zakrzepła krew poległych. Skryła głowę w rękach, próbując zatamować łzy
nieubłaganie cisnące się do jej oczu.
Dotarło do niej,
że jest jedyną osobą wiedzącą jak skończy się ta chorobliwa walka o władzę
dynastii Pendragonów; tak jak się zaczęła - wojną. Zimno owiało ją przez
cienką, bawełnianą koszulę nocną. Zaszyła się głębiej pod kołdrą.
Powoli uniosła głowę i zauważyła światło wpadające do pokoju i tańczące po kamiennej posadzce. Mimo zimna wstała i podeszła
do okiennicy. U jej stóp leżało zatopione pod oceanem mgieł miasto. Kiedyś
utonie też w ludzkiej pamięci. Przeszło jej przez myśl. Patrzyła na odległe
lasy, jak pomiędzy ciemnymi gałązkami unoszącymi się hieratyczne w stronę
nieba. Pomiędzy nimi prześwitywał srebrny księżyc w
pełni. Prawdopodobnie dochodziła północ.
Morgana
zatrzasnęła gwałtownie okno i po omacku podeszła do świecy, którą wieczorem
zostawiła przy łóżku. Nie musiała nic mówić, wystarczyło, że się skoncentrowała
i słaby, niebieskawy promyk rozświetlił część mroków komnaty. Robiła widoczne
postępy.
Usiadła po
turecku na miękkiej pościeli, w którą od razu się zapadła i dotknęła lodowatą
dłonią nagrzane miejsce. Rozejrzała się szukając zajęcia, którym mogła się
zająć do świtu. Wiedziała, że tej nocy już ani razu nie zmruży oka.
- Gwen?
Nawet jej samej
głos ten wydał się słaby i ledwie dosłyszalny. Powtórzyła jeszcze raz imię,
próbując przywołać jego właścicielkę, ale odpowiedziała jej cisza. Musiał być
to jeden z tych dni, które jej służka spędzała z ojcem. Morgana rozpaczliwie
potrzebowała przyjaznej duszy, z którą spędziłaby tę straszną noc. Nie
namyślając się długo narzuciła na siebie fiołkowy płaszcz, nie dbając o słabo
okrywającą ją koszulę nocną i ruszyła bezgłośnie przez zamek.
Minęła dwa
korytarze i ruszyła za wskazówką rzeźbionego fauna, wspierającym wraz z całym
orszakiem Bachusa potężną balustradę prowadzącą na dziedziniec. Stanęła na
placu, gdzie widać było pogrążone we śnie okna. Tylko w jednym płonęła
niepewnie świeca. Ktoś musiał czuwać, aby inny mógł spać spokojnie.
Przemknęła
pomiędzy cieniami rzucanymi przez rząd kolumn rzeźbionych na modłę
południowych, ozdobnych w egzotyczne liście akantu. Serce jej stanęło, gdy
dostrzegła dwóch gwardzistów przemierzających mrok wraz z pochodnią. Przylgnęła
do kolumny modląc się żarliwie do wszystkich bogów, aby jej nie dostrzegli.
Faktem jest, że ludzie nie widzą tego, czego nie spodziewają się dostrzec, więc
obu ludzi zauważyło kolumnę, jedną z wielu nie zwracając najmniejszej uwagi na
wychowanicę króla, stojącą bez ruchu.
Potem, gdy tylko
znikli jej z oczu odważyła się ruszyć dalej. W powietrzu unosiła się wilgoć
nietrudno było wywróżyć rzęsisty więc Morgana najszybciej jak potrafiła przeszła do kwater ważnych
dla królestwa, szlachetnie urodzonych gości zamku. Zapukała dwukrotnie czując
pierwsze lodowate krople na swoich włosach.
Otworzył jej
Michael ziewając, ale gdy tylko dostrzegł stojącą w progu smukłą sylwetkę
natychmiast się opamiętał, a w jego oczy spojrzały natychmiast przytomnie,
jakby sam jej widok wyrwał go z głębokiego snu.
- Witaj Marie!
Czekałem na ciebie!
Zerknął kontem
oka na innych rycerzy przechwalających się swoimi wyczynami. Wszyscy siedzieli
okalając półkolem kominek, w którym z trzaskiem płonęło drewno.
- Wybaczcie moi
przyjaciele, ale zostawię was samych, a sam oddalę się z moją piękną
towarzyszką w stronę moich komnat.
Zasłonił ją przed
ciekawskimi spojrzeniami, ale nie był w stanie obronić swej damy przed
nieprzyzwoitymi komentarzami, którymi witano wszystkie kurtyzany wchodzące w
skromne progi. Zanim przeszła przez komnatę usłyszała wiele rzeczy, przez które
zagotowało się w niej, ale tylko zacisnęła usta w cienką kreskę. Nikt nie mógł
wiedzieć, że ona, Morgana de Flay przychodzi w środku nocy do swojego rycerza.
Usiadła z
westchnieniem w jego pokoju, a on szczelnie zaryglował drzwi. Miał rozchełstaną
koszulę, jakby wyrwała go ze snu, ale oczy patrzyły na nią z niepokojem.
- Przepraszam.
Żałuję tej komedianckiej farsy... następnym razem uprzedzaj mnie przed swoim
przybyciem, żebym mógł wymyślić jakieś przyzwoitsze wyjaśnienie dla wizyty
pięknej kobiety.
- Wybaczam.
Zupełnie dobrze improwizujesz. Myślisz, że nikt się nie domyślił kim naprawdę
jestem?
- Oni dostrzegli
w tobie tą osobę, którą im przedstawiłem. Nie licz, że świat cię pozna zanim
się przedstawisz, bo ludzie widzą tylko to, co chcą zobaczyć.
Zgaduje moje
myśli. Pomyślała kręcąc głową. Okryła się płaszczem, żeby zakryć czymś
lekką koszulę nocną.
- Co Cię do mnie
sprowadza w środku nocy, lady Morgano?
Rozglądnęła się
po pokoju zdobionym pięknymi, inkrustowanymi meblami i ciężkimi proporcami
zdobytymi w ostatnich walkach. Większość rycerzy wolała oddać je pod nogi króla
i zanieść w tryumfalnym pochodzie swym bogom, ale Michael nie potrzebował
cieszyć się sławą za zdobycie chorągwi, ni z władcą ziemskim, ni z niebieskim.
Jak sam głośno ogłaszał zdobył je sam, więc nie zamierzał nikomu oddawać?
- Będziesz miał
okazję zdobyć jeszcze wiele proporców.
- Czy chcesz mi
powiedzieć, że obraziłaś czymś znaczącego lorda i będę musiał w imię moich
skromnych włości, jako twój obrońca stawić mu czoła w otwartej bitwie?
- Gorzej.
W jego czarnych
oczach zalśniło podekscytowanie jak dwa jasne promienie pożerając resztę uczuć,
zawsze tających się pod maską bez wyrazu. Usiadł w ekstrawaganckiej pozie,
jakby go to wcale nie obchodziło, ale ona potrafiła zrozumieć rzeczy, które
próbował przed nią ukryć. Czarodziejki nie dało się oszukać.
- Wybuchnie
wojna.
Jej głos rozdarł
cieszę jak huk, grzmot, czy wystrzał. Wydał się groźny i przerażający, póki
tego wrażenia nie zatarł Michael uśmiechając się radośnie.
- Co się stało?
Zapytała nie
wiedząc, jaki szczegół pominęła, że wieść, przez którą nie mogła zasnąć
wywołuje u niego podobną radość.
- Nareszcie
świat dowie się o rycerstwie Camelot. To wspaniała nowina! Jeśli jeszcze
uśmiechnie się do mnie szczęście Artur, ten dzielny i honorowy syn królewski
ruszy do boju w pierwszym szeregu i zginie jako jeden z pierwszych.
- Czemu mu tak
życzysz?
- Bo boję się,
co zostanie z Camelot, gdy on obejmie tu władzę. Chętnie sam bym go wyzwał na
pojedynek, ale wówczas Uther nasłałby na mnie płatnego mordercę, a ja nie zamierzam
rozstawać się jeszcze z życiem.
Buńczuczne
przemówienie pozostało zawisło w powietrzu. Morgana zerknęła na niego
ukradkiem.
- Wiesz, że
Uther Pendragon obiecał już moją rękę królowi Robertowi?
Cały zawadiacki
nastrój rycerza prysł w jednej chwili. Nic nie mówiąc padł jej do kolan i
zaczął mówić przyciszonym poniekąd z gniewu, a poniekąd z przezorności, aby
nikt poza nią nie usłyszał tych słów.
- Morgano, ty jesteś wyjątkowa, a on ma
tylko piękne nazwisko i herb. Nie pozwolę, abyś wyszła za tego człowieka.
Każde jego słowo
było groźbą. Zadrżała słysząc pewność tryskającą z jego ostatniego
stwierdzenia.
- Obawiam się,
że chcę szczęścia Camelot.
- Kosztem swego
własnego szczęścia?
Znał ją zbyt
dobrze, aby choć na sekundę przejąć się sugerowaną groźbą poślubienia starego
króla. Ich oczy spotkały się na dłużej niż moment.
- Nie.
Wziął jej rękę
do ust i pocałował ją gorącą. Poczuła ogień w jego ustach i słowach. Nie mogła
się bać niczego na świecie, jeśli miała u boku takiego rycerza.
- Morgano, kiedy
mają ustalić to wszystko?
- Jutro nad
ranem w sali tronowej. Będę tam.
- Nie wpuszczą
Cię. Prędzej ja się tam zjawię.
- Zapomniałeś,
że znam już cząstkę wiedzy o świecie magii i umiem zmieniać swoje oblicze.
- Nie zapomnij
tylko później wrócić do swojego zwykłego wyglądu. Czyjej twarzy mam, zatem
jutro szukać?
- Służącej o
czarnych jak smoła włosach.
Skinął głową i
zerknął tęsknie za okno. Przez rozmowę z nią zupełnie zapomniał o zapięciu
szaty i widział teraz jak od zimna występuje mu gęsia skórka.
- Morgano
jeszcze wiele czasu do świtu.
Usiedli przed jasnym promieniem liżących zwęglone drewno. Czerwone, jasnozłote
i pomarańczowe promienie tańczyły chaotyczny taniec pełen skomplikowanych
figur. Na przemian gasły i świeciły jasnym, miarowym promieniem. Morgana
skuliła się, opierając głowę na ramieniu rycerza.
- Uciekłszy z
Camelot odebrałabym tysiącom magów nadzieje na lepsze jutro. Jako ich królowa
powinnam zostać, niezależnie jak wiele ode mnie to wymaga.
Zastanawiał się
przez moment jak uchwycić ulotną myśl, która zaświtała mu w głowie.
- Morgano -
zawahał się - co byś zrobiła, gdybym cię porwał?
- Byłabym
nareszcie szczęśliwa - zapewniła - Ale ja nie jestem jedną z dam, Michaelu, na
mnie ciąży wielka odpowiedzialność. Nie mogę zostawić innych druidów, aby mój
przyrodni brat wymordował magię.
- Czy smoki
istnieją naprawdę?
- W moich snach
widziałam dwa. Muszą istnieć.
- A co by się
stało, gdyby po śmierci Uthera, w niespokojnych dla królestwa czasach okazało
się, że z królewskiej krwi narodziło się dwoje dzieci i roszczą sobie pretensje
do tronu? Kogo wybrał by lud: niedoświadczonego młodzieńca, czy piękną kobietę,
za którą idzie magia i smoki?
Uśmiechnęła się
łobuzersko i wtuliła głowę w jego silne ramię.
- Masz rację,
jak zawsze.
- Miło to
słyszeć od pani mojego serca.
Nic nie odpowiedziała,
pozwalając, aby te słowa zapadły głęboko w jej pamięć, jako wspomnienie najpiękniejszej z zimowej
nocy.
Adio,
Sophija
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWITAJ ZNOWU!Dawno Cię nie było ;) No ale cóż,blog to nie cały świat nie?Przechodząc do opowiadania,jest magiczne i wciągające.Masz bardzo fajny sposób pisania.Oryginalne i jedyne w swoim rodzaju.Mi naprawdę przypadło do gustu ^^Co do zdjęcia...zachwycałam się nim z pół godziny!Nie żartuję^^Śliczna pogoda,a ten śnieżek..cudo po prostu!<3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
U mnie n/n ;)
Cóż, zazdroszczę wyjazdu :P.
OdpowiedzUsuńSzkoda strasznie, że cię nie będzie, ale przecież każdy ma swoje życie.Tylko wracaj najszybciej jak ci czas i chęci pozwolą :>.
Też zazdroszcze :p , ja nigdy nie byłam za granicą>< xD
OdpowiedzUsuńU mnie znowu nowa notka ;)
Zazdro wyjazdu ;D. Widoczek zacny opowiadanie również. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNo cóż, rozumiem, potrzebujesz przerwy. Mam nadzieję, że w trakcie zbierzesz na nowo chęci i wrócisz do nas.
OdpowiedzUsuńZdjęcie jak z tapet Windowsa *_*
A opowiadanie?
Niezwykłe.
Właściwie chyba tylko ty oderwałaś się od schematu chłopak i dziewczyna, miłość, tralallalalalalal.
Michael i Morgana to coś innego.
Podoba mi się cholernie twój sposób opisywania.
Oby tak dalej ;)
Zazdroooo xD
OdpowiedzUsuńPiękny widoczek :)
Opowiadanie zacne, muszę się zabrać za kolejny rozdział mojego, ale jakoś nie ma chęci :P
Pozdrawiam i zapraszam na n/n
schleichikuliny.blogspot.com
Zazdroszczę wyjazdu... ja całe ferie, które się już kończą w domu przesiedzę :/
OdpowiedzUsuńOpowiadanko ciekawe bardzo :)
Ale masz dużo weny *O*
OdpowiedzUsuńZazdro wyjazdu. Ja tam jedynie w domu siedzę :<
OdpowiedzUsuńCiekawe opowiadanie (trochę potrwało, nim wgl zaczęłam czytać)
Pozdrawiam
Jacie jaka wena :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam na nowe notki :
mefistostable.blogspot.com
figurkischleich.blogspot.com