8 lutego 2015

Quidem

Witajcie!
Notka w straszliwym biegu, między urodzinami znajomych, spotkaniem rodzinnym, nauką, konkursami, sprawdzianami i codziennej pogodni za czasem... chyba rozumiecie mnie aż za dobrze ;)
Dlatego nie rozwodzę się nad pozostałymi rzeczami i przechodzę do rozdziału (BTW napisanego dużo wcześniej)!


Morgana
Deszcz nieustannie padał od kilku dni zamieniając wszystkie rowy w kałuże, a zagłębienia terenu w potoki. Miało się wrażenie, że Camel lada chwila wystąpi z swych brzegów, aby pochłonąć kolejny płat ziemi.
 Dzisiaj nareszcie przyszedł ten długo wyczekiwany dzień. Morgana czuła, że serce bije jej szybciej. Ufryzowała włosy w stylu francuskim, a na siebie nałożyła stary płaszcz swojej służącej, aby niepostrzeżenie wymknąć się z zamku. Tak przebrana, pewna, że nikt w świecie nie będzie w stanie jej rozpoznać wyszła szybkim krokiem z pokoju.
Pech chciał, że pierwszą osobą jaką spotkała był Artur. Na jej widok stanął jak rażony gromem i patrzył przez chwilę na damę zdumiony, po czym się ukłonił i przywitał ostrożnie.
- Morgano, czy dowiedziałaś się, że w świecie są modne nowe fasony?
Sceptycznym wzrokiem zmierzył szary i potargany płaszcz.
- Ubolewam, że nie znam się na modzie, jednak uważam, iż w starszych sukniach było ci bardziej do twarzy.
Myślała, że wpadnie w szał, zacznie krzyczeć, ale tylko rozglądnęła się, czy nikt nie patrzy, a potem stanęła na palcach, aby spojrzeć królewiczowi prosto w twarz.
- Arturze, uszanuj moją prywatność. Idę incognito.
- Czy można zapytać dokąd?
Uśmiechnęła się tajemniczo, a złość zupełnie z niej uleciała, kiedy spojrzała w rozdziawione ze zdumienia usta Artura. W jej oczach zalśniły złośliwe ogniki.
- Nie można. Jeśli król się dowie...
- To?
- Piękne damy usłyszą wieczorem na uczcie zabawną opowieść z czasów twojego dzieciństwa.
Morgana potrafiła się mścić. Zawsze też miała inne pomysły i wymyślanie nowych gróźb przychodziło jej zadziwiająco łatwo.
- Oczywiście, że nikt się nie dowie, madame.
Później Morgana skierowała się w stronę bram. Minęła cytadelę, wyższe i niższe partie miasta, aż dotarła do stóp wzgórza na którym wznosił się zamek i ruszyła aż na skraj polany, do zielonej ściany lasu. Nogi jej ustawały, ale parła przed siebie. Musiała dotrzeć do ruin starej świątyni Morrigan, której przed laty Uther zabronił odwiedzać swym poddanym.
Zimne krople deszczu uderzały jej twarz i oślepiały, a zimny wiatr przewiewał na wskroś jej ubrania. Czuła jak w butach bulgocze jej woda, a każdy kolejny krok wydawał się wysiłkiem ponad siły. Mimo wszystko szła dalej. W każdym momencie, gdy chciała zawrócić mówiła sobie, że jeśli teraz nie dojdzie nigdy po raz drugi nie skusi się na takie szaleństwo.
Wychowała się w zamku otoczona stanowczymi ludźmi, którzy obserwowali ją z każdej strony, nie pozwalali wiele czytać, za to kazali haftować, szyć i uczyli jak być prawdziwą damą. Wiele nauczycielek podziwiało zręczne prace Morgany, wszystkie próbowały zniszczyć jej ciekawość świata i pasję do czytania. Żadnej to się nie udało. Przejęła od najważniejszych kobiet uprzejmość i galanterię tak zręcznie jak umiejętność ukrywania swoich prawdziwych myśli. Uważano ją za skrytą i cichą dziewczynę, a ona nie miała zamiaru zmieniać swej reputacji. Okazała się zdolną i pilną uczennicą, której nauka przychodziła bez najmniejszego wysiłku. Jednak kilka miesięcy temu przeglądając zbiory biblioteki natknęła się książkę, która musiała pochodzić jeszcze sprzed czasów, w których Uther zakazał używania magii. Nie namyślając się długo wzięła książkę pod swą opiekę. Znalazła tam kartki przepełnione dziwnymi słowami i rysunkami różnych roślin, o których nigdy nie słyszała. Pamiętała dobrze, że poszła po tym do Gajusza pytając czy słyszał kiedyś o takiej roślinie jak mandagora, ale nadworny medyk dotknął jej czoła, zbadał puls i powiedział, żeby zapomniała o tej nazwie i nigdy nie ważyła się jej wypowiadać przy królu.
Morgana zamyśliła się i potknęła o niski krzak poziomek. Zawsze uchodziła za niezdarną osobę. Wstała powoli i strzepnęła listki z płaszcza. Cała trzęsła się z zimna.
- To nie może być daleko. - powiedziała na głos, pragnąc dodać sobie odwagi.
Pochylały się nad nią liczne drzewa, a gdzieś w oddali rozbłysł piorun. Przy jego świetle dostrzegła kilka postaci zbliżających się w jej kierunku. Serce zabiło jej mocno i obróciła się szukając drogi ucieczki. Marny wysiłek. Już ją otoczyli.
Spośród postaci w białych powłóczystych sukniach wystąpił jeden starzec, o długiej białej brodzie, wspierający się na brzozowej lasce.
- Może to czego szukasz Morgano jest daleko, ale niewykluczone, że leży u twoich stóp.
- Quidem. - potwierdziły chóralnie głosy.
Rozglądnęła się dookoła. Jej oczy powoli przyzwyczaiły się do ciemności. Widziała mężczyzn ubranych w białe szaty i białe płaszcze patrzących na nią uważnie. Nie mieli mieczy, ale każdy wspierał się na drewnianej lasce, przez co wydawali się tajemniczy i groźni.
Lepiej było zawrócić.
Na niebie zabłysła kolejna błyskawica, a huk potoczył się nad lasem. Krzyk przerażenia uwiązł jej w gardle. Czuła jak opuszczają ją siły.
- Morgano, nadal nie wiesz, kim jesteśmy?
Przecząco pokręciła głową, a potem opuściły ją wszystkie siły. Czuła tylko jak silne, ciepłe ramiona podnoszą ją z ziemi, a potem została już tylko czerń.
Jedyne, co do niej docierało, to fakt, iż nareszcie otoczyły ją ciepłe futra, a gdzieś w okolicy płonął ogień, gdyż słyszała trzask węgielków zżeranych przez ogień. Zamrugała powiekami. Przebiegła oczami po wnętrzu ciepłej, bardzo skromnie urządzonej jaskini. Wydawało jej się, że ma głęboką lukę w pamięci, białą plamę. Za nic w świecie nie mogła sobie przypomnieć jak się tutaj znalazła. Dopiero potem zjawiły się jakieś mgliste wspomnienia...
Pochylił się nad nią starzec o łagodnych, wyblakłych oczach, z twarzą pokrytą zmarszczkami i zmęczonym wzrokiem. Dotknął jej rozgrzanego czoła.
- Jak się czujesz?
- Już lepiej. Dziękuję. - cały czas miała bardzo słaby wzrok.
Nad nimi coś się poruszyło.
- Już wszystko w porządku?
Sir Michael wziął ją za rękę. Możne powinien przestać ją dziwić fakt, iż zawsze znajdował się dokładnie tam, gdzie go potrzebowała? Teraz delikatnie gładził jej dłoń. Jego ton był łagodny, jakby pouczał małe dziecko.
- Morgano, co to znów za pomysł, aby podczas wichury przedzierać się przez las? Całe szczęście, że druidzi cię znaleźli.
- Tak, jestem niezmiernie wdzięczna, że przez to spotkanie omal nie umarłam ze strachu. - weszła mu w słowo.
Michael obrócił się do starszego druida.
- Nastraszyliście ją?
- Było już ciemno, spotkaliśmy ją w lesie i otoczyliśmy..
- Głupcy! Co byście zrobili, gdyby umarła z przerażenia?
Morgana oparła się o wilcze skóry i wygodne poduszki. Zamrugała powiekami próbując przyzwyczaić się do półmroku.
- Gdzie jestem?
- To szczątki dawnej świątyni, zamieszkałe przez druidów. Teraz zapomnij, ze to powiedziałem, gdyż Uther dalej prześladuje ludzi znających magię. - odwrócił się do starca - Zielarzu, czy byłbyś uprzejmy zawołać najważniejszych spośród was? Lady Morgana chciała się z nimi rozmówić.
- Jak sobie życzysz, rycerzu.
Wyszeptał jakąś krótką modlitwę i znikł w drzwiach. Zostali sami. Słychać było tylko skrzypienie zwęglonych kawałków drewna. Morgana zapatrzyła się w promienie. Języki ognia wydały jej się nagle konnymi rycerzami, którzy zaczęli tańczyć, coraz szybciej i szybciej. Węgielki posypały się w powietrze i przez moment widziała smoka, przeszywającego niebo, a później wszystko zlało się w jedną twierdzę - Camelot.
- Wszystko dobrze, Morgano?
- Oczywiście. - nie słyszała kiedy weszli.
Chciała wstać i się ukłonić, ale Michael powstrzymał ją ściskając jej rękę.
- Lady Morgana jest bardzo zmęczona. Wolałbym żeby odpoczęła przed podróżą do Camelot. Moje przypuszczenia się sprawdziły. Znalazła księgi i studiuje magię.
Słowa te uderzyły w nią jak grom z jasnego nieba. Czytała księgę, która ją zaintrygowała. Nic więcej. Nigdy nie powiedziałaby, że próbuje zgłębiać zakazaną sztukę. Nie lubiła Uthera, ale wydawało jej się to tak niehonorowe występować przeciw zasadom opiekuna i suzerena, że nigdy nie chciałaby uczyć się magii. Aż do tej chwili.
- Czy - jeden ze starszych narysował niezrozumiały kształt w powietrzu - próbowałaś rzucać jakieś zaklęcia?
Wszyscy w pomieszczeniu patrzyli na nią z rezerwą, ale uważnie śledząc każde zmarszczenie czoła, mrugnięcie powieką.
- Próbowałam, ale nic mi nie wyszło. Za to od pewnego czasu mam dziwne sny...
- Opowiesz nam któryś z nich?
Od dzieciństwa uczono ją, aby nie ufać obcym. Popatrzyła niepewnie na Micheala. Mężczyzna mocno ściskał jej ręce. Mrugnął oczami. Dodało jej to odwagi.
- Najczęściej widzę ogromne pole, a po obu stronach stoją wielkie wojska. W powietrzu dygocą proporce. Nie dostrzegam jakie. W powietrzu kołują dwa smoki, jednego łuski lśnią tak w słońcu, że nie jestem pewna jakiego jest koloru, ale najprawdopodobniej złoty. Drugi jest zupełnie biały. Wtedy dostrzegam, że wojska białego smoka są spowite przez ciemność, a nad nimi jaśnieje srebrny księżyc, za to druga armia jest przebrana w karmazyn, lśniący w promieniach jasnego słońca. Zderzają się kolumny jeźdźców i wówczas słyszę jedynie krzyki.
Chciała, żeby jej uwierzyli, choć brzmiało to dziecinnie. Patrzyła w ich twarze, ale wszyscy mieli nieodgadnione miny.
- Tak? Co o tym sądzicie.
Jeden z mężczyzn pogłaskał ją po włosach.
- Dziecko, masz najrzadszy możliwy talent.
- Czyli mi wierzycie?
- Przepowiednia o której mówisz została wypowiedziana wiele pokoleń temu, a przekazana aż do dzisiaj. Jesteś wieszczką, moja mała.
Cała drżała z podniecenia i wodziła oczami po wszystkich twarzach, ale na żadnej nie odczytała radości.
- Nie radujecie się ze mną? - zapytała zdziwiona.
- Z czego mielibyśmy się cieszyć lady Morgano? Jesteś związana z magią, a to jest niebezpieczne dla zwykłych ludzi... nie wspominając o córce króla.
- Wychowanicy króla. - sprostowała.
- Jeśli tak chcesz wierzyć.
- Uther... - podniosła głos.
- ... miał wiele dzieci z nieślubnego łoża. - dokończył cicho Michael - Przykro mi, że dowiadujesz się tego w takiej sytuacji.
- Nie wydadzą mnie za Artura!
- Szczęście w nieszczęściu.
Odpowiedział jeden z druidów o lasce zakończonej przejrzystym kryształem górskim. Chór głosów, rozbawionych entuzjazmem kryjącym się w głosie Morgany odpowiedział.
- Quidem.
Udała, że zna to słowo i rozparła się wygodnie na łóżku. Nareszcie czuła się bezpieczna, znajdowała się między podobnymi sobie ludźmi.
Nagle do sali wpadł wysoki, chudy, czarnowłosy chłopak o kujących swą niebieskością oczach.
- Mordredzie, mogłaś poczekać na zewnątrz. - upomniał go jeden z druidów.
- Przepraszam, jednak lady Morgana musi udać się do Camelot. Jej nieobecność do tej pory mogłaby wydać się podejrzana.
- Masz rację, chłopcze. - przytaknął Michael wstając - Morgano, czy dasz radę iść?
- Chyba nie.
Wziął ją w ramiona, a jeden ze starców dotknął jej czoła szepcząc niezrozumiałe słowa. W końcu otworzył oczy i uśmiechnął się do niej pokrzepiająco.
- Bogowie będą przy tobie, niech Cernunnos prowadzi cię przez skomplikowane ścieżki życia. Zawsze będziesz tutaj mile widziana, Morgano.
- Na pewno przyjdę. Będę miała wiele pytań.
- Na które wszyscy poszukamy odpowiedzi.
- Quidem. - odpowiedzieli inni druidzi.
Ich głosy były tak różne; jedne wysokie, inne niskie, ciche i głośne, a jednak wszyscy mówili jak jedna osoba, jakby kierował ten sam instynkt. A co najważniejsze wymówili to jedno słowo zgodnie. Nie było ważne, co znaczy. Najistotniejszy wydawał się fakt, że jednoczyło tych ludzi.

Adio!
Sophija

9 komentarzy:

  1. Ja tak na szybciutko, niestety teraz nie zdążę przeczytać rozdziału, ale postaram się wkrótce nadrobić. Sama wiem, jak to jest z czasem - a jak nauka "wisi" nad człowiekiem to już w ogóle. :P

    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały rozdział, bardzo dobrze się czytało :) Ja chcę więcej! xD
    Pozdrawiam i zapraszam na n/n

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział :) cudowny.... Czekam niecierpliwie na więcej ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Muszę w końcu nadrobić te rozdziały ;-;. W ferie się zabiorę za nadganianie.I tak nie będę miała co robić :P.

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajne piszesz ^^ nowy blog do czytania :) tylko muszę nadrobić sobie opowiadania ;)pozdrawiam i zapraszam do siebie

    OdpowiedzUsuń
  6. Bede tu częściej wpadała^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Super rozdział ! *_*
    Pozdrawiam i zapraszam na n/n
    figurkischleich.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobry! Nawet bardzo dobry!! Chyba najlepszy ze wszystkich dotychczasowych. Błędów brak :)

    OdpowiedzUsuń