Po pierwsze pragnę Was poinformować, iż Ksawery mnie nie zwiał, choć przy powrocie ze szkoły byłam bliska odlotu.
Po drugie nie bijcie mnie za moją nieobecność na forach, niekomentowanie Waszych blogów oraz spóźnioną notkę - w piątek i w sobotę była u mnie Sophija. Jak dla mnie to najlepszy prezent na Mikołaja. Pokazałam jej obsługę bloga i w ostatnią sobotę każdego miesiąca będzie mogli liczyć na notkę od niej. Ja biorę pierwsze 3 soboty i rozkład zostaje bez zmian.Co do innych prezentów to nareszcie dostałam Magnuma oraz mustanga, który dostał teraz imię Akashay. Dotarła do mnie również figurka oreczki, która jest chyba przeznaczona do kąpieli. Jest słodka, choć z taką anatomią długo by nie pożyła, ale co tam! Dostałam również 11 część Zwiadowców. Nareszcie mam ją na własność! Jeszcze tylko 12 i będą wszystkie. A jak tam Wasze prezenty?
Mam też następną radosną nowinę. Otóż Takara z San Antonio urodziła w piątek córkę, tym samym wyłamując się z rodzinnej tradycji rodzenia raz chłopca, raz dziewczynki (jej ostatnie dziecko to trzyletnia Sakari). Mimo tego to wspaniała wiadomość!
zdjęcie z orcahome.de
Teraz mogę już chyba przejść do rozdziału. Pisałam go z myślą o Mikinnou. Dziękuję Ci za pomoc przy blogu i za wsparcie przy pisaniu. Gdyby nie Ty, ta powieść nigdy by nie powstała. Życzę Ci miłego szukania powtórzeń ;-).
„Pierwszy września był ostatnim
dniem moich wakacji, które spędzałam w Juracie wraz z siostrą. Gdy miałyśmy
rano wyjść na plażę mama nie chciała nas wypuścić. Wykręcała się od tłumaczeń,
mówiąc, że nic się nie dzieje, ale ojciec nie pozwolił nam nigdzie wychodzić.
Pewnie nie chciał denerwować Helki, ma dopiero 10 lat. Ja natomiast o d razu
wyczułam pismo nosem – przecież tyle mówiło się o mobilizacji i o zagrożeniu ze
strony III Rzeszy. Wiedziałam, że akcja w helskim porcie mogła się już zacząć i
że muszę tam pojechać. Może nie dlatego, że byłam potrzebna, ale po prostu nie
mogłam inaczej. Po krótkiej kłótni z mamą udało mi się wyrwać z pensjonatu. Nie
wiedziałam wtedy, na jak długo się rozstajemy.
Jako, że z Juraty do portu jest
dość daleko, stwierdziłam, że wybiorę się tam konno. Co prawda lepszy byłby
rower, ale niestety mama zdążyła go gdzieś ukryć. Ona cały czas myśli, że mam
pięć lat! Dobrze, że nie zdążyła podburzyć stajennych. Wybrałam więc siwą Bryzę
– to stara klacz wojskowa, więc miałam nadzieję, że nie wystraszy się ewentualnych
wystrzałów. Tak, byłam przygotowana na wszystko! Ale nie zdawałam sobie sprawy
z powagi sytuacji… Dla mnie to była przygoda, niebezpieczna i trudna, ale
przygoda … Jakaż głupia byłam! – powiedziała cicho, patrząc w okno.
- Nie byłaś jeszcze wtedy
doświadczonym żołnierzem. – odrzekł
Raczkiewicz.
- Nie tylko nie byłam żołnierzem.
Nie byłam nawet godna miana kadeta! Zostawiłam mamę i Helę na pastwę Niemców!
Powinnam była je chronić. A teraz przeze mnie cierpią! – odpowiedziała
podniesionym głosem.
- Nie obwiniaj się. To bolesne
wspomnienia, więc jeśli nie chcesz do nich wracać, nie musisz. – Sikorski
dobrze rozumiał jej rozterki. W końcu również był wojskowym i także musiał
podejmować decyzje, których potem żałował i które prześladowały go przez długi
czas. Jednak jako doświadczony wojak miał bardziej odporną psychikę.
- Nie, nie przecież przyjechałam
tu po to, by zdać raport o śmierci Polski moim dowódcom. Tak więc muszę
dokończyć, w przeciwnym razie starania mojego ojca poszłyby na marne. Z góry przepraszam panów za tyle fragmentów o
mnie, będę starała się mówić ogólniej. – oznajmiła Zofia, po czym nie czekając
na reakcję kontynuowała opowiadanie.
„ Szybko wyczyściłam konia,
zapakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, trochę jedzenia, broń i puściłam się galopem
w stronę portu. Bez postojów dojechałam do miasta, gdzie spotkałam
zdezorientowanych cywilów. Okazało się, że nad ranem zaatakowano Westerplatte i
zaczęto ostrzał Gdańska oraz statków polskich na Bałtyku. Ludzie wiedzieli, że
zaraz dobiorą się do nas. Zapowiedziano dosłanie do nas ORP Wilk i ORP Gryf,
aby chociaż tym odpowiedzieć Niemcom na atak. Niestety, z tego co powiedzieli
ludzie dowiedziałam się, iż zaczęto również ostrzał z powietrza. A jak niestety
panowie wiedzą, nigdy nie byliśmy potęgą militarną…. – dodała ze smutkiem. –
Wszyscy obawiali się najgorszego, ja jednak nie traciłam nadziei. Od razu udałam się do kontradmirała Unruga,
panowie pewnie go znają, wspaniały człowiek, zawsze był dla mnie wzorem.
- Tak to wspaniały człowiek, może
niezbyt radosny, ale za to wymagający. – uśmiechnął się lekko Sikorski.
- Z pewnością. Niemniej, gdy do
niego przyjechałam dowiedziałam się jeszcze kilku strasznych rzeczy. Otóż zatopiono
„Nurka”, mimo że załoga broniła się do ostatniej chwili. Zginęło tam wielu
wspaniałych żołnierzy, w tym major Tomasiewicz.
- Boże, nie wiedziałem o tym. – szepnął
Raczkiewicz, który dobrze znał majora.
- Ale to nie wszystko. Straciliśmy
wtedy również ORP Mazur w porcie w Oksywiu, który również ostrzeliwano. Tak
więc nasza sytuacja była rozpaczliwa, jednak Unrug nie tracił głowy. To
naprawdę świetny dowódca, choć nigdy w to nie wątpiłam. Cywile chcieli walczyć,
ale nie starczało dla nich miejsca na statkach. Zdecydował się więc puścić w
morze kutry. Błagałam go, bym mogła dołączyć do załogi Gryfa, lecz on był
twardy, widocznie ostrzeżony przez ojca. W końcu zgodził się, abym dołączyła do
załogi jednego z takich kutrów, niestety nie pamiętam nazwy. Wraz ze mną załoga
liczyła 5 osób. Mieliśmy wspomóc Gdynię i odebrać rozkazy od pułkownika Dąbka.
W sumie byłam zadowolona z tego rozkazu, bo pewniej czuję się na koniu, niż na
statku. Wiedziałam też, że mama z Helką na pewno przejadą przez Gdynię przy
wyjeździe, który miał nastąpić za kilka dni, więc miałam nadzieję na spotkanie
z nimi i uspokojenie mamy, ponieważ głupio mi było przez tą kłótnię, którą
odbyłyśmy rano. Tak więc załadowałam się do kutra, starej rozklekotanej łajby
wraz z rybakami, którzy, mimo małej
znajomości militarnej potęgi Rzeszy byli gotowi gołymi rękami udusić Hitlera. Pożegnaliśmy
się z kontradmirałem i ruszyliśmy w morze.
Ciąg dalszy nastąpi za miesiąc.
Miłego dnia i do zobaczenia za dwa tygodnie.
M
Fajny rozdział:) I gratuluję prezentów.
OdpowiedzUsuń-------------
http://konie-schleich-wikusi.blogspot.com/ - nowa notka!
Zawiodłaś mnie. Nie było powtórzeń i błędów. Jedynie znalazłam jedną literówkę, ale już ją zgubiłam. ŁAJ MI?! ;-;
OdpowiedzUsuńI weź ty mi tu nie przypominaj o mikołajkach... -,-'
A no, i rozdział. Taki poważny O.o Aż się boję głębiej o nim wypowiedzieć XD
Pozdrawiam i do jutra, a ja czekam na ten post upragniony od Zosi ;)
No, obrałaś sobie bardzo ciekawą tematykę i radzisz sobie z nią - ileż u historycznych szczegółów! Poza tym nieźle piszesz. W tym rozdziale nie znalazłam błędów, ale czytałam też poprzedni i pozwolę sobie napisać małą uwagę tutaj. Było tam zdanie "[...] mężczyzna z wąsem w wojskowej marynarce.", co brzmi, jakby jego wąs miał wojskową marynarkę :D Znalazłam jeszcze kilka takich składniowych nieporozumień i właściwie jedyne, co mogę doradzić, to żebyś uważała na związki podmiotów w zdaniu.
OdpowiedzUsuńPoza tym bardzo mi się podoba :)
Pozdrawiam.
Naprawdę wciągające :).Ja tam się nie znam na wojennych, ale dobrze piszesz :).
OdpowiedzUsuńWąs w wojskowej marynarce...xD.
Pozdrawiam
Sunny Glow
shadowhorses.bloog.pl
Ciekawie, choc mogłabyś pisac nieco dłuższe rozdziały, ale oczywiście wszystko zależy od Ciebie. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, u mnie n/n :).
Karo
[fantome.bloog.pl]
Bardzo fajnie się czyta , ciekawa tematyka . Czekam na dalszą część .
OdpowiedzUsuńTo jest wszystko na podstawie faktów? Te nazwy statków? Czy to fikcja literacka?
OdpowiedzUsuńSorry za tyle pytań ;)
No, no :D Rozkręca się ;D Ciekawie ^^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D