29 grudnia 2013

O Camelot, początki...

Zacznę tak, jak uwielbia rozpoczynać swoje notatki Malia, a więc: Witajcie!
Przepraszam wszystkich, że tak późno wzięłam się za notkę, ale oczywiście w święta mam najmniej czasu, a musiałam jeszcze oglądnąć Hobbita i nagadać się z Malią i zrobić setki, a może nawet tysiące innych rzeczy. Notatka będzie długa - wszystko przez pierwszy rozdział (informuję, że połowa osób chciała pierwszy temat, a reszta o drugi, więc w końcu zdecydowałam się napisać o Camelot), niestety musiałam rozdzielić to opowiadanie na dwie części; było zbyt długie, więc przedstawiam wszystkim pierwszą część pierwszego rozdziału. Druga ukarze się za 4 tydz, a jeszcze przed pisaniną zaprezentuję origami modułowe nad którym męczyłam się cały poniedziałek :/


A teraz pora na moje fantazje; uprzedzam, że wolę nie liczyć powtórzeń, choć może najgorzej to nie jest... dedykacje będę pisać pod koniec, o ile opowieść będzie warta kontynuacji!

Rodział I
Droga może być długa albo krótka, kręta albo prosta, ale każda droga dokądś nas prowadzi. Tylko nie zawsze tam, gdzie chcemy dojść.
I
Słońce chyliło się ku zachodowi, niebo przyoblekło się w niezwykłe barwy począwszy od pąsowego, a skończywszy na złotym. Ostatnie promienie oświetlały zamek wykuty z białego marmuru, którego blaski połyskiwały w świetle.
Spróchniała gałązka chrupnęła pod nogami wysokiego chłopca, który zmierzał drogą w stronę Camelot. Ptaki krążyły nad jego głową, a niekiedy, gdy zbłądził wskazywały mu właściwą ścieżkę.
Chłopiec niepewnie przekroczył most zwodzony i podszedł do strażników stojących na krużgankach tuż przy bocznym wejściu.
- Przepraszam, gdzie mógłbym znaleźć Gajusza? - zapytał grzecznie
- Prosto, potem schodami w dół, jedyne drzwi w wąskim korytarzu - odpowiedział jeden.
Drugi odprowadził go współczującym wzrokiem. Gajusz był powszechnie znanym medykiem, który na starość został mianowany lekarzem samego króla Uthera. Niewielu wiedziało, że był także jego najbliższym doradcą. W każdym razie zasłynął tym, że jeszcze nigdy nie odmówił pomocy potrzebującemu, chociaż nie zawsze zdążał z pomocą, nieraz było już po prostu za późno. Czego mógł chcieć ten młody chłopak od medyka królewskiego?
Gajusz nie usłyszał pukania do drzwi, ani nie dostrzegł momentu, w którym się uchyliły, pchnięte przez gościa. Nie zwrócił nawet najmniejszej uwagi na postać, która weszła do jego małego apartamentu. Stał na antresoli wsparty o barierkę zaczytany w książce.
- Hm.. - ktoś odchrząknął znacząco - Dzień dobry! - odważył się powiedzieć chłopiec.
Starzec zdumiony podniósł głowę, poruszył się gwałtownie. Barierka złamała się z głuchym trzaskiem, a Gajusz stracił równowagę. Potem wszystko wydarzyło się nagle. Oczy chłopaka rozbłysły; zatańczyły w nich czerwone iskierki i medyk zatrzymał się w powietrzu. Ruch ręki młokosa wystarczył, aby przesunąć łóżko spod ściany i mężczyzna wylądował na miękkiej pościeli. Jednak Gajusz zerwał się energicznie, jakby miał co najmniej trzydzieści lat mniej, nie doskwierał mu reumatyzm, a do pasa nie sięgała zupełnie biała broda. Sześćdziesięcioletni mężczyzna miał ogień w oczach.
- Co ty zrobiłeś? - krzyknął
Szybko podszedł do drzwi i zamknął je jednym pchnięciem.
- Chłopcze, co ty sobie wyobrażasz? Magia jest w Camelot nielegalna, kto Cię jej uczy?
- Nikt mnie nie uczył magii.
- Kłamiesz w żywe oczy.
- Nie śmiałbym. To, co powiedziałem jest prawdą. Nikt nie uczył mnie magii - powiedział z naciskiem
- Byłbym wdzięczny, gdybyś nie robił ze mnie starego, niedołężnego starca. Kim jesteś? Po co tu przyszedłeś?
- Nazywam się Merlin. - odpowiedział wysoki chłopiec.
Gajusz przyjrzał mu się uważnie.
- Syn Hunith?
- Tak.
- O! - ucieszył się Gajusz - Nie jesteś tym, za kogo się podajesz. Merlin, syn Hunith miał być w środę.
Merlin spojrzał dziwnym wzrokiem na medyka.
- Dzisiaj jest środa. Mam list od matki.
Gajusz był mocno stropiony i miał nie najmądrzejszą minę.
- Pokażę Ci twój pokój. Później muszę pilnie wyjść.
- Czy ja będę musiał coś zrobić dziś wieczorem?
- Jesteś już chyba obywatelem Camelot, jeśli wstępujesz pod moją opiekę, więc wieczorem powinieneś stawić się na dziedzińcu, jak wszyscy mieszkańcy miasta. Odbędzie się tam egzekucja.
Merlinowi zaschło w gardle. Camelot raczył go przywitać miłym incydentem, jakim było pozbawienie życia jednego z obywateli. Naprawdę dobry początek.
II
Tłumy zgromadziły się wokół podestu, na który wyprowadzono skazańca. Ludzie unieśli głowy w kierunku balkonu, rzeźbionego w mityczne stwory, na którym stał król Uther Pendragon przybrany w czerwony płaszcz z wyszytym złotym smokiem - symbol Camelot. U boku króla, lecz kilka kroków za nim, pozostając w cieniu majestatu władcy stał Gajusz oraz królewicz - Artur.
W jednym z okien można było dostrzec Lady Morganę, wychowanicę króla, która przy egzekucjach nigdy nie pojawiała się przy jego boku, pokazując, że nie zgadza się z wyrokiem.
Wszyscy zgromadzeni wpatrywali się w twarz króla, może licząc, że ujrzą na niej przebaczenie dla młodego zbrodniarza. Jednak mogli dojrzeć na niej jedynie zawziętość i nienawiść cechujące tyranów.
- Zgromadziliśmy się tutaj na egzekucji Tomasa Collinsa. Ów młody człowiek został skazany na śmierć za przestępstwo, którego się dopuścił - napięcie na dziedzińcu było wyczuwalne, każdy chciał usłyszeć za jaki czyn wydano tak surowy wyrok - stosował magię!
Dokończył donośnym głosem król. Dał znak ręką. Wynajęty kat podszedł do młodzieńca. Chłopak został zmuszony do położenia głowy na pniu, lecz zdążył rzucić nienawistne spojrzenie królowi. Jeden zamach mieczem przeciął nić jego życia. Kilka dam szlochało cicho, żadna nie patrzyła w stronę, gdzie zgodnie z prawem popełniono zbrodnię.
Merlin czuł jak drżą mu ręce. Chłopak, który zginął mógł być jego rówieśnikiem. Tymczasem Uther rozpoczął przemowę:
- Radujmy się moi poddani! Mija już dwadzieścia lat odkąd uwięziliśmy ostatniego żywego smoka. Z tej okazji ogłaszam festyn!
Ludzie uśmiechali się słysząc ostatnie słowa. Nagle jakaś niska kobieta wystąpiła przed tłum. Miała zniszczoną twarz i siwe włosy. Jej głos był cienki i słaby.
- Utherze, morderco niewinnych dzieci! To nie wina tego chłopca, że urodził się magiem. - jej głos się załamał - Zabrałeś mi jedynego syna!
Merlin chłonął każde jej słowo. Spojrzał na króla i dojrzał w jego oczach ból oraz nieukrywany żal. Uther słuchał, nie kazał jej pojmać, możliwe, że rozumiał rozpacz starszej kobiety.
Jej głos urósł w siłę, brzmiał donośnie na całym dziedzińcu.
- Przyrzekam Ci, że zanim skończy się ten festyn będziesz cierpiał tak jak ja!
Tego władca Camelot nie mógł przepuścić płazem, kobieta groziła zabójstwem członka rodziny królewskiej. Uniósł powoli rękę.
- Brać ją! - powiedział spokojnie.
Jednak kobieta rozpłynęła się w chłodnym wieczornym powietrzu.
III
Wieczorem Merlin stanął przy oknie. Nad nim rozpościerało się rozgwieżdżone niebo, u stóp leżał mu cały Camelot upstrzony światłami, zapalonymi niemal w każdej chacie. To od dziś był jego dom.
Gajusz zmiął list w palcach i spojrzał na drzwi, za którymi znajdował się pokój Merlina. "To zdolny chłopak. Ma w sobie coś niesamowitego. Trzeba nauczyć go obowiązkowości, to będzie dla mnie wyzwanie. Jest dobrym chłopakiem" - pomyślał ciepło, przypominając sobie jak Merlin po raz pierwszy przy nim użył magii - "Będzie nad nim wiele pracy" - westchnął.
Merlin położył się do łóżka, ale długo nie mógł zasnąć. Gdzieś w głębi swojej głowy słyszał potężny głos wołający go po imieniu.
IV
Gajusz potrząsnął Merlinem. Chłopak natychmiast otworzył oczy i omiótł pokój półprzytomnym spojrzeniem. Świtało.
- Merlinie, czas wstawać! - wesołym głosem oznajmił Gajusz.
Chłopak szybko dostał listę, co, gdzie i komu musi dostarczyć. Kiedy już wywiązał się ze swoich obowiązków zaczął włóczyć się po zamku. Przechodząc przez dziedziniec usłyszał śmiechy. Obrócił się w stronę, z której dochodziły. Grupka chłopców stała za najmocniej zbudowanym wyrostkiem - "samcem alfa", który ciskał nożami w tarczę toczoną przez, śmiertelnie przerażonego, chłopca.
Merlin bez chwili zastanowienia podszedł do nich. Barczysty chłopak właśnie krzyczał na towarzysza.
- Coś Ci się nie podoba? - wrzasnął na niższego chłopaka.
- Tak - odpowiedział Merlin.
- O; znalazł się rycerz, obrońca uciśnionych. Dawaj.
Wskazał swe obnażone mięśnie. Merlin skrzywił się, ale nie miał już wyjścia. Zadał cios. Chłopak chwycił go za nadgarstek i wykręcił mu rękę, jakby był małym kociakiem. Merlin jęknął.
- Może mnie pokonałeś, ale mimo to nie możesz się rządzić.
- Mogę - szepnął mu do ucha jadowitym głosem.
- To kim jesteś? Królem? - próbował żartować Merlin, jednocześnie czując, że długo nie będzie mógł sprawnie ruszać ręką.
- Nie, jego synem, Arturem.
Zanim Merlin zdołał nabrać powietrza w płuca, już straże wzięły go pod ręce. Wówczas młody czarodziej zauważył, że piękna, złotowłosa pokojówka Morgany od pewnego czasu przypatrywała się tej scenie i poczuł się beznadziejnie. Kilka chwil później został wtrącony do lochu.

A na koniec, co tu dużo mówić; proszę o rady, mogą (dosł.) zmienić bieg tej historii (do pewnych granic, oczywiście ;)). Od tej pory dodawane fragmenty będę dodawać też w "Naszej twórczości"-"Sophija"-"Opowieści z Camelot", gdzie uzupełnię również słowniczek, jakby ktoś zapomniał niektóre imiona (będzie ich dość sporo).

PS. Życzę wszystkim sylwestra spokojnego/ szalonego - wedle upodobań oraz spełnienia marzeń. Do zobaczenia w przyszłym roku!

8 komentarzy:

  1. Również życzę takiego sylwestra, o jakim marzysz ;D

    Co do opowiadania, to Sophijko, jest świetne! c: Jak będę miała jakiś pomysł, to Ci podrzucę :D

    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję - cieszę się, że moja pisanina przypadła do gustu ;). Też myślę i to dość sporo o dalszych losach ich wszystkich, ale musicie poczekać na moją ukochaną bohaterkę, bo jak przystało na najważniejsze postacie pojawi się później na scenie :D, póki co popiszę trochę tak sobie, żeby wprowadzić w klimat i na początku wiele wzięłam z serialu, ale obiecuję, że to się zmieni :D

      Usuń
  2. Łabądki mistrzowskie! Tez kiedyś składałam, ale cierpliwości nie mam (zresztą Ty o tym wiesz).
    Szczęśliwego Nowego Roku Dziewczę Greckie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za życzenia i nawzajem :3
    Na Hobbicie też byłam . Bardzo mi się podobało !

    Łabędzie cudowne ! Gratuluję cierpliwości :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też ostatnio byłam na "Hobbicie" ;D.
    Łabędzie...Woah o.O.Zazdroszczę cierpliwości.
    Opowiadanie naprawdę przyjemnie się czyta.Dobrze piszesz :).Moja mała rada: Bardziej rozwijaj podrozdziały.Lepiej wstaw dwa długie niż kilka krótkich ;).Nie śpiesz się, my poczekamy :).Ale poza tym jest naprawdę fajnie :).
    Pozdrawiam
    Sunny Glow
    shadowhorses.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo ładniutkie te łabądki. :>
    Jeśli chodzi o opowiadanie to nie będę się wypowiadać, ponieważ nie dotarłam nawet do połowy. Ledwo zaczęłam początek, ale to jakoś nie mój typ jednak i mimo paru podejść nie dałam rady przeczytać dalej, choć pewnie myślę, że piszesz dobrze sądząc po Twoich wpisach. ;)
    Pisz dalej, dla innych. ;)

    Pozdrawiam, Karo :)
    [fantome.bloog.pl]

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękne łabędzie :) A na hobbicie również byłam.

    No to zacznę od gorszego: powtórzenia. W pierwszej części ciągle jest powtarzane "Gajusz".
    [UWAGA, ZACZYNAM SŁODZIĆ!] Ale fabuła bardzo mnie zainteresowała i możesz być pewna, że będę czytać dalej. Jeśli blogger mnie powiadomi...
    Merlin, magia... Już się doczekać nie mogę ;)

    Pozdrawiam i weny <33

    OdpowiedzUsuń